Grzegorz
Michalski wziął do ręki komórkę i sprawdził godzinę. Była szósta rano, normalnie o
tej porze szykowałby się do pracy. Pomyślał, że obudził się tak wcześnie z
przyzwyczajenia. Czuł się nieswojo leżąc w łóżku, ale dyrekcja dała mu do
zrozumienia, że ma dzisiaj przymusowe wolne. Nie do końca rozumiał co się stało
poprzedniego dnia. Na zebraniu firmy nagle ni z tego, ni z owego, wstał Karol z
działu finansowego i oskarżył go o fałszowanie przychodów firmy. Skończyło się to
ogromną awanturą ponieważ nie miał nic na sumieniu i niczego złego nie zrobił.
Skontaktowano się z centralą i stwierdzono, że interwencja policji nie będzie w
tej chwili konieczna. Grzegorz i Karol zostali wysłani do domów, a specjalna
komisja będzie badać finansowe raporty. Miał nadzieję, że to nie jest jakiś
spisek w celu usunięcia go z pracy. Tyle osób ostrzyło sobie zęby na jego
stanowisko. Nagle wpadł na pomysł: zadzwoni do swojej asystentki Agnieszki z
którą miał bardzo dobre stosunki. Nie zwracając uwagi na godzinę wyszukał
nazwisko „Mazur” w komórce. Odebrała po trzecim sygnale.
-
Cześć słoneczko – zaczął przymilnie. - Ja wiem, że jest wcześnie…
-
Nie mogę z tobą rozmawiać – odpowiedziała zdenerwowanym tonem. – Mamy całkowity
zakaz kontaktowania się z wami do czasu wyjaśnienia sprawy. Więc…
-
Czekaj! – krzyknął do słuchawki. – Wierzysz, że jestem niewinny?
-
Wierzę – szepnęła po czym się rozłączyła.
Odrobinę
podniosło go to na duchu. Chociaż Aga mu wierzy. Stwierdził, że nie ma sensu o
tym myśleć. Może dobrze mu zrobi, gdy spędzi dzień ze swoją córką. Wychodził z
domu z samego rana, wracał późnym wieczorem więc nieczęsto ją widywał. W
weekendy zazwyczaj także nie miał dla niej czasu ponieważ siedział z nosem w
komputerze. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki.
***
Patrycja
zeskakiwała ze schodów nucąc pod nosem wyhaczoną ostatnio na youtube piosenkę
zespołu Van Canto:
„I
feel the magic running through my veins
A prophecy is fulfilled these days”*
A prophecy is fulfilled these days”*
Nagle
usłyszała głos ojca, stanęła i słuchała. Było już po siódmej więc dawno powinien
wyjechać do pracy. Czuła, że coś jest nie tak. Zajrzała ukradkiem do kuchni
gdzie zobaczyła małżeństwo Wojtysiaków siedzących z jej ojcem przy stole. Właśnie
zabrali się za jedzenie jajecznicy z cebulką i pieczarkami. Pachniało kawą i
świeżo wyciśniętym sokiem pomarańczowym. Ciekawość zwyciężyła więc dziewczynka cichutko
podeszła do stołu, ojciec spojrzał na nią jakby zobaczył ją pierwszy raz od
dawna.
-
Patrycjo… co ty masz na sobie? – spytał z wielkim zdziwieniem. – To jakaś nowa
moda? Ty się tak ubierasz… nie mów, że chodziłaś w czymś takim do szkoły! – oburzył się.
Wtedy
pani Jadwiga wstała od stołu i z gestem dziękczynnym skierowanym ku niebu
zaczęła mówić:
-
no! W końcu pan zauważył, chwała Bogu! Tyle razy panu mówiłam panie Grzegorzu,
że z Patrycją dzieje się coś niedobrego. Te dziwaczne stroje, te książki o
magii, te urodziny z bandą trzynastolatków poprzebieranych za wiedźmy i
czarnoksiężników oraz te wszystkie trupie czaszki! Mówię panu, ona wpadła w
sidła sekty, jest SZATANISTKĄ! NIE BYŁA W KOŚCIELE OD DWÓCH MIESIĘCY! – krzyknęła i
oskarżycielsko wskazała palcem na dziewczynkę.
Patrycja
i jej ojciec patrzyli to na siebie, to na szybko oddychającą starszą kobietę,
ani jedno, ani drugie nie wiedziało co powiedzieć. Po chwili Pan Jan złapał żonę
za sukienkę i pociągnął by usiadła z powrotem na krześle mrucząc coś o głupich
dewotkach.
-
To opowiesz mi o co chodzi z tym strojem, czarami, magią i… eee… trupimi
czaszkami? – zaczął łagodnie pan Michalski widząc, że jego córka zaczerwieniła
się i zaczęła miąć w rękach spódnicę.
Nie znał za bardzo mody panującej wśród współczesnych trzynastolatek, ale był pewien, że to co ma na sobie Patrycja jest mocno alternatywne. Przypominało mu trochę punkowe klimaty z młodości, ale jednak różniło się to od tego co nosiły kiedyś dziewczyny. Oskarżona miała na sobie białą, koronkowa bluzeczkę z krótkim rękawkiem, na to założyła czarną kamizelkę wyszytą w kolorowe czaszki. Pod szyją wisiał krawat w biało - czerwoną kratkę. Spódniczka sięgała kolan, była w czarno-czerwoną kratkę, mocno rozkloszowana z powodu tiulowej halki pod spodem. Na nogach miała założone białe skarpetki zakończone koronką, a na stopach błyszczały lakierki na grubej podeszwie zapinane klamerkami w kształcie trupich czaszek. Wyglądu dopełniały czarne koronkowe rękawiczki. Kasztanowe włosy spięła w dwa kucyki, które były wyraźnie pokręcone na lokówce zaś równo przycięta grzywka była wyprostowana prostownicą. Za gumki robiły dwie wstążki w czarno-czerwoną kratkę. W uszach miała kolczyki w kształcie gałek ocznych. Zaś jeśli chodzi o oczy, pan Michalski ze zgrozą zauważył, że bursztynowe tęczówki chowają się za pomalowanymi na czarno rzęsami.
Nie znał za bardzo mody panującej wśród współczesnych trzynastolatek, ale był pewien, że to co ma na sobie Patrycja jest mocno alternatywne. Przypominało mu trochę punkowe klimaty z młodości, ale jednak różniło się to od tego co nosiły kiedyś dziewczyny. Oskarżona miała na sobie białą, koronkowa bluzeczkę z krótkim rękawkiem, na to założyła czarną kamizelkę wyszytą w kolorowe czaszki. Pod szyją wisiał krawat w biało - czerwoną kratkę. Spódniczka sięgała kolan, była w czarno-czerwoną kratkę, mocno rozkloszowana z powodu tiulowej halki pod spodem. Na nogach miała założone białe skarpetki zakończone koronką, a na stopach błyszczały lakierki na grubej podeszwie zapinane klamerkami w kształcie trupich czaszek. Wyglądu dopełniały czarne koronkowe rękawiczki. Kasztanowe włosy spięła w dwa kucyki, które były wyraźnie pokręcone na lokówce zaś równo przycięta grzywka była wyprostowana prostownicą. Za gumki robiły dwie wstążki w czarno-czerwoną kratkę. W uszach miała kolczyki w kształcie gałek ocznych. Zaś jeśli chodzi o oczy, pan Michalski ze zgrozą zauważył, że bursztynowe tęczówki chowają się za pomalowanymi na czarno rzęsami.
-
Matko Boska – pomyślał. – Czy ona nie powinna być jeszcze małą dziewczynką?
Miał
nadzieję, że idzie gdzieś na balangę do koleżanek, co niestety nie było zbyt
prawdopodobne biorąc pod uwagę wczesną porę. Albo to taki rodzaj przebrania, w
końcu są wakacje, może dziewczyna trochę poszaleć. Na satanistkę nie wygląda
ale kto wie, nigdy nic nie wiadomo.
-
Bo ja… to taki styl… z Japonii… - wydukała Patrycja.
Z pani Jadwigi nic sobie nie robiła, ale ojciec to trochę inny kaliber. Mógł ją odciąć od pieniędzy i wygód do których przywykła.
Z pani Jadwigi nic sobie nie robiła, ale ojciec to trochę inny kaliber. Mógł ją odciąć od pieniędzy i wygód do których przywykła.
-
Z Japonii? A skąd ty go wytrzasnęłaś? – zdziwił się.
-
Z internetu… bo wiesz tato ja lubię z Anką Cegielską oglądać anime… no takie
bajki z Japonii – dodała widząc, że ojciec nie załapał. – I my widziałyśmy
takie gdzie dziewczyny ubierały się w stylu gotyckich lolit. Wiesz, takie
ubrania jak kiedyś się w Anglii nosiło tylko takie trochę krótsze. No i Ance
się spodobały, ale mnie tak średnio. No i ona mnie katowała różnymi zdjęciami z
internetu z tym stylem i mi przesłała taki magazyn… no z Japonii tato, ale nie
prawdziwy tylko zdjęcia. Tam oprócz gotyckich lolit były punkowe lolity, no i
mi się spodobały te ciuchy, a ty mi dawałeś pieniądze tato więc je sobie
kupowałam przez internet i… Ja tego nie nosiłam w szkole! Tylko po domu i pani
Jadwiga jest wstrętnym kłamczuchem BO JA NIE WIEM CO TO JEST SZATANISTKA I NIĄ
NIE JESTEM!
Pani
Jadwiga krzyknęła z oburzenia, ojciec Patrycji zaczął ją uspokajać zaś pan Jan
poszedł odebrać dzwoniący telefon. Po chwili dziewczyna dokończyła opowieść:
-
kosmetyki kupiłam w sklepie z Anką, próbowałyśmy się malować, ale to była
masakra tata, my chyba jesteśmy beztalencia… czasem tylko rzęsy pomaluję, ale to
na chwilę bo zaraz wyglądam jak panda bo trę oczy, bo zapominam o nich. Kupiłam
sobie też buty na obcasie, ale nogi mi się rozjechały i prawie je sobie
połamałam więc je sprzedałam na eBay’u…
-
Ty masz dostęp do eBay’a? Przecież tam są zabezpieczenia przed dziećmi!
Myślałem, że robisz zakupy na mieście –
ojciec nie był zadowolony.
-
Aaaa… no bo ja… no to co mówiła pani Jadwiga, ja… ja chyba potrafię czarować –
wyjąkała i opowiedziała o dziwnych przypadkach, które miały miejsce w szkole
podstawowej. – No i wiesz tato, to jeszcze nie koniec. Bo na przykład ja bardzo
nie lubię być dyżurną i pani Wójcik nigdy nie zapisywała mi dyżuru, zawsze mnie
pomijała. A jak coś bardzo chciałam to się to spełniało, bo raz Zuzka przyszła
i powiedziała, że znalazła dziesięć złotych przed szkołą, a ja powiedziałam, że znajdę pięćdziesiąt złotych i to się zdarzyło! Dziewczyny wszystko potwierdzą! Dlatego ja tak lubię
książki o magii…
Pan
Michalski był wstrząśnięty tym wyznaniem. Nie wiedział jak zareagować,
zazwyczaj zbywał panią Jadwigę zrzucając na nią obowiązek użerania się z
rozpieszczoną jedynaczką, a teraz widział skutki swojego niedbalstwa. Myślał co
powinien zrobić: iść z nią do psychiatry czy stwierdzić, że po prostu
dziewczynka za dużo naoglądała się chińskich bajek i ich zakazać, a ciuchy
spalić? Dzięki panu Janowi dostał chwilę do namysłu ponieważ starszy człowiek
zawołał żonę i streścił odbytą rozmowę telefoniczną. Wynikało z niej, że
małżeństwo Wojtysiaków jest wzywane teraz - natychmiast do Urzędu Skarbowego z
powodu jakiegoś błędu. Nie wiedział zupełnie o co chodzi, ponieważ urzędniczka mówiła
strasznie trudnym językiem z mnóstwem artykułów i innych paragrafów. Zrozumiał
tylko, że to pilne. Razem z żoną szybko się przygotował do wyjścia i wsiedli do
samochodu. Ledwo zniknęli za zakrętem, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
Patrycja szła otworzyć w złym humorze, wiedziała, że ojciec myśli co z nią zrobić. Wyglądał na to, że jest w lekkim szoku, ale pewnie niedługo mu przejdzie i zacznie się złościć.
-
Czego chcesz? – warknęła, gdy zobaczyła wysoką, chudą blondynkę ubraną w
elegancki czarno - biały kostium.
W ręce trzymała skórzaną teczkę. Włosy miała związane w koczek z tyłu głowy, na twarz opadało kilka falowanych kosmyków. Makijaż był lekki i ledwo widoczny. Dziewczynka była przekonana, że to kolejna akwizytorka z ofertą-nie-do-odrzucenia albo Jehowa. Upewniła się w swoim spostrzeżeniu, gdy zobaczyła zdumione, szeroko otworzone zielone oczy.
W ręce trzymała skórzaną teczkę. Włosy miała związane w koczek z tyłu głowy, na twarz opadało kilka falowanych kosmyków. Makijaż był lekki i ledwo widoczny. Dziewczynka była przekonana, że to kolejna akwizytorka z ofertą-nie-do-odrzucenia albo Jehowa. Upewniła się w swoim spostrzeżeniu, gdy zobaczyła zdumione, szeroko otworzone zielone oczy.
-
Ekhm – blondynka kaszlnęła. – Czy… czy mam przyjemność z Patrycją Michalską?
Tata jest w domu?
To
zbiło dziewczynkę z tropu. Skąd nieznajoma wiedziała jak się nazywa? Po co
chciała widzieć tatę? Może jest pracownicą z firmy ojca. Patrycja machnęła ręką
w stronę pokoju. Blondynka zawahała się na moment, popatrzyła się badawczo na
trzynastolatkę i powoli ruszyła przed siebie.
-
Nie spodobało jej się jak wyglądam, pewnie większość ludzi patrzyłoby się na
mnie dziwnie gdybym tak wyszła na ulicę – pomyślała Patrycja idąc za
nieznajomą.
Ta rozejrzała się po pokoju i powiedziała tonem jakby była u siebie:
Ta rozejrzała się po pokoju i powiedziała tonem jakby była u siebie:
-
zapraszam państwa na kanapę.
Grzegorz
Michalski był zdumiony jej zachowaniem i miał ochotę wyrzucić bezczelną blondynę
z domu, ale było w niej coś co kazało posłuchać. Usiadł obok córki dziwiąc się
sam sobie.
-
Witam, nazywam się Angelique Ratine. Tak, naprawdę się tak nazywam ponieważ
jestem w połowie Francuzką – dodała widząc ich miny.
Otworzyła teczkę i wyjęła z niej plik papierów.
– Siedzicie? Super, im szybciej tym lepiej... Przybywam w imieniu Leokadii Bąk, dyrektorki Zespołu Szkół Magii i Czarodziejstwa imienia Mistrza Jana Twardowskiego aby oświadczyć, że Patrycja Michalska, córka Grzegorza Michalskiego, urodzona 11.06.2002 roku jest czarownicą i została przyjęta do pierwszej gimnazjum, wychowawcą klasy ”c” jest…
Otworzyła teczkę i wyjęła z niej plik papierów.
– Siedzicie? Super, im szybciej tym lepiej... Przybywam w imieniu Leokadii Bąk, dyrektorki Zespołu Szkół Magii i Czarodziejstwa imienia Mistrza Jana Twardowskiego aby oświadczyć, że Patrycja Michalska, córka Grzegorza Michalskiego, urodzona 11.06.2002 roku jest czarownicą i została przyjęta do pierwszej gimnazjum, wychowawcą klasy ”c” jest…
To
było zbyt wiele jak na jeden dzień dla nerwów mężczyzny, wstał i zaczął
wrzeszczeć:
-
CZY PANIĄ KOMPLETNIE POKRĘCIŁO! TO JAKAŚ UKRYTA KAMERA, TAK!? TO MA BYĆ
ŚMIESZNE!? JESTEŚ W ZMOWIE Z MOJĄ CÓRKĄ!? TO DOWCIP, TAK!? PRZECIEŻ CZAROWNICE
NIE ISTNIEJĄ!!!
Na
Angelique ten wybuch nie zrobił wrażenia, nie była to pierwsza taka reakcja w
jej karierze i wiedziała, że nie ostatnia. Część rodziców, zwłaszcza jeśli byli
fanami Harry’ego Pottera, odpływało ze szczęścia. Nie pytali o szczegóły tylko
od razu podpisywali formularze. Osoby religijne, potrafiły rzucić się na
wysłannika szkoły, zwyzywać i nie wysłuchać niczego co ten miał do powiedzenia.
Większość jednak nie wierzyła w magię i trzeba było zrobić im pokaz. Angela wyjęła
z żakietu różdżkę, wyciągnęła ją przed siebie, uniosła i… wszystkie meble
zaczęły unosić się w powietrzu razem z panem Grzegorzem. Zakręciła dłonią
młynka – to samo zrobiły meble i pan Michalski. Kanapa na której siedziała
zszokowana i zarazem szczęśliwa Patrycja również. Pęd rozwiał jej włosy,
stwierdziła, że to jest cudowne. Zrozumiała, że spełnia się jej życzenie
urodzinowe. Ojciec zbladł i zaczął się trząść.
-
To niemożliwe, to niemożliwe… – bełkotał.
-
Ależ możliwe panie Michalski i pańska córka także będzie to potrafiła.
Oczywiście gdy skończy gimnazjum i liceum oraz zda maturę. Posiadanie w rodzinie czarownicy jest bardzo
korzystne. Na przykład mniej się człowiek męczy przy przemeblowaniu – Angela
uśmiechnęła się do latającego znerwicowanego człowieka.
-
Tatooo! Ja chcę iść do tej szkoły! Mówiłam, że jestem czarownicą! – Patrycja
postanowiła działać, zrozumiała, że to jej jedyna szansa.
Blondynka odstawiła meble oraz ojca dziewczynki na miejsce jednym machnięciem różdżki.
Blondynka odstawiła meble oraz ojca dziewczynki na miejsce jednym machnięciem różdżki.
-
Ja, ja, ja, ja nie wiem… ja nie wiem – wyjąkał pan Michalski, podbiegł do barku
i łyknął sporo wódki prosto z butelki. Skrzywił się niemiłosiernie i puścił się
pędem do kuchni po popitkę. Dziewczyny stały w salonie czekając na jego powrót.
Patrycja była niesamowicie szczęśliwa – działo się to co w serii książek „Harry
Potter”. Doszła do wniosku, że jednak w tych powieściach opisana jest prawda.
Nagle dopadł ją straszliwy lęk. Co jeśli ojciec się nie zgodzi? Wrócił jednak bardziej
spokojny. Blondynka kontynuowała:
-
córka mówi, że informowała pana o swoich zdolnościach. To jest bardzo częste u
magicznych dzieci. Nie ma sensu wysyłać jej do mugolskiej szkoły ponieważ…
-
Do jakiej? – Zainteresował się pan Grzegorz.
-
Mugolskiej tato, normalnej, gdzie nie ma magii – powiedziała urażona niewiedzą
ojca Patrycja. – Nie czytałeś Harry’ego Pottera?
-
Nie, a powinienem? – spytał mocno zaniepokojony.
-
Mógłby pan, trochę więcej dzięki temu pan zrozumie. Wprawdzie to nie jest do
końca prawda… ale na początek wystarczy – oświadczyła Angelique. – Teraz musi
się pan uspokoić i pomyśleć. Decyzja musi zapaść dzisiaj. To jest bardzo ważne
aby magiczne dziecko poszło do odpowiedniej placówki edukacyjnej, w mugolskiej
szkole będzie nieszczęśliwa oraz zostanie wyrzutkiem. Tak zazwyczaj bywa z
dziećmi które są wyjątkowe, inne od zwykłych… – uderzyła w czułą strunę ponieważ nikt z rodziców nie chce aby jego dziecko było wyrzutkiem i było nieszczęśliwe.
Ojciec Patrycji popatrzył się wstrząśnięty na blondynkę, potem na swoją córkę i
po długim namyśle powiedział:
-
Maleńka… ja… nie jestem w stanie podjąć tej decyzji. Przepraszam, nie jestem w
stanie.. to zbyt, zbyt… nieoczekiwane. Mam mętlik w głowie… - Znowu się
zamyślił. – Chyba… mój Boże, daj znak, powiedz czy dobrze robię… Chyba mogę Ci
zaufać moje dziecko. Jesteś już dużą dziewczyną Patrycjo. Dotarło to do mnie
dzisiaj. Poświęcałem ci mało czasu, za dużo miałem pracy ale po śmierci twojej
mamy nie potrafiłem inaczej. Mój Boże, czemu jej z nami nie ma? – Zaszlochał. –
Ona by wiedziała co robić. Więc myślę… że ty zdecyduj. To twoja przyszłość.
Naprawdę mam nadzieję, że Anna mi wybaczy jeśli źle robię, gdy się z nią spotkam
kiedyś tam na chmurce…
Patrycja
była wstrząśnięta tym wyznaniem. Ojciec stwierdził, że może zdecydować o tak
ważnej kwestii. Była rozpieszczana to fakt, dostawała co tylko chciała, ale w
ważnych sprawach tata miał decydujące zdanie. To on stwierdził, że ma iść do
prywatnego Gimnazjum Paderewskiego mimo, że chciała iść do publicznej „piątki”
razem z koleżankami. Wycie przez miesiąc nic nie dało. Patrycja pomyślała o
mamie, nie wiedziała co ona by dla niej chciała. Czy byłaby dumna, że jej córka
jest czarownicą?
Angelique patrzyła się na nią oczekując odpowiedzi.
-
Myślę, że chcę być czarownicą… to znaczy… chcę iść do tej szkoły –
odpowiedziała Patrycja spokojnym głosem.
Ojciec ukrył twarz w dłoniach. Jego
życie zmieniło się w ciągu godziny prawie tak samo jak wtedy gdy usłyszał, że w
laboratorium nastąpił wybuch, w którym zginęła tylko jedna osoba. Jego ukochana
Anna, matka jedynej córki… która od września będzie zajmować się czymś co od
zawsze słyszał, że to coś złego i zakazanego. Pani Jadwiga dostanie szału jak
się dowie. Co on powie rodzinie, dziadkom Patrycji, swojemu rodzeństwu?
Angelique
podsunęła mu pod nos formularze:
-
wiem, że panu ciężko, ale trzeba to wszystko powypełniać... No niech pan się
weźmie w garść! – Powiedziała rozkazującym tonem. – To nie koniec świata! Magia
ma wiele zastosowań! Niektóre pańskie problemy znikną razem ze mną!
-
Czyli? – mruknął pan Grzegorz szukając długopisu w szafce przy stoliku.
-
Hmm, na przykład to oskarżenie o fałszerstwo finansowe w pracy – oznajmiła.
-
Że co? – jęknęła zdziwiona Patrycja.
Ojciec
zbladł, a następnie poczerwieniał na twarzy, patrzył oczekująco na blondynkę.
-
Ciężko było pana przekonać aby został pan cały dzień w domu. Więc eksperci z
Ministerstwa Magii podrzucili panu Karolowi Domańskiemu kilka fałszywych danych...
Ale spokojnie, spokojnie – powiedziała szybko Angela widząc, że ojcu Patrycji
rośnie niebezpiecznie ciśnienie. – Jutro wszystko będzie w porządku. Agenci
wyczyszczą wszystkim pamięć. Nawet dyrekcji w USA. Dane znowu będą się
zgadzały. To było potrzebne, tak samo jak telefon do małżeństwa Wojtysiaków.
Nie mogło ich tutaj być.
-
Suuuuper – mruknęła Patrycja patrząc się z zachwytem na czarownicę. Po czym
palnęła bez zastanowienia – jesteś czystej krwi?
-
Lekcja pierwsza: nigdy nie pytaj się o status krwi. W Polsce to oznaka złego
wychowania – odpowiedziała spokojnym głosem Angela. - Nie stosujemy tej
klasyfikacji od prawie 100 lat.
-
Czemu? W książkach pisało...
-
Druga lekcja: nie wszystko co jest w Harrym Potterze to prawda… weź też pod
uwagę to, że akcja książek dzieje się na Wyspach Brytyjskich. Między nami jest
sporo różnic. Wprawdzie znajdzie się kilka rodzin, które szczycą się tak zwaną
czystą krwią. Ale to naprawdę wyjątki. Historia Polski jest bardziej zawiła niż
Wielkiej Brytanii, mieliśmy o wiele więcej wojen niż oni, inne problemy. Nasza
kultura poszła przez to w inną stronę. Wszystkiego dowiesz się na lekcjach w
szkole. Lekcja trzecia: jako, że uczę mugoloznastwa wolałabym abyś w stosunku
do nauczyciela używała formy „pani profesor” ewentualnie tylko „pani” – tymi
słowami zakończyła wykład.
Pan
Michalski uważnie czytał formularze. Angela patrzyła się z zagadkowym wyrazem
twarzy na dziewczynkę. Patrycja nachmurzyła się z powodu monologu czarownicy.
-
Jakie różnice? Przecież to co jest w Harrym, to musi być prawda! – pomyślała.
-
Zanim podpiszę, muszę się jeszcze zastanowić! – wypalił nieoczekiwanie pan
Grzegorz znad sterty formularzy. – Ja nadal w to nie wierzę! Przecież to
absurd!
-
Tatooooooo! Podpisz! – zaczęła krzyczeć Patrycja.
-
Z tego co wyczytałem córka będzie chodzić do gimnazjum i liceum – ciągnął
mężczyzna nie zważając na krzyki latorośli. – Ale co dalej? Co ze studiami, co
z pracą? A jeśli będzie chciała żyć wśród… jak nas nazwałaś… mugoków…
-
Mugoli…
-
Mugoli… niech będzie… durna nazwa, naprawdę, skąd wy to wzięliście? – mruknął.
– I gdzie jest ta szkoła? W Warszawie?
Angelique
bez słowa wyjęła dwie kartki z teczki. Podała jedną panu Michalskiemu, a drugi
Patrycji z poleceniem zapoznania się z ich treścią. Mężczyzna zaczął czytać:
„Ja, Grzegorz Kazimierz Michalski,
zobowiązuję się do nie wyjawiania informacji uzyskanych od pracownika Zespołu
Szkół Magii i Czarodziejstwa im. Mistrza Jana Twardowskiego. Zakaz ten obejmuje
WSZYSTKIE niemagiczne osoby (rodzinę, przyjaciół, służbę, współpracowników,
przełożonych, itp.) oraz WSZYSTKIE sposoby (ustnie, pisemnie, przy pomocy
czarów, przedmiotów mugolskich, itp.)”.
-
Co to ma znaczyć? To jakieś brednie... – spojrzał na kartkę Patrycji. – Ona też
ma to podpisać? Ma dopiero trzynaście lat! To ma moc prawną?
- Oczywiście, że ma moc prawną. Chociaż w pana
przypadku konsekwencje będą trochę inne… - Angela spojrzała na Patrycję. –
Pamiętasz co się stało przyjaciółce Cho Chang? – dziewczynka kiwnęła głową. –
Mniej więcej to się tobie stanie, a głupio by było iść z pryszczami do nowej
szkoły. Zaś pan, po pierwsze, zostanie uznany za wariata – czarownica
uśmiechnęła się szeroko. – A po drugie czeka pana sąd w czarodziejskim świecie.
Po trzecie proszę to podpisać, a zobaczy pan więcej czarów ponieważ wybierzemy
się do stolicy polskich czarownic i czarodziejów pod Warszawą. Po drodze
wyjaśnię wszystko dokładnie i odpowiem na każde pytanie. Po powrocie zdecyduje
pan czy wypełni te formularze.
Patrycja
złapała długopis i od razu podpisała oświadczenie nie chcąc tracić nawet
sekundy cennego czasu. Domyślała się, że będzie jak na ulicy Pokątnej. Ona chce
to koniecznie zobaczyć! Wcisnęła długopis w rękę ojca i popatrzyła się na niego
oczami kota ze "Shreka". Pan Michalski popatrzył się w milczeniu na córkę. Ciężko
westchnął, pokręcił z rezygnacją głową mrucząc coś pod nosem o szalonych
blondynach i rozwydrzonych dzieciakach. Przyłożył długopis do kartki, zawahał
się na sekundę – Patrycja w tym momencie wstrzymała oddech – i złożył podpis we
wskazanym miejscu.
-
Hurra! – wrzasnęła dziewczynka po czym złapała ojca i zaczęła skakać trzymając
go za ręce. – Dziękuję-dziękuję-dziękuję-dziękuję!
Angela
patrzyła się na tę scenę z uśmiechem. Wiedziała, że po wycieczce do Magowa
mężczyzna zgodzi się na wysłanie córki do szkoły. Potrafiła przekonać większych
niedowiarków. Spakowała wszystkie papiery do teczki i wyciągnęła rękę w stronę
pana Michalskiego:
-
Proszę o kluczyki do pańskiego samochodu.
-
Zwariowała pani!?
-
Nie, ale za to pan łyknął niedawno sporą ilość alkoholu. Z tego co pamiętam
prowadzenie pod wpływem jest zakazane. Ja zaś mam prawo jazdy.
-
Czarownice mają prawko?
- Niektóre mają. Ja swoje zrobiłam, gdy studiowałam na Uniwersytecie Marii Curie
Skłodowskiej…
Hahahah o mamusiu szatanistko!
OdpowiedzUsuńNa poprawę humoru idealne, zresztą nawet to nie określa dokładnie tego, jak fajnie się czyta :D
Ciekawa jestem jak to będzie w Magowie :D no i w szkole :D
Z panią Jadwigą jeszcze będą przejścia, tak to jest z dewotkami :P
UsuńW następnym rozdziale będą różnice między edukacją naszą i Hogwartu.
Zapraszam :)
ja cię proszę, Leokadia Bąk...
OdpowiedzUsuńPoszalałam, przyznaję :)
UsuńPomyślałam, że skoro czarodzieje są odcięci od świata mugoli to muszą mieć bardziej staroświeckie imiona (chociaż miałam nauczycielkę Leokadię i miała ok. 40) a Bąk, no cóż... mała aluzja :)
a miotły? Ciekawe czy latają na miotłach;)
OdpowiedzUsuńbiedny Tatuś taki skołowany. Ale dobrze ze nie podpisał od razu. To byłoby dziwne gdyby ot tak bez niczego wziął i sie zgodził. w końcu chodzi o jego córkę.
www.swiatlocienn.blog.pl
O miotłach będzie później :)
UsuńNa początku się zastanawiałam czy nie zrobić z tatusia fana Harry'ego ale wtedy było by zbyt prosto. Podpisałby nie słuchając Angeli a tak biedna blondynka musi się produkować i wszystko wyjaśniać abyśmy i my zrozumieli zasady świata magicznego :D
Yeah tatuś się zgodził :D śmieszny jest taki nieogarnięty ;)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny uśmiałam się (nadal się śmieję)
Nie dość, że jesteś spokrewniona z Augustyną to jeszcze mijałaś się na studiach z Angelą! :D
UsuńAż się boję co będzie dalej :D
Usuń