Czarny mercedes minął tabliczkę oznajmującą koniec Warszawy. Za kierownicą siedziała Angelique, która uparła się, że skoro przywiozła Michalskich do stolicy to teraz ich odwiezie. Patrycja spała na tylnym siedzeniu zmęczona przeżytymi wydarzeniami, otoczona przez magiczne przedmioty i książki. Pan Grzegorz odprężył się w swoim fotelu i zaczął myśleć o tym co się dzisiaj wydarzyło. Musiał przyznać sam przed sobą, że spodobał mu się magiczny świat. Podczas pobytu w Magowie obserwował czarodziei i czarodziejki gdy się śpieszyli z pracy do domu, jak sprzątali obejście kamienic przy pomocy różdżek, robili zakupy w sklepie spożywczym który prawie w ogóle nie przypominał żadnego znanego mu sklepu czy jedli 6 kulek nietopiących się lodów które były ułożone jedna na drugiej tak jak w kreskówkach i wcale nie spadały. Zaczął się zastanawiać jak wygląda codzienne życie magicznych osób. Jakie zabawy mają ich dzieci (widział dziewczynkę z hula-hop która zaczęła lewitować nad ziemią podczas kręcenia obręczą), czy mają telewizję (w kawiarni w której byli na pewno grało radio), co robią po pracy, jakie mają rozrywki, czy mają w domu znane mu sprzęty typu telewizor, odkurzacz albo kuchenka czy są całkowicie zacofani? Wiedział, że mają łazienki bo korzystali z nich w międzyczasie ale podejrzewał, że niektóre kamienice mogły mieć wychodki na podwórku.
Wiele rzeczy zaskoczyło pana Grzegorza: najpierw gobliny w banku. Na początku nie mógł uwierzyć własnym oczom gdy zobaczył te małe kreatury. Wymieniły mu bez problemu pieniądze po bardzo dziwnym kursie („1 galeon za 50,16 zł”), zaś wygląd monet wprawił mężczyznę w zdumienie. Angela mówiła, że są ze złota ale gdy trzymał je w ręce były bardzo lekkie. Następnie poszli do Ministerstwa Magii, a konkretnie do Departamentu ds. Osób Magicznych gdzie trzeba było zarejestrować Patrycję jako czarownicę mającą chodzić do szkoły dla czarodziei (Pan Grzegorz uległ po długich prośbach i pokazie teatralnym pt.: „cierpiąca córka” co objawiło się padnięciem na kolana na ulicy, wyciągnięciem rąk ku niebiosom i jęczeniu przy akompaniamencie wybuchu śmiechu przechodniów). Budynek był wysoki jak wieżowiec jednak bardziej przypominał z wyglądu starą, bogato zdobioną kamienicę. Przy wejściu stał odźwierny w stroju który skojarzył się ojcu Patrycji z tym w co był ubrany gubernator w „Piratach z Karaibów”. Zastanawiał się jakim cudem ten człowiek nie padnie na udar mając na sobie frak, kamizelkę, koszulę i kapelusz z pawim piórem. Po przejściu krótkiego korytarza znaleźli się w wielkiej sali, w której należało podejść do jednego z wielu okienek. Czarownice i czarodzieje stawali w kolejce i czekali aby wyjaśnić informatorom z czym przyszli a tamci instruowali ich gdzie się udać. Angela ominęła kolejkę i zaprowadziła ich prosto do urzędniczki – starej czarownicy, która nie była zbyt zachwycona, że przerywają jej czas popołudniowej kawki i ploteczek z koleżankami z sąsiednich biurek. Blondynka przypomniała, że byli umówieni i im szybciej wyda im formularze tym szybciej wróci do swoich przerwanych czynności.
- To chyba najbardziej leniwa urzędniczka jaką mają – stwierdziła Angela krzywiąc się gdy wychodzili z budynku. – Zawsze robi problemy, za każdym razem gdy przychodzę z mugolskimi dziećmi. Panu Ziemowitowi też dała popalić. Siedzi na tym stanowisku ponad 20 lat i nie da się jej ruszyć bo jej rodzina daje ogromne pieniądze na rzecz ministerstwa…
Kolejną
rzeczą która bardzo zaskoczyła pana Grzegorza był…
-
Kościół! – wykrzyknął pan Michalski stając w miejscu. – Wy macie kościoły?
Był
bardzo zdziwiony, odkąd pogodził się z myślą, że Patrycja jest czarownicą
spodziewał się wiele ale na pewno nie tego. Jakoś obiekt sakralny nie pasował
mu do magicznego świata.
-
Magia i chrześcijaństwo chyba się wykluczają? – spytał niepewnie. – Machacie
kijkami, gobliny szastają złotem, sprawiacie że wszystko lata… Nie składacie
przypadkiem ofiar z kotów? A może robicie eliksiry z żywych ropuch?
-
Ha, ha, ale jest pan zabawny panie Grzegorzu! Kto by składał koty w ofierze?
Wyjaśnijmy sobie od razu jedno: nie jesteśmy satanistami, nie mamy z nimi nic
wspólnego. Większość z nas to chrześcijanie, jeśli się pan zgodzi Patrycja
będzie uczęszczać na zajęcia z religii.
-
W Harrym Potterze nie było kościołów – jęknęła dziewczynka niezbyt zadowolona z
takiej perspektywy.
Pani Jadwiga kazała jej chodzić w niedzielę na mszę jednak
nastolatka wolała w tym czasie gadać na fejsie z koleżankami niż słuchać
nudnego ględzenia księdza. Sama nie czuła takiej potrzeby i jej koleżanki
również migały się od tego obowiązku.
-
Patrycjo, podejrzewam, że pani Rowling nie chciała opisywać wszystkiego w
swoich książkach. Myślę, że nie było potrzebne aby Harry, Ron i Hermiona
lecieli co niedzielę do kaplicy szkolnej. Poza tym mają tam większe
zróżnicowanie religijne…
-
Ale jak wy to łączycie? – spytał się pan Grzegorz. – Przecież magia w kościele
jest zakazana!
Angelique
westchnęła, nie lubiła gdy rozmowa schodziła na te tematy. Jednakże nie dało
się ich uniknąć, większość mugolskich rodzin miała wątpliwości na tym polu
nawet jeśli nie były bardzo religijne. Mało kto nie słyszał, że czary i magia
to dzieło szatana a osoby, które je uprawiają będą smażyć się w piekle. Angela
miała przygotowaną odpowiedź na tą okoliczność. Starała się by była jak
najbardziej prosta w odbiorze i nie wskazywała jedynego słusznego
światopoglądu.
-
Powiem to tylko raz ponieważ nie mamy czasu na rozważania religijne – zaczęła
ostrożnie pilnując by nie przeciągnąć struny gdyby nagle w panu Grzegorzu
obudziły się bardzo silne uczucia do Boga. – Czarodzieje mają swój odłam
chrześcijaństwa, w Biblii jest napisane, że nie wolno zajmować się magią daną
od szatana i innych sił nieczystych. Nasi księża uważają jednak, że moc nam
dana to talent, my się nie odwołujemy czarując do czegoś złego lub dobrego, do
jakiejś nadludzkiej istoty. Magia jest w nas od urodzenia i tylko my decydujemy
co z nią zrobić, po to się uczymy w szkole aby nad nią zapanować oraz rozróżnić
co jest dobre a co złe.
-
Ale przecież magię można użyć do strasznych rzeczy! – Pan Grzegorz przypomniał
sobie wszystkie filmy o voodoo.
-
Tak samo jak może pan użyć noża do zabicia kogoś, internetu by kogoś upokorzyć
lub prześladować, filozofii i wojska by wybić Żydów w Europie…
-
Ale…
-
Obiecuję panu, że nikt nie nauczy Patrycji złych rzeczy. W szkole nacisk
kładziemy na rozwijanie talentu i samodyscyplinę. Zapewniam, że na całą
społeczność czarodziejów trafia się naprawdę niewielu złych ludzi. Tak samo
jest u mugoli. Zawsze jest pewien margines…
Pan
Michalski pokręcił z głową z niedowierzaniem mrucząc coś o czystym wariactwie i
poszedł za Angelique. Patrycja kicała wokół nich cała w skowronkach. Taka rzecz
jak chodzenie do kościoła nie zdołała zepsuć jej humoru. Widocznie była to mała
cena za możliwość uczenia się magii z podobnymi do siebie dzieciakami.
Następnym przystankiem na drodze była przymiarka do szat szkolnych Patrycji. Pan Grzegorz tak przywykł do magii, że przestał się zastanawiać jakim cudem te wszystkie miarki, nożyczki, szpilki i inne przedmioty potrzebne do szycia latają same. Stwierdził, że tak tutaj już jest. Pomocniczka krawcowej spisała wymiary dziewczynki oraz adres pod który miały być dostarczone szaty w przeciągu dwóch tygodni. Potem poszli kolejno do sklepów kupując: różdżkę (brzoza, 25.4 cm, rdzeń ze szponów Żmija), rękawice ze smoczej skóry (czerwone, lakierowane – „teeeee chceeeeeee!”) oraz komplet podręczników i kilka dodatkowych książek („taaaaatooooo, kup mi jeszcze to, to i to!”). Najgorszymi momentami zakupów według pana Michalskiego były te, gdy doszli przed sklep z „Magicznymi zwierzętami Tośka” oraz gdy byli przy „Autoryzowanym serwisie mioteł wyścigowych”. Przy pierwszym Patrycja zrobiła awanturę że chce sowę śnieżną („nazwę ją Hedwiga!”). Angelique musiała jej długo tłumaczyć, że po pierwsze w internacie nie można mieć swoich zwierząt, po drugie sowy są tylko do przesyłek nocnych a w dzień używa się gołębi, po trzecie w Mystopach jest bardzo dobrze działająca poczta zaś po czwarte co pomyślą sobie Wojtysiakowie gdy wejdzie do domu z klatką z ptakiem. Dopiero po tym naburmuszona trzynastolatka opuściła sklep. „Autoryzowany serwis mioteł wyścigowych” obudził w dziewczynce niesamowitą wręcz chęć posiadania jednej na własność. Gdy argumenty Angie nie docierały („najpierw polataj na szkolnych a gdy Ci się spodoba kupisz własną”) i co raz więcej osób zbierało by się popatrzeć na rzucającą się na podłogę w akompaniamencie wycia Patrycję, ojciec musiał dobitnie jej powiedzieć, że jak się nie uspokoi to nie idzie do szkoły. Te magiczne słowa podziałały jak kubeł zimnej wody, dziewczynka odpuściła i niosąc ciężkie paczki mogli wrócić do świata mugoli tym samym sposobem którym tutaj się dostali.
***
Trzy
godziny później Michalscy razem z Angelique stali przed murem w mało
uczęszczanym zakamarku na Starówce w Lublinie.
-
Ok… mogę wiedzieć na co wy patrzycie? – odezwał się zmieszany mężczyzna.
-
Nie widzisz tych drzwi tato?
-
Jakich drzwi?
-
Tych z napisem „Wejście na Ulicę Ustronną”.
-
Jestem mugokiem! Jak mam je widzieć!?
-
Mugolem tato!
Patrycja,
chichocząc pod nosem, złapała ojca za rękaw i pociągnęła go za sobą. Ich oczom
ukazała się wąska uliczka otoczona przez powykrzywiane kamienice. Większość
była o wiele mniej bogata niż w Magowie, przy ich ścianach kwitł handel, całość
przypominała targowisko. Zarówno sprzedający jak i kupujący czarodzieje
zwracali ku nim zaciekawione spojrzenia gdy Angela poprowadziła ich pomiędzy koszami
z różnymi owocami i warzywami, beczkami wypełnionymi kiszoną kapustą, stoiskami
z butami oraz wieszakami z szatami. Na jednej z witryn Patrycja zauważyła
zegarek, który bardzo jej się spodobał ponieważ przypominał jej ten, który
posiadał Dumbledore.
-
Tato, proszę kup mi! Będę grzeczna! Obiecuję! Zobaczysz, już nigdy nie dam
przedstawienia!
-
No nie wiem… – mężczyzna skrzywił się.
Nie czekając na odpowiedź rodzica Patrycja weszła do sklepu. Ojciec dziewczynki niechętnie wszedł za nią, to samo zrobiła Angela. Szyld głosił, że znajdują w „Przybytku różności Madamy Zakrzewskiej”. Sklep był ciasny i niezbyt czysty, znajdowały się w nim całe stosy rupieci: stare książki które piętrzyły się aż po sam sufit, duży kosz z butelkami i słoikami a obok niego drugi z korkami i zakrętkami, pudełka z piórami, jedna ściana była całkowicie opanowana przez szaty oraz dodatki do nich – większość była nadgryziona przez czas. Sprzedawczyni, czarownica w średnim wieku podawała Patrycji wskazane przez nią egzemplarze zegarków, obok niej w pudełku z biżuterią grzebała czarnowłosa dziewczynka która na dźwięk dzwonka przy drzwiach podniosła wzrok na nowo przybyłych. Gdy zobaczyła Angelique jej pucołowata twarz rozjaśniła się w uśmiechu.
-
Dzień dobry sorko!
-
Dzień dobry Zosiu.
-
Ta dziewczyna z panią to też mugolaczka i idzie w tym roku do szkoły?
-
Tak.
Patrycja
zainteresowała się tą wymianą zdań, odwróciła się od zegarków i spojrzała na
nieznajomą. Była mniej więcej w jej wieku. Niższa od niej, grubsza, ciemna cera
w połączeniu z czarnymi, falującymi włosami sprawiała, że wyglądała jak
cyganka. Ubrana była w długą spódnicę, do tego koszulę podkreślająca duży biust
(„czemu jestem płaska jak deska” pomyślała z zazdrością Patrycja) oraz
pozawieszała sobie mnóstwo koralików na szyi i rękach. Jedyne co nie pasowało
do wyobrażenia cyganki były bardzo jasne, błękitne oczy.
- Zocha jestem! – nieznajoma podleciała do
Patrycji i uściskała ją przyjaźnie. – Będziemy razem w szkole! Zajefajnie!
-
Będziecie razem w klasie – powiedziała Angela uśmiechając się.
-
Suuuuuuuper! – ucieszyła się mała cyganka. – Masz już wszystko? Ja mam! Że
jestem czarownicą wiem od tygodnia. Sorka wszystko wyjaśniła mojej rodzinie! A
już myśleli czy mnie nie oddać do Abramowic! O ja cieeeeeee. Tak się cieszę, że
nie jestem sama! Będę miała z kim nawijać bo moje rodzeństwo to totalni mugole!
Wiesz jak jest, masakra jakaś, z takimi to nie pogadasz… Musisz mi zaraz powiedzieć jak się nazywasz!
-
Pa - Patrycja – wyjąkała zaskoczona dziewczynka.
-
Pyyyyyyśkaaaaa! Daj mordkę, nich cię jeszcze raz uściskam! – zaatakowała
koleżankę kolejną porcją przytuleń, tak że prawie się przewróciły. Po czym
paplając pociągnęła Patrycję za rękę pokazując co można ciekawego znaleźć w
magicznym świecie. Dorośli podążyli za nimi. Angelique wskazała Michalskim skąd
odchodzą świstokliki do szkoły oraz zakupiła im bilety: Patrycji w jedną stronę
a jej ojcu w dwie. Poinstruowała, że mają stawić się internacie szkoły 31
sierpnia aby zakwaterować dziewczynkę w przydzielonym jej pokoju. Po upewnieniu
się, że Michalscy sobie poradzą, dała ojcu Patrycji paczkę przeznaczoną dla
niego, pożegnała się ze wszystkimi i poszła w swoją stronę.
Podczas
jazdy do domu Pan Michalski stwierdził, że chyba ominął ważny moment w życiu
swojej córki. Wydarzyło się tak wiele i tak wiele zobaczył. Nie wszystko z tego
co ujrzał go zaskoczyło, część rzeczy odsuwał od swojej świadomości. Powinien
zająć się wychowaniem Patrycji zanim będzie za późno. Skoro robi teraz takie
sceny to co będzie później? Przecież gdy zamieszka w internacie to prawie nie
będzie miał na nią wpływu! Pan Grzegorz wzdrygnął się. Do tego wszystkiego
doszła jeszcze magia. Nie wiadomo co strzeli do głowy nastolatce obdarzonej
taką mocą. Pomyślał, że musi wziąć urlop, w końcu są wakacje. Pożyczy od córki
serię Harry’ego Pottera i przeczyta ją od deski do deski aby wiedzieć co go
czeka…
A niech mnie! To był dopiero rozdział! Czuję się, jakbym znowu czytała Harry'ego Pottera. A to niedobrze, oj bardzo niedobrze, bo mając jedenaście lat, nie bardzo byłam w stanie opiekować się niemowlęciem! Już czuję, jak mi się wszystko kurczy, o! Bardzo podobają mi się Twoje magiczne rozwiązania i sprostowania wobec świata Rowling. Chcę więcej! I błagam, ja chcę jakiegoś polskiego Woldemorta! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMiło mi, że się podoba :)
UsuńBędzie pewien zły facet, ale to za jakiś czas. Dziewczyny musza najpierw sie zapoznać ze szkołą itd. Później będą ratowały świat :D
Jjjjjjj!
UsuńPatrycja jest niezłą aktorką "cierpiąca córka" to dość przekonujący akt desperacji :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że pan Grzegorz polubił magię miłej lektury!
Zocha jest taka sweet <3
Ciężki jest los ojca, gdy ma się córkę czarownicę :)
Usuń