Ulica, przy
której stały rzędy identycznych domów – bliźniaków, powoli budziła się do
życia. Zaspani mugole zakładali kapcie oraz szlafroki i powoli schodzili do
kuchni, aby zaparzyć kawę. Wielu z nich otwierało okna, aby wpuścić do domu
promienie słońca, które powoli roztapiały zalegający na trawnikach śnieg. W
niedzielny poranek nikomu się nie śpieszyło. Przyroda podzielała pogląd ludzi i
powoli budziła się do życia.
Severus Snape
uważnie przyglądał się tabliczkom z numerami. Nigdy nie był w tej okolicy
Londynu. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jest to idealne miejsce dla Hermiony
Granger. Garaż, wejście do piętrowego bliźniaka, kawałek zieleni, drugie
identyczne drzwi, znowu garaż, płotek i wszystko od nowa. Tak samo
uporządkowane, nie wyróżniające się niczym szczególnym i nudne jak jego była
uczennica.
Nagle za krzaków
wyskoczył czarny kot, a zaraz za nim drugi: wielki i rudy. Severus przystanął,
wpatrując się w kocura. Zwierzę zrobiło to samo.
- Ty jesteś
kotem Granger – stwierdził Severus.
Nie raz go
widział w Hogwarcie i Grimmauld Place. Kocur zmienił się przez lata, które
Snape spędził w Azkabanie. Miał o wiele więcej siwego futra, sierść z
błyszczącej stała się matowa, a jego ruchy nie były tak zwinne jak kiedyś.
Oczy, którymi wpatrywał się intensywnie w byłego nauczyciela swojej pani, straciły
dawny blask. Po kilku sekundach kocur prychnął, machnął ogonem i pobiegł za
czarnym przyjacielem, który czekał ukryty pod zaparkowanym samochodem po
drugiej stronie ulicy. Widocznie uznał Severusa za kogoś niegodnego jego uwagi.
Chwilę później
czarodziej stał na wycieraczce domu Hermiony i dzwonił dzwonkiem, jednocześnie
przypominając sobie zasady z książki „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie
ludzi”. Na początku nie chciał jej przeczytać, ale nuda zmusiła go do tego.
Książka okazała się dobrym źródłem wiedzy o ludziach i ich zachowaniu. Autor
chciał pokazać jak można zdobyć przyjaciół dzięki szczerości i uśmiechowi.
Severus doszedł do wniosku, że to idealna lektura pokazująca jak można
manipulować innymi, mówiąc im to, co chcą usłyszeć. Wiedział, że
najprawdopodobniej przez dłuższy czas będzie potrzebował pomocy dziewczyny,
dlatego nie chciał jej do siebie zrazić. Z tego powodu wziął sobie do serca
radę Molly i wrócił do domu, gdzie jeszcze raz pogrążył się w lekturze
napisanej przez Dale’a Carnegie.
- Wi… - zaczął
mówić, gdy Hermiona otworzyła drzwi, ale głos zamarł mu w gardle, a brwi
poszybowały w górę z powodu zdumienia.
Miał świadomość,
że ludzie i świat zmienili się podczas jego pobytu w Azkabanie, ale nie był
przygotowany na to co zobaczył. Czarownica, która otworzyła mu drzwi była
cieniem dawnej siebie. Na Severusa patrzyła bardzo chuda kobieta o wielkich
oczach i wystających kościach policzkowych. Wszystko to połączone z poszarzałą
cerą i krótkimi, przylizanymi włosami sprawiało, że wyglądała jakby miała co
najmniej dziesięć lat więcej niż w rzeczywistości.
- Czego pan
chce? – spytała, gdy otrząsnęła się ze zdumienia, które ją ogarnęło na widok
niespodziewanego gościa.
- Potrzebuję
twojej pomocy Granger – oznajmił poważnym tonem i bez krępacji wszedł do jej
domu.
- Jestem zajęta
– powiedziała Hermiona, tłumiąc złość z powodu wtargnięcia.
- Zajmujesz się
dzieckiem – zauważył Snape zerkając na dziewczynkę, która tak skupiła się na oglądaniu
telewizji, że nie zwróciła na niego uwagi. – Myślę, że mała przeżyje jeśli nie
będzie ciebie przez chwilę. Nie poproszę cię
o zbyt wiele.
Po tych słowach
Hermiona zaczęła wyglądać na zaintrygowaną. Severus jeszcze raz podziękował w
myślach Dale’owi Carnegie za napisanie książki. Wszystko szło zgodnie z planem.
- No dobrze. O
co chodzi? – zapytała po krótkiej chwili. – Nie obiecuję, że panu pomogę – dodała szybko.
- Chcę abyś
ustaliła miejsce pobytu ojca Gilderoya Lockharta. Mam informacje, które ci w
tym pomogą.
- Żartuje pan –
wyszeptała zaskoczona. – Po co? – zainteresowała się.
- To bardzo
poważna sprawa dotycząca członka jego rodziny – oświadczył tajemniczo. – Ojciec
Lockharta jest mugolem i przebywa obecnie w domu starców. Wiem, że znasz się na
telefonach i komputerach, więc to nie powinien być dla ciebie problem –
specjalnie obdarzył ją pochlebstwem. – No chyba, że jednak się myliłem co do
ciebie i masz braki na tym polu… - podpuścił dziewczynę.
- Znajdę go w
kilka minut! – oświadczyła Hermiona z pewnością. Każdy wiedział, że nie lubiła,
gdy ktoś dawał jej do zrozumienia, że czegoś nie umie. – To wszystkie
informacje jakie pan posiada?
- Nazywa się
Jonathan Lockhart. Dom starców jest w Londynie albo na obrzeżach miasta, ma w
nazwie coś związanego z kościołem, najprawdopodobniej świętego. Umieściła go w
nim córka Maya. Facet jest chory na coś związanego z głową.
- To będzie
wymagało zajrzenia do Internetu i wykonania kilka telefonów – oceniła trzeźwo
Hermiona. – Nie powinno zająć mi wiele czasu.
- To świetnie –
ucieszył się w Severus.
- Jest jedna
sprawa – wypaliła nieoczekiwanie czarownica.
- Jaka?
- Suzanne –
wskazała głową na dziewczynkę. – Komputer mam na piętrze. Trzeba małą
popilnować…
- Dobrze się
czujesz!? Znam się na małych dzieciach jak Malfoy na hipogryfach! – Severus od
razu zaprotestował.
- …bez krzyków,
żadnego ubliżania, delikatnie i spokojnie – kontynuowała Hermiona patrząc
groźnie na byłego nauczyciela. – Jeśli Suzanne jęknie albo co gorsza zapłacze,
to nie pomogę panu, jasne? – zagroziła z zacięta miną.
- Dobra! Ale
masz zrobić to szybko! – zawołał, patrząc jak czarownica wchodzi po schodach.
Nie mógł oprzeć się stwierdzeniu, że od tyłu wygląda jak chłopak.
- Na Salazara! –
jęknął Severus w duszy. – Co jeśli bachor zacznie płakać bez powodu? Albo
będzie chciała iść siku? Kompletnie nie znam się na dzieciach!
Zlustrował
dziewczynkę od góry do dołu i zrobił minę jakby miał przed sobą łajnobombę,
która w każdej chwili może wybuchnąć. Zrobił ostrożnie krok w jej kierunku,
jednocześnie błagając niebiosa, aby dzieciak nie zwrócił na niego uwagi. Udało
się. Podniósł drugą nogę, aby przysunąć się bliżej ściany, gdy Suzanne
odwróciła głowę w jego stronę i popatrzyła swoimi wielkimi oczami.
Severus zastygł
bez ruchu. Miał nadzieję, że dzieciak obejrzy go sobie i wróci do swoich spraw.
Przy okazji dokładnie zlustrował Suzanne. Wydała mu się kompletnie niepodobna
do Weasleya. Wszyscy członkowie tej rodziny byli rudzi, czego nie można było
powiedzieć o dziewczynce. Miała prawie czarne włosy, brązowe oczy i bardzo
jasną cerę. Z twarzy była podobna do Granger, ale na pewno nie miała w sobie
nic z Ronalda. To wyjaśniało Severusowi dlaczego chłopak rzucił Hermionę, a ta
się tak bardzo zmieniła. Czarodziej nie był pewny, czy dziecko powinno być tak
duże. Czytał o zaręczynach Granger i ciąży, gdy był jeszcze w Azkabanie. Z tego
powodu miał wątpliwości, czy minęła odpowiednia ilość czasu, aby dziewczynka
osiągnęła taki etap rozwoju. Z drugiej strony wiedział, że ma nikłą wiedzę na
ten temat i może się mylić.
- Choć tu.
- Co? – bąknął
Severus.
- Choć tu –
powtórzyła Suzanne i pokazała paluszkiem na kanapę.
Czarodziej
powoli i ostrożnie przycupnął na samym brzegu mebla, aby być jak najdalej od
dziecka. Nie chciał, aby zaczęło płakać. Przy okazji zerknął, wiedziony
ciekawością, co jest w telewizji. Ogarnęła go groza, gdy zobaczył fioletową
maszkarę trzymająca pod pachą czerwoną torebkę.
- Tinky Winky –
wyjaśniła dziewczynka, która nadal uważnie go obserwowała.
Severus zrobił
zniesmaczoną minę. Jak dzieci mugoli mają być normalne, gdy widzą takie dziwne,
kolorowe stwory? Osobiście potraktowałby je Szatańską Pożogą i patrzył z
lubością jak płoną.
- Ty jesteś
Dipsy – zaszczebiotała Suzanne z uśmiechem.
- Nie jestem
żaden Dipsy – zaperzył się Snape. – Masz się do mnie zwracać „pan Severus” –
oznajmił śmiertelnie poważnym tonem.
- Sevjus.
- Pan Severus.
- Sevjus!
- Pan Se-ve-rus!
– wycedził przez zęby, gdy jego poziom irytacji wzrósł niebezpiecznie.
To był błąd.
Duże oczy Suzanne zrobiły się jeszcze większe. Jej usta zaczęły drgać i było
widać, że zaraz się rozpłacze.
- Ciiiii! Nie
płacz! – Severus poczuł, że zaraz albo zacznie panikować, albo potraktuje
dzieciaka zaklęciem. – Mów mi Sevjus! Albo Sev! Jak chcesz, tylko nie płacz!
Dziewczynka w
ciągu sekundy przeszła od cichego szlochu do radości.
- Sev! –
krzyknęła. – Pobaw się ze mną!
Snape był bliski
ucieczki, gdy pojawiła się Hermiona, oznajmiając, że znalazła ojca Gilderoya. To
dało mu pretekst do wstania z kanapy i oddalenia się od dziecka. Ukradkiem
odetchnął z ulgą, aby Granger nie zauważyła jego niechęci.
- Proszę –
dziewczyna podała mu żółtą karteczkę z adresem. – Pan Lockhart mieszka w
nowoczesnym i luksusowym domu starców. Widziałam na ich stronie internetowej,
że mają tam niezłe warunki. Kamery są wszędzie, dlatego radziłabym nie używać
czarów, ponieważ wszystko będzie nagrane i mugole będą mieć dowód na istnienie
magii.
- Kamery? – powtórzył
czarodziej i poczuł zimny dreszcz na plecach.
- Głównie
przebywają tam ludzie z problemami z pamięcią, dlatego cały ośrodek jest
strzeżony. Nie mogą sobie pozwolić, aby jakiś mieszkaniec im uciekł. By się tam
dostać trzeba przedstawić cel wizyty dzwoniąc domofonem przy bramie, potem musi
pan pójść do rejestracji i podać im dane osobowe. Na pewno pan sobie poradzi – dziewczyna
uśmiechnęła się kpiąco. - Przypominam o moich książkach. Miło by było gdybym
otrzymała je z powrotem sowią pocztą. A teraz do widzenia – oznajmiła z powagą.
Severusowi wcale
się nie podobało, to co usłyszał na temat miejsca pobytu Jonathana Lockharta.
Technika mugoli bardzo poszła do przodu od czasu, gdy chodził do szkoły
podstawowej. Kamery, telefony bez przewodów, domofony i dziwne stwory w
telewizji – wszystko to napawało go to strachem. Gdyby ktoś nagrał jak
posługuje się magią i doszłoby to do Gawaina, to znowu trafiłby do Azkabanu.
Tego był pewien.
Zrozumiał, że
potrzebuje Hermiony, aby dostać się do ojca Sary i nie zwrócić niczyjej uwagi. Nie
mógł odmówić jej inteligencji i wiedział, że dziewczyna potrafi wyciągać z
ludzi informacje. Czas go naglił, ponieważ chciał jak najszybciej znaleźć
osobę, która prześladowała jego kobietę. Po załatwieniu sprawy mógłby od razu
wyjechać jak najdalej od Wielkiej Brytanii.
- Jak miło, że
wspominasz o swoich książkach - zwrócił się do swojej byłej uczennicy i
uśmiechnął się jadowicie - Oddam ci je pod jednym warunkiem…
***
Severus razem z
Hermioną i Suzanne przemierzali korytarze domu starców, podążając za
pielęgniarką. Klatka schodowa i pomieszczenia pachniały nowością oraz środkiem
dezynfekującym. Na tłumnie wchodzących i wychodzących gości spoglądały kamery
umieszczone tuż pod sufitem.
- Tutaj mieszka
pan Lockhart – pielęgniarka zapukała w drzwi oznaczone numerem 303. – Pańska
rodzina przyjechała w odwiedziny! – zaświergotała, gdy ojciec Sary pojawił się
w wejściu do pokoju.
Było to
oczywiste kłamstwo, ale nie mieli innego wyboru. Przy bramie musieli podać cel
wizyty więc Hermiona oznajmiła, że chce zobaczyć się z wujkiem. To samo
powiedziała pielęgniarce w holu, która wyjaśniła, że musi spisać dane. Ku
zadowoleniu Severusa, kobiecie wystarczyło prawo jazdy jego byłej uczennicy,
jednak po chwili mina mu zrzedła, gdy się okazało, że został wpisany jako jej mąż,
a Suzanne ich dziecko. Przeklął w duszy pielęgniarkę, która była tak tępą idiotką,
że nie zauważyła, że jego wygląd dobitnie świadczy o kawalerstwie. Mimo
wewnętrznego wzburzenia pozostał spokojny. Wiedział, że jeśli nie dotrze do
Jonathana Lockharta to pozostanie mu wyjazd do Kanady, albo znalezienie każdego
Michaela Jonesa mieszkającego na terenie Wielkiej Brytanii i ustalenie czy jego
byłą żoną jest Sara.
Staruszek
dokładnie otaksował ich spojrzeniem i wyjątkowo zręcznie, jak na jego lata,
złapał Hermionę za dłoń i złożył na niej wyjątkowo głośny pocałunek.
- Jak miło, że
mnie odwiedziliście! – zawołał uradowanym tonem, podczas gdy goście weszli do
jego pokoju. – Tylko przypomnijcie mi kim jesteście, bo mi tabletki zaćmiły
umysł. Karmią mnie tutaj tym świństwem i wmawiają, że to mi pomaga…
- Severus, kuzyn
od strony ciotecznej babci wujka Williama. Rozmawiałem z Mayą i powiedziała mi,
że tutaj mieszkasz wujku – skłamał gładko Snape zerkając z ukosa na
pielęgniarkę, która nieśpiesznie zamykała za nimi drzwi.
- Ach, tak,
pamiętam… Naturalnie, że pamiętam. Wcale nie mam problemów z głową! - ojciec
Sary zrobił minę, która świadczyła zupełnie coś innego. – Przyprowadziłeś do
mnie swoją żonę i córkę – dodał wyraźnie próbując zmienić temat. – Urocze… są
absolutnie urocze!
Hermiona
uśmiechnęła się blado i wymamrotała podziękowanie za komplement, a Suzanne
trzymała się kurczowo nogi Severusa, chowając się pod jego płaszczem.
Czarodziej miał ochotę wyszarpać kończynę z rąk dzieciaka, ale wiedział, że nie
może tego zrobić. Granger wyjaśniła mu, że mała potrafił upodobać sobie jakąś
osobę i oderwanie jej od niej było bardzo trudne. Suzanne uznała, że jej
najlepszym przyjacielem będzie Severus. Były mistrz eliksirów miał odmienne
zdanie niż dziewczynka. W ogóle nie był zachwycony przymusowym towarzystwem
dziecka, które wciskało mu w ręce pluszaki i kazało się bawić. Hermiona także
nie była zadowolona z reakcji małej i próbowała ją przekonać, że czarodziej nie jest osobą wartą uwagi, ale dzieciak wiedział lepiej. Z tego powodu Severus chciał,
aby jego była uczennica podrzuciła komuś Suzanne i teleportowała się razem z
nim. Ta oświadczyła jednak, że to nie wchodzi w grę, ponieważ jej rodzice
wracają do Londynu późnym wieczorem. Całą sprawę dodatkowo skomplikował fakt,
że dziewczynka miała nie być świadkiem wykorzystania magii. Severus długo
spierał się z Hermioną zanim doszli do kompromisu. Stanęło na tym, że musiał
wsiąść do samochodu Granger, słuchając wkurzającej paplaniny Suzanne.
- Nie stójcie
tak, rozbierzcie się z tych płaszczy – rozkazał staruszek wskazując palcem na
wieszaki znajdujące się na ścianie.
Hermiona
oderwała Suzanne od nogi Severusa i zaczęła zdejmować jej kurtkę. Czarodziej
wykorzystał ten czas na zlustrowaniu pomieszczenia. Lockhart wypełnił swój
pokój krzyżami i świętymi obrazami. Tylko w jednym miejscu wisiała fotografia
roześmianej rodziny. Severus od razu rozpoznał, że to Maya z mężem i czwórką
ich dzieci. W przeciwieństwie do Gilderoya i Sary odziedziczyła wygląd swojej
matki, co widocznie nie przeszkodziło jej w założeniu rodziny. Oni na pewno
piękno dostali po ojcu. Mimo widocznej starości Jonathan Lockhart był nadal
przystojny. Snape domyślił się, że ma spore powodzenie wśród tutejszych
seniorek, a może i nawet wśród żeńskiego personelu medycznego.
- Wujku, chciałem
zapytać się ciebie o coś ważnego… – czarodziej podszedł do Jonathana i spojrzał
w jego oczy.
Zamierzał użyć
legilimencji, ale od razu wiedział, że nic z tego nie będzie. Była żona
staruszka miała rację. Jego umysł był zamknięty na cztery spusty i nawet z
różdżką miałby problemy, aby wydrzeć strzępki informacji. Pozostało mu
udawanie, że jest jego rodziną i skłonienie do mówienia.
- Tak?
- Czy
kontaktowała się z tobą Sara?
Pogodną twarz
Jonathana błyskawicznie wykrzywił grymas złości. Zaczerwienił się i zaczął
szybciej oddychać.
- Ta lafirynda!?
– krzyknął. – Rozwiodła się z Michaelem! To taki dobry chłopak! Bóg ją pokarze!
Zobaczysz! I… – urwał, gdy zobaczył przerażenie w oczach Suzanne i zniesmaczoną
minę Hermiony. – Przepraszam dziewczynki, wyrwało mi się – dodał łagodnie i podał
małej czekoladę, którą trzymał na stoliku. – Teraz chcę się dowiedzieć co u was,
młodych, słychać.
- To nieważne,
wolałbym… - zaczął mówić Severus.
- Oczywiście, że
ważne! Jesteście bardzo interesującą parą i chcę się dowiedzieć jak to się
stało, że jesteście razem – wszedł mu w słowo Jonathan i spojrzał na niego z
wyrzutem. - Czemu nie usiądziesz obok żony?
Snape poczuł, że
żyłka na jego skroni zaczęła pulsować ze złości. Zrozumiał, że droga do dowiedzenia
się czegokolwiek będzie długa i trudna. Jego wnętrzności zaczęły się skręcać na myśl, że musi udawać kochającego męża i tatusia.
- Posuń się…
kochanie – powiedział z trudem do Hermiony i usiadł koło niej na kanapie na
tyle blisko, aby ojciec Sary niczego się nie domyślił, a jednocześnie na tyle
daleko, aby się nie dotykali.
Dziewczyna
posłała mu ukradkiem spojrzenie, które mówiło, że ma ochotę go zamordować.
Suzanne przestała zwracać uwagi na dorosłych, ponieważ zajęta była pochłanianiem czekolady.
- Nie wstydźcie
się – zaświegotał staruszek. – Okażcie sobie trochę uczucia w tym zimnym
świecie! Lubię patrzeć na młodych, którzy są zakochani jak wy!
Severus miał ochotę
walnąć zaklęciem starego, ale wiedział, że Granger mu nigdy więcej nie pomoże
jeśli Suzanne coś zauważy. Starając się nie okazać zniesmaczenia na swojej
twarzy, objął lekko dziewczynę ramieniem. Nie miał ochoty na kontakt fizyczny z
kimś takim jak ona. Podniósł wzrok na ojca Gilderoya. Staruszek mimo demencji
od razu zauważył, że coś nie gra. Severus nie czekając na jego reakcję położył prawą
dłoń na dłoni Hermiony, a drugą ręką przyciągnął ją mocno do siebie. Rozciągając
usta w fałszywym uśmiechu starał się nie myśleć o tym, że dziewczyna ze stresu
zaczęła przypominać topielca – jej skóra była zimna i mokra.
- Ile jesteście
po ślubie? – zagadał staruszek, który nie zdążył się zorientować w gierkach
gości.
- Trzy lata –
odparła Hermiona nienaturalnie piskliwym głosem.
- Tak patrząc na
was myślę, że musi być między wami duża różnica wieku. Dziesięć lat?
- Dziewiętnaście
lat, osiem miesięcy i dziesięć dni – Granger dała błyskawiczną odpowiedź, czym
zaskoczyła Severusa. Nawet on nie byłby w stanie tak szybko obliczyć tego w
pamięci.
- Podziwiam
takie pary jak wy. Trzeba mieć wiele odwagi w dzisiejszym świecie, aby związać
się z drugą osobą świętym węzłem małżeńskim… - staruszek się rozmarzył. –
Musicie się bardzo kochać i mocno ufać bogu!
Obydwoje kiwnęli
głowami, ponieważ potwierdzenie nie dało rady przejść przez ich gardło.
- Kochasz
mamusię i tatusia? – Jonathan zwrócił się do Suzanne, która skończyła jeść
czekoladę.
- Tak – odparła nieśmiało
dziewczynka. – Kocham Hermi i Seva – dodała od siebie.
Snape
stwierdził, że nienawidzi dzieci. Zwłaszcza takich, które przyczepiają się do
niego jak druzgotek do nogi i wyznają mu miłość. Odetchnął z ulgą, gdy
zorientował się, że Lockhart nie załapał o co dziewczynce chodzi.
- Nowoczesne
rodzicielstwo – skomentował i pokiwał głową ze smutkiem.
- Tak, trochę pozwalamy
jej na zbyt wiele – odparł błyskawicznie Severus, aby podlizać się staruszkowi.
- Ja tak nie
uważam – powiedziała Hermiona dobitnie. – Suzanne ma prawo wyrażać siebie.
- Ach te matki!
Zawsze rozpieszczają swoje dzieci, taka ich rola. Mężczyzna musi trzymać dzieci
krótko – oznajmił Jonathan z dobrodusznym uśmiechem. – Musisz jednak przyznać
Severusie, że mocno kochasz swoją żonę, mimo różnicy zdań.
W gardle Snape’a
utworzyła się wielka klucha. Próbował ją przełknąć, ale bezskutecznie. Oblał go
zimny pot, gdy zrozumiał, że wszystko zaszło za daleko. Jeszcze chwila i
staruszek będzie kazał im się całować. Wolałby mieć romans z mężczyzną niż z
Granger!
- Prawda? – dociekał
ojciec Sary.
- Yhm… tak… - wydukał
wściekły jak osa Severus. – Jest cudowną matką i… kucharką. Żebyś wiedział
wujku jak Mionka świetnie gotuje! – dodał.
- Za to Sevuś
wspaniale orientuje się w najnowszej technologii. Komputer to dla niego pestka –
Hermiona odbiła piłeczkę.
- Może Hermi nie
jest zbyt inteligentna, ale ma w sobie to coś – dogryzł jej Snape.
- Severusek jest
stróżem prawa i często bywa w więzieniu. Jego ostatni kontrakt trwał prawie
trzy lata – oznajmiła czarownica z fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Jesteście
uroczy, doprawdy – staruszek rozpływał się nad gośćmi. – Macie taką cudowną
pociechę – zerknął na Suzanne, która bawiła się przyniesionymi przez Hermionę
zabawkami. – To kiedy drugie?
Przez głowę
Severusa przebiegła myśl, że nawet pół dziecka to za dużo, a co dopiero dwoje.
Na szczęście Sara nie miała szans, aby stać się matką.
- Och, jeszcze
nie widać… - westchnęła ostentacyjnie Hermiona i złapała się za brzuch.
- Jesteś w
ciąży? – wzruszył się Jonathan. – Taka chudzina, to nie widać! Gratulacje, będę
się modlił, aby dobry bóg dał wam syna – mrugnął do Severusa, który zrozumiał,
że zbliżył się dobry moment na wyciągnięcie informacji.
- Przyjechaliśmy
tutaj, aby cię spytać czy masz jakiś kontakt z Sarą albo Michaelem, ponieważ
chcieliśmy poprosić, aby jedno z nich zostało rodzicem chrzestnym naszego
drugiego dziecka.
- Ta ladacznica
nie nadaje się na to! – fuknął staruszek. – Nie mam z nią kontaktu od czasu
rozwodu. Jest złą córką, ani razu nie zainteresowała się co u mnie słychać! –
poskarżył się. – Co do Michaela… gdzieś tu miałem jego wizytówkę – podszedł do
szuflady w biurku i zaczął w niej grzebać. – To nie ta… Mam! – krzyknął triumfalnie
wyjmując prostokątny kawałek papieru i podając go Severusowi. – Masz adres jego
warsztatu.
- Dziękujemy! –
ucieszyła się Hermiona. Widać było po niej wyraźnie, że ma dosyć odgrywania
roli żony.
- Jeszcze jedno
wujku. Czy słyszałeś o długach Sary i o tym, że ktoś ją za nie ściga?
- Nie – odparł Jonathan.
– To bardzo do niej podobne, grzesznica jedna!
Snape zrozumiał,
że nie ma co przeciągać wizyty. Zdobył adres kolejnej osoby, z którą musiał
porozmawiać, a dłuższe siedzenie u ojca Sary mogło skutkować dalszymi porcjami
czułości, którymi będzie musiał obdarzać Granger, na co nie miał najmniejszej
ochoty.
***
Hermiona wypadła
z domu starców z największą prędkością jaką była w stanie rozwinąć, ciągnąc za
rękę Suzanne.
- Nigdy więcej
panu nie pomogę! – warknęła otwierając kluczykiem samochód, którym przyjechali.
– Słyszy pan!? Jeśli znowu będę musiała udawać pańską żonę, to już wolę, aby
spalił pan książki! Kupię sobie nowe!
- Nawet tą z
dedykacją od twojej babci? – spytał Severus łagodnym, ale jednocześnie
jadowitym głosem. – Myślałem, że ci na niej zależy…
Oczy Granger miotały
groźne iskry, ale nic nie odpowiedziała. Złapała Suzanne i wsadziła ją do
fotelika, który znajdował się na tylnym siedzeniu.
- Wiedz, że
miałem tyle przyjemności w fizycznym kontakcie z tobą, co z testralem.
- Testrale są
fajne – odparła czarownica urażonym tonem.
- Niech ci
będzie – westchnął Severus i usiadł na fotelu koło kierowcy. – Tyle przyjemności
co z gumochłonem.
- I nawzajem –
odgryzła się.
- Zawieziesz
mnie pod ten adres?
- Nie ma mowy,
to po drugiej stronie miasta, a Suzanne niedługo powinna zjeść zupkę. Wyrzucę
pana przy parku – Hermiona odparła chłodno. – Nie musi mi pan oddawać książek
osobiście. Przypominam jeszcze raz, że istnieje coś takiego jak poczta – fuknęła.
- Niech ci
będzie – odparł Severus i pomyślał, że tak naprawdę, to wolałby do niej przyjść. Dawno
nic mu nie poprawiło tak humoru, jak widok zdenerwowanej Granger.