Witam Wszystkich
Miłościwie Mnie Czytających!
Tu znowu
Szczęśliwa Trzynastka i moje wypociny nie zawsze związane z Harrym.
Sprawa pierwsza:
pisałam o tym na facebooku, ale napiszę to jeszcze raz: do września będę mocno
zajęta lub będę z dala od domu, co skutkuje nieregularnym wstawianiem
rozdziałów (o ile w ogóle). Ostatnio mam sporo zleceń na rękodzieło, przez co
nie mam czasu na nic innego. Sezon ślubny w pełni, dlatego trzeba piec ciastka
i je dekorować, malować obrazy i rysować różne rzeczy. Dodatkowa kasa zawsze
się przyda, ale skutkuje to brakiem rozdziałów :(. Od września powinnam mieć
większy spokój (wysyłam dziecko do przedszkola, yay!) dlatego znowu wrócę do
regularnego pisania. Powiem szczerze, że nie mogę się doczekać ukończenia moich
powieści. Sama się zastanawiam jak się zakończą :P
Teraz zaś uchylę
rąbka tajemnicy i pokażę czym, między innymi, się zajmowałam ostatnio: byłam
jedną z osób, które przygotowywały imprezę w stylu Harry’ego Pottera.
Dokładniej zaś, był to wieczór panieński osoby, którą znam od pieluch i która
kocha książki Rowling równie mocno jak ja. Jako, że wychowałyśmy się na nich, nie
było innego wyjścia. Poza tym kto powiedział, że kobiety, którym bliżej do
trzydziestki niż do dwudziestki nie mogą się przebrać i latać za zniczem? Uraczę
was teraz mini-relacją z tego wydarzenia i opiszę rozwiązania, które być może
komuś pomogą zrobić coś podobnego. Od razu zaznaczam, że wszystko było stworzone
w taki sposób, aby pochłonęło jak najmniej czasu i pieniędzy. Dodatkowo
wiedzcie, że nie bawiłyśmy się z dziewczynami w super-dokładne odtworzenie. To
miała być jednorazowa impreza, a nie katalog do firmy zajmującej się animacją
przyjęć :P.
Po pierwsze:
należy wysłać sowę do przyszłej Panny Młodej.
W środku znajdował się
list napisany własnoręcznie przez Minerwę McGonagall :P (przepisałam treść
listu do Harry’ego oraz zeskanowałam podpis z książki). Zaznaczyła w nim, że w
Hogwarcie należy mieć szatę, różdżkę, tiarę i krawat.
Tak wyglądało
wyposażenie czarownic (olejcie otoczenie, impreza była na zadupiu):
Jak widać nie
ubierałyśmy się z dziewczynami w mundurki (trudno dostać i są drogie), za to
postanowiłyśmy na długie sukienki (każda dziewczyna ma jakąś w szafie, a jeśli
nie to w ciucholandach można coś znaleźć za grosze). Tiary kupione były na
allegro (wystarczy wpisać „kapelusz czarownicy”), krawaty to origami
(TUTORIAL), które zostały pociągnięte złotą i srebrną farbą oraz doczepiłam im
tasiemki w celu zawiązania ich na szyi, zaś różdżki zrobiłam według TEJ instrukcji.
Było nas tak
mało, że podzieliłyśmy się tylko na Gryfonki i Ślizgonki. Jak wyglądał
przydział? Wkładało się rękę do torby i losowało jeden z krawatów oraz różdżkę.
Niby niewiele, ale wzbudzało emocje. Każda z drużyn cieszyła się gdy kolejna
osoba do nich dołączała, tak jak w książce :P. Dziewczyny miały fajne miny, gdy
wyciągały różdżki (nikt poza mną nie wiedział jak wyglądają). Odbiór był bardzo
pozytywny :)
Gdy każda z nas
była już przydzielona do swojego domu i posiadała różdżkę przeszłyśmy do
Wielkiej Sali. Impreza była na działce, dlatego nie inwestowałyśmy zbyt wiele w
wystrój. Miało być tylko zaznaczone, że to Hogwart :P. Dlatego zrobiłam pięć pionowych
flag z kolorowego brystolu. Na każdym przykleiłam wydrukowane godło danego domu
i ogólne Hogwartu, wszystkie ilustracje ściągnęłam z internetu:
Nikomu nie
chciało się robić lewitujących świecy (są tutoriale, wystarczy poszukać),
dlatego powiesiłyśmy Halloweenowe balony. Nie miałyśmy starych mebli, dlatego ogrodowe krzesła zostały jako-tako zasłonięte orientalnymi chustami kupionymi w ciucholandzie. Jako, że Panna Młoda od zawsze
należała do Slytherinu nie mogłam się oprzeć i zrobiłam napis o Komnacie
Tajemnic. Maskotka Nermal dzielnie grała rolę spetryfikowanej Pani Norris
(żaden kot nie ucierpiał podczas imprezy :D):
Nie mogło zabraknąć miecza Godryka Gryffindora!
Zrobiony został z 70 centymetrowej
listewki i dwóch spinaczy przyklejonych klejem. Po wyschnięciu obłożyłam go
folią aluminiową i obkleiłam mocno szeroką taśmą bezbarwną. Rubin pochodzi z
naszyjnika kupionego w Chińskim Markecie za kilka złotych. Wystrój dopełniały
ciasteczka z motywami z Harry’ego:
Lukier
nakładałam wykałaczkami, więc wyszło krzywo, ale zapewniam, że były bardzo
smaczne.
W toalecie
straszyła Jęcząca Marta (nie mam swojego zdjęcia, dlatego wklejam cudze):
Teraz mogę
napisać kilka zdań o przebiegu imprezy. Nasza Minerwa McGonagall (która jest
jedną z bohaterek Polskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa, ha!) przygotowała
zadania, za które zdobywało się punkty lub je traciło. Tak więc pisałyśmy test
wiedzy z Harry’ego (nie mogło być inaczej). Dla osób, które nie czytały książek
o przygodach naszego kochanego czarodzieja były pytania dotyczące zjawisk
paranormalnych i różnych magicznych stworzeń znanych z popkultury. Dla każdego
coś miłego :). Eliksiry polegały na odgadnięciu smaku alkoholu (niepełnoletnim
proponuję zrobić soczki ^^). Była też konkurencja polegająca na zjedzeniu
wylosowanej Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta (można kupić przez
internet).
Trafiały się
naprawdę obrzydliwe smaki: wymiociny, mydło, zgniłe jaja… Tutaj chcę jeszcze
przestrzec niektórych: prawie się udusiłam, gdy wzięłam do ust fasolkę o smaku
pasty do zębów, która miała w składzie eukaliptus. Jestem na niego uczulona i
przez moment było ciężko mimo, że od razu ją wyplułam po przegryzieniu :/.
Zawody w
Quidditchu polegały na trafieniu piłką do kosza. Każda z dziewczyn brała po
kolei miotłę i celowała. W internecie można znaleźć opisy różnych wariantów tej
gry, ale w większości trzeba mieć własnego Nimbusa. Nie miałyśmy, niestety,
tylu sztuk mioteł…
Gdy już się nalatałyśmy przyszła pora na tort.
Został zamówiony u specjalistki w tej dziedzinie. Podziwiajcie:
Goła klata Harry’ego
i jego różdżka… Czego chcieć więcej? :>
To nie był
koniec niespodzianek. Gdy zapadł zmrok zaatakował nas dementor!
Przyznaję,
wygląda okropnie, zrobiłam go z pociętych worków na śmieci i taśmy klejącej :P
(ale jak fajnie falowały jego szaty na wietrze!). W środku uwięziona była
dusza Rona (cukierki „Mister Ron”) i Panna Młoda musiała ją uratować przy pomocy
różdżki (jeśli ktoś się zastanawiał czemu słyszy w nocy okrzyk „Expecto
Patronum” to teraz już wie) oraz miecza Godryka. Ogólnie była z tego powodu
kupa śmiechu i dziewczynom podobało się to zadanie.
Na zakończenie otrzymałyśmy po kubku, który jest
doskonałą pamiątką z imprezy.
Codziennie piję z niego poranną kawę ^^. A teraz
niech ktoś mi powie, że nie da się dobrze bawić tanim kosztem! Wystarczy
odrobina fantazji i mamy Hogwart :D
Ale świetna impreza! Zazdroszcze, chociaż tortem byś się podzieliła ;)
OdpowiedzUsuńElfka
Tort był tak smaczny, że został szybko zjedzony :(
Usuń