Miał ochotę
wziąć grubą książkę i zdzielić ją w głupi łeb, a potem poprawić kilkukrotnie.
Wydawało się, że Hermiona przyjęła do wiadomości, że ma jeść, ale realia
okazały się zupełnie inne. Cierpliwość Severusa była wystawiana na próbę kilka
razy w ciągu dnia. Dziewczyna walczyła z nim, jakby każdy przygotowany przez
niego posiłek zawierał truciznę. Nie widziała sprzeczności w tym, że nie
chciała pić eliksirów, argumentując, że nie chce się od nich uzależnić, jednocześnie
opróżniając kolejne butelki z winem. Ukrywała ten fakt tak nieudolnie, że
czarodziej nie wiedział, czy przypadkiem nie nabijała się z niego. Panna
Idealna przecież zawsze robiła wszystko tak perfekcyjnie, że nie powinna mieć
problemów z zamaskowaniem swoich ciągot do trunków procentowych. Podczas
przepychanek z czarownicą, Severus musiał sobie powtarzać w myślach „piętnaście
tysięcy galeonów”, aby nie wybuchnąć i nie zrobić czegoś, czego będzie żałował.
Gdyby nadal uczył w Hogwarcie, a ona była nastolatką, to odebrałby jej punkty i
wlepił taki szlaban, że zapamiętałaby go na długo. Przygnębiała go świadomość,
że nie ma już tej władzy. Jego życie byłoby o wiele prostsze, gdyby miał przed
sobą Hermionę Granger, która słuchała poleceń nauczyciela bez szemrania.
- Nie mam ochoty
tego jeść! – krzyknęła, zamykając się w pokoju na klucz.
Severus
przewrócił oczami i westchnął boleśnie. Komedia połączona z dramatem zaczynała
się od nowa. Znowu musiał użyć magii, aby otworzyć drzwi do jej pokoju,
postawić obiad na biurku i rozpocząć długą tyradę jak zakończy się jej
wstręt do jedzenia, a na samym końcu zaszantażować, aby złamać jej upór. Miał
tego serdecznie dość i poważnie zastanawiał się nad udaniem do Kingsleya,
aby mu oświadczyć, że od teraz ma sam się zająć tą wariatką.
- Mam cię
gdzieś! – krzyknął wystarczająco głośno, aby Hermiona usłyszała. – Zdechnij z
głodu idiotko, jeśli masz taką zachciankę! Od teraz przestaję się przejmować! Mam dość zajmowania się tobą jak jakimś dzieckiem!
Czarownica
odkrzyknęła coś przez zamknięte drzwi, ale sens jej słów nie dotarł do mózgu
Severusa. Był pochłonięty genialną myślą, która pojawiła się wraz z
wykrzyczanym przez niego ostatnim zdaniem. To było takie proste! Znalazł osobę,
która ma duży wpływ na Hermionę i przekona ją do jedzenia. Jedyną przeszkodą
było to, że nie wiedział jak się do niej dostać, ale miał na tyle duże
doświadczenie, że wiedział jak sobie poradzić.
- Przecież
miałeś mnie nie zmuszać do jedzenia – zauważyła Hermiona, gdy czarodziej
otworzył zaklęciem drzwi do jej pokoju i bezceremonialnie wszedł do środka.
- Nie mam
takiego zamiaru – Severus uniósł rękę, aby pokazać, że w dłoni trzyma butelkę
wina. – Będziesz mogła mówić, że nie jesteś alkoholiczką, ponieważ pijesz w
celach towarzyskich – pozwolił sobie na drwiący uśmiech.
Ułożył poduszki na jej łóżku, aby móc wygodnie na nich spocząć. Hermiona miałaby na twarzy większy wyraz zdziwienia tylko wtedy, gdyby oświadczył jej,
że potrafi wskrzesić Albusa. Stała jak wmurowana z otwartymi ustami i próbowała
oswoić się z myślą, że Severus Snape przyszedł napić się z nią wina. Nie była
przygotowana na taki zwrot akcji.
- Zaraz, zaraz…
- zmarszczyła brwi, gdy przyjrzała się butelce – czy ty pijesz moje wino!?
- Znalazłem je w
kredensie – odparł czarodziej lekceważącym tonem. – Musisz uzupełnić zapasy. W
ciągu dwóch tygodni wypiłaś połowę…
- Jakim prawem je
wziąłeś!? – Hermiona zrobiła krok w stronę Severusa, jakby zamierzała się na
niego rzucić, a w jej oczach czaiło się szaleństwo.
- Uznajmy, że
mnie poczęstowałaś – mężczyzna nie przejął się i pił dalej.
- Miałeś nie
ruszać moich rzeczy! – wykrzyknęła. – Masz się wynieść z mojego domu!
Snape
pogratulował sobie w duchu. Właśnie o to mu chodziło. Chciał ją wyprowadzić z
równowagi i sprawić, aby wyszedł z niej potwór, którego hodowała w sobie od
dłuższego czasu. Machnął różdżką, a wtedy lusterko leżące na biurku, podleciało
do dziewczyny i otworzyło się przed jej twarzą. Hermiona zrobiła grymas i
uciekła wzrokiem w bok.
- Przypominam
ci, że jest początek kwietnia, a ja zapłaciłem ci jeszcze za maj i czerwiec –
oznajmił chłodno. – Spójrz na siebie! Dostałaś ataku szału z powodu głupiej
butelki wina, którą mogę ci w każdej chwili dokupić. Chlejesz jak świnia,
głodzisz się, a w nocy spacerujesz po pokoju godzinami. Rozumiem, że kot był
dla ciebie ważny, ale Hermiona Granger, która należała do Zakonu Feniksa i
walczyła podczas wojny, nie załamałaby się po jego śmierci. Zamiast tego wzięłaby
sprawy w swoje ręce, aby wykryć sprawcę.
- Ostatnio wiele
rzeczy się zmieniło i ja także! – powiedziała przez zaciśnięte zęby i z
rozmachem uderzyła ręką w lusterko, które poleciało w stronę ściany i rozbiło
się z hukiem. – To wszystko wina Kingsleya! Gdyby nie on, to nadal chodziłabym
do pracy i nie musiałabym o tym wszystkim myśleć!
- Na przykład o czym?
- Co cię to
obchodzi… – żachnęła się dziewczyna. – Jesteś ostatnią osobą, której mam ochotę
się zwierzyć.
- Nie trudno
zauważyć, że nie chcesz mieć ani
jednej takiej osoby – wtrącił czarodziej z jadowitym uśmiechem. – Odcięłaś się
od wszystkich, nawet od własnej rodziny.
- Nie prawda! –
zaprotestowała Hermiona gwałtownie. – To oni wszyscy są przeciwko mnie!
- Nie rób ze
mnie idioty. Twój ojciec dobijał się do drzwi już dwa razy. Matka wydzwaniała
do ciebie…
- Przestała! –
czarownica weszła Severusowi w słowo.
- Jesteś bardzo
zabawna – zakpił czarodziej, patrząc na nią z politowaniem. – Wprawdzie
straciłem kontakt z technologią mugoli, ale potrafię zauważyć, kiedy telefon
jest wyłączony.
Zapadła cisza.
Na twarzy Hermiony pojawiły się rumieńce wstydu i zażenowania, po tym, jak
współlokator przyłapał ją na oczywistym kłamstwie. Aby ukryć ten fakt,
odwróciła się do niego i podeszła do okna, udając, że się przygląda temu, co
jest na ulicy.
- Potter z
Weasleyówną próbowali do ciebie dotrzeć, ale ty im zawsze pokazywałaś drzwi.
Wiem, że Molly z Arturem też się o ciebie martwią – kontynuował Severus
łagodnym, ale zarazem jadowitym głosem. – Masz urojenia Granger. Przypisujesz
złe intencje tym, którzy chcą ci pomóc.
- Nie mam
urojeń!
- Masz
poprzestawiane w głowie. Ogarnij się.
- Jesteś z nimi
w zmowie – oznajmiła Hermiona, odwracając się do Severusa gwałtownie. – Nigdy
nikt cię nie obchodził i tak samo było ze mną!
- Obchodzi mnie,
dopóki tutaj mieszkam – odparł wymijająco mężczyzna. – Przez twoje nocne
przechadzki nie mogę spać. Wyglądasz jak szkielet, ale tupiesz niczym stado
słoni – wstał i podszedł do biurka. – Masz, zadzwoń do swojego ojca, chcę z nim
pogadać – oznajmił, wkładając telefon w jej dłoń.
- Po co? –
zapytała, patrząc się na niego nieufnie.
- Wyobraź sobie,
że kiedyś nie chciałem żyć. Nie miałem dla kogo, więc wiem, jak się czujesz –
wyjawił niechętnie. – Chcę zaprosić jedyną osobę, przy której odczuwałaś
pozytywne uczucia i nie byłaś chodzącą żałością oraz pustką.
- Na… naprawdę
to dla mnie zrobisz? – wydukała speszona, ale jednocześnie oczy jej zalśniły.
- Gdybyś tyle
nie chlała, to mogłabyś się z nią spotkać, ale nie wpadł ci ten pomysł do tego
tępego łba – Severus puknął ją lekko pięścią w głowę. – Dzwoń! – ponaglił ją
niecierpliwie.
Czarownica
włączyła telefon komórkowy i zerknęła na byłego nauczyciela, jakby się bała, że
się rozmyśli. Podczas szukania kontaktu drżały jej ręce. W końcu wcisnęła
zieloną słuchawkę i podała urządzenie Severusowi, który wziął je i poszedł
szybko do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
***
Hermiona mogła z
ręką na sercu powiedzieć, że czuje się lepiej. Po tym, jak Severus oświadczył
jej, że ojciec zgodził się przywieźć Suzanne, wstąpiły w nią nowe siły. Bez
wahania wylała do toalety resztę wina ze swojej butelki i nie tknęła więcej
alkoholu. Musiała wyszorować cały dom ręcznie, ponieważ nadal nie odzyskała
mocy magicznej. Ciężka praca odgoniła od niej ponure myśli i sprawiła, że
zgłodniała do wieczora. Podczas kolacji Snape przyglądał się jej z triumfem
wypisanym na twarzy, ale jej to nie obchodziło. Pochłaniała kanapki jedna za
drugą i zastanawiała się, co jeszcze musi zrobić.
- Trzeba pójść
do sklepu – oświadczyła bardziej sobie niż współlokatorowi. – Suzanne na pewno
będzie chciała płatki na śniadanie. Nie mam ani Nesquików, ani mleka…
- Daruj sobie –
przerwał jej czarodziej. – Karmisz siostrę śmieciami zamiast porządnym
jedzeniem. Jesteś beznadziejną kucharką – oznajmił i jednocześnie uciszył
gestem oburzoną dziewczynę, która już otwierała usta, aby zaprotestować –
dlatego ja będę gotował. Widziałem te wszystkie zupy z puszki, które jej
dawałaś. Nawet troll nie tknąłby czegoś takiego.
-
Bezinteresownie ofiarujesz mi pomoc? Jestem wzruszona – zakpiła Hermiona.
- To jest jedyne
dziecko, którym mógłbym się zająć. Na przykład, gdyby jakiś kataklizm wybiłby
całą ludzkość… – prychnął Severus, wkładając puste talerze do zlewu. – Łącznie
z tobą – dodał z wrednym uśmiechem. – W zamian za zakupy i gotowanie weźmiesz
ode mnie mniej pieniędzy za wynajem.
- Zgoda.
Czarownica nie
wątpiła, że Snape nie przejąłby się zbytnio, gdyby była martwa, ale jego
zachowanie zaintrygowało ją. Oskarżyła go o zmowę z Harrym i rodzicami, ale to
przeczyło zdrowemu rozsądkowi. Ktoś taki jak on nigdy nie poszedłby z nimi na
układ. Za każdym razem wyjawiał inny powód, dla którego się nią opiekuje.
Hermiona przeanalizowała wszystkie i najbardziej prawdopodobne wydało się jej
wyznanie, że rozumie jej rozpacz. Na pewno nie chciał żyć po śmierci matki
Harry’ego, ale misja dla Albusa trzymała go z dala od umarłych. Stąd wiedział,
że powinien ściągnąć do niej Suzanne.
- Dziękuję
Severusie – powiedziała, zanim wyszedł z kuchni.
- Wiesz, co
będzie dla mnie najlepszym prezentem? – zapytał, zatrzymując się
gwałtownie. – Kiedy przestaniesz mówić mi po imieniu Granger!
Dziewczyna
patrzyła, jak wychodzi z pomieszczenia, nie zaszczycając jej nawet jednym
spojrzeniem. Miała uśmiech na twarzy pierwszy raz od dwóch tygodni.
- Ale ty jesteś
mroczny i demoniczny Severusie – zachichotała cichutko i zabrała się za
zmywanie naczyń po kolacji.
***
Gdy samochód rodziców wjechał na podjazd, Hermiona z przejęcia zapomniała oddychać. Czuła
jakby nie widziała Suzanne przez dwa lata, a nie dwa tygodnie. Wszystko, co było
przed tragiczną śmiercią Krzywołapa, zamazywało się w jej pamięci i wydawało nierealne. Czarownica miała wrażenie, że jest staruszką w młodym ciele,
która wspomina bardzo odległe czasy.
- Hermi! – Suzanne
rzuciła się z okrzykiem w objęcia siostry.
- Och, maleńka,
jak ja za tobą tęskniłam – Hermiona pogłaskała ją czule po główce i dała
buziaka w nos.
Otworzyła drzwi,
aby wpuścić dziewczynkę do środka domu i już miała za nią podążyć, gdy poczuła
rękę na swoim ramieniu. Ojciec zatrzymał ją, zaciskając mocno palce, które
sprawiały ból czarownicy.
- Najpierw muszę
z tobą porozmawiać – oznajmił poważnym tonem.
- Nic nam nie
będzie. Severus jest w porządku. Będę jej pilnować jak oka w głowie i zadzwonię
każdego wieczora, aby zdać relację – wyrecytowała bezbarwnym głosem.
- Hermiono…
- Możesz już
jechać.
- Hermiono…
- Pozdrów mamę –
oznajmiła dziewczyna, starając się odepchnąć rękę ojca.
- Skoro nie
chcesz porozmawiać, to chociaż weź to – podał córce książkę, gdy zrozumiał, że
niczego nie wskóra.
Hermiona
zerknęła na okładkę i już wiedziała, że nawet do niej nie zajrzy. Nie miała
ochoty czytać o depresji, która w ogóle jej nie dotyczyła. Ojciec czasami miał
dziwne pomysły.
- Dzięki –
rzuciła w jego stronę tonem, który wskazywał, że zaczyna się niecierpliwić.
- Przeczytaj to
córeczko. Może ci pomoże.
- Jasne, tato –
mruknęła, zamykając drzwi.
Rzuciła książkę
na stertę drewna, która składowana była w koszu koło kominka i ruszyła na
poszukiwania Suzanne.
***
Severus był
bardzo z siebie zadowolony. W ciągu kilku dni Granger zmieniła się nie do
poznania, a wszystko to pod wpływem siostry. Nadal wyglądała jak ofiara wojny i
głodu, ale przynajmniej ożywiła się i zaczęła wykazywać jakąś inicjatywę. Oczy
zaczęły jej błyszczeć i na twarzy pojawiły się delikatne rumieńce. Z jedzeniem
miała nadal problem, ale przynajmniej przestała pić wino. Mając to wszystko na
uwadze, Severus wysłał Felixa do Kingsleya, aby ten wpadł z wizytą i przekonał
się na własne oczy, że terapia działa. Czarodziej nie mógł powstrzymać uśmiechu
na myśl, że na pewno otrzyma trzy tysiące galeonów zamiast tysiąca. Wyższa
kwota w całości rekompensowała mu użeranie się z upartą czarownicą.
- Widzę, że masz
dobry humor – zauważyła Hermiona, gdy weszła do kuchni.
- Miałem –
odparł sucho – do czasu aż wróciłyście ze spaceru. Cieszyłem się, że nie pałętacie
mi się pod nogami w kuchni i delektowałem błogą ciszą.
- Jesteśmy
grzeczne – zakomunikowała Suzanne, zaglądając z ciekawością do piekarnika. – Co
to?
- Kurczak z
boczkiem, cebulą i ziemniakami.
- Bleee! –
oznajmiła dziewczynka, wykrzywiając się ze wstrętem. – Ja tego nie zjem!
- Zjesz bez
gadania – powiedział Snape tonem, który nie pozostawiał dorosłemu pola do
dyskusji, ale Suzanne niewiele sobie z tego robiła.
- Nie! –
oznajmiła twardo i spiorunowała czarodzieja wzrokiem.
- Jeśli nie
chce, to nie musi – wzięła jej stronę Hermiona.
- Ty jej dasz
przykład i wszystko ładnie zjesz – dodał Severus z pokrętnym uśmieszkiem – albo
nakarmię cię jak niemowlaka.
- Ja chcę nakarmić
Hermi jak dzidzie! – wykrzyknęła Suzanne z niesamowitym entuzjazmem i zaczęła
skakać wokół siostry.
- A może
wcześniej pokażesz jej, jak jedzą duże dziewczyny – zwrócił się do dziewczynki
czarodziej. – Hermiona jest dorosła, ale nadal jest bardzo… niemądra – obdarzył
czarownicę znaczącym spojrzeniem, żeby ta nie miała wątpliwości, co naprawdę miał
na myśli, wypowiadając ostatnie słowo.
- Tak! Pokażę! –
Suzanne zupełnie zapomniała, że minutę wcześniej w ogóle nie chciała jeść.
Podbiegła do
Hermiony i pociągnęła ją za rękę, dając do zrozumienia, że ma usiąść przy
stole. Ta zrobiła to, co chciała siostra, ale nie znikł wyraz niezadowolenia
widoczny na jej twarzy. Suzanne w ogóle nie zwróciła na to uwagi i wdrapała się
na krzesło obok niej. Usadowiła się na nim wygodnie i odwróciła głowę w stronę Severusa.
- Możesz nam
nakładać obiadek!
***
Hermiona uznała,
że czas porozmawiać poważnie z Severusem. Mieszkanie z nim stało się wyjątkowo
uciążliwe, kiedy napuszczał na nią Suzanne. Jednak to, co zrobił wieczorem,
przelało czarę goryczy. Wystarczyło, że wyszła na chwilę do toalety i gdy
wróciła, Suzanne była bliska płaczu. Okazało się, że czarodziej naopowiadał jej
bzdur na temat jedzenia, a konkretnie jego braku. Hermiona dowiedziała się od
siostrzyczki, że jeśli nie będzie jadła, to odejdzie „tam, skąd się nigdy nie
wraca”. Wprawdzie nie powiedział wprost, że chodzi o śmierć, ale i tak odcisnęło
to piętno na psychice dziecka. Słowa Severusa tak przeraziły Suzanne, że wymogła
na siostrze obietnicę, że będzie jadła i przytyje. Czarownica zgrzytała ze
złości zębami, ale musiała przyrzec. Jednocześnie układała w myślach plan
wyrwania serca Snape’owi. Najlepiej przy pomocy starej, brudnej, zardzewiałej i
tępej łyżki.
Suzanne usnęła
stosunkowo wcześnie i Hermiona mogła w końcu pójść do pokoju Severusa. W
myślach powtarzała sobie argumenty, które miały świadczyć o jej racji. Nie
chciała być nieprzygotowana podczas starcia z nim. Miała dość wtrącania się w
jej sprawy i patrzenia na jego drwiący uśmiech. Dopóki nie zaczął jej „pomagać”,
to nawet nieźle im się razem mieszkało. Pod wpływem tej myśli, Hermiona
zadrżała. To było takie abstrakcyjne: mieszkać w jednym domu z byłym
nauczycielem i uznawać, że to w porządku. Jakiś wyjątkowy zbieg okoliczności
sprawił, że ich losy znowu się skrzyżowały. Na dodatek były mistrz eliksirów
zaczął okazywać ludzką twarz, co było nie do pomyślenia w czasie nauki w
Hogwarcie. Nie zmieniało to faktu, że nadal był totalnym dupkiem z przerośniętym
ego, przekonanym o własnej nieomylności.
- Wejdź –
warknął, gdy zapukała do jego drzwi. – Właśnie miałem do ciebie iść – oznajmił rozeźlonym
tonem.
Czarownica
zerknęła na książkę, którą trzymał w dłoni i wszystko stało się jasne.
Zrozumiała, że nie zapoznał się w Azkabanie ze swoją biografią autorstwa Rity Skeeter. Suzanne
szukała kolejnej książki, którą miał jej czytać przed snem. Widocznie wybrała
akurat tą.
- Mówiłaś, że
nie widziała moich wspomnień! – zagrzmiał.
- Pieczęć z
fiolki nie została zdjęta – wyjaśniła Hermiona.
- To skąd ta
lafirynda wie to wszystko!? – wskazał na tekst.
W głowie
Hermiony powoli zaczęły pojawiać się obrazy. Kingsley prowadzący ją do biura
Robardsa. Rita siedząca przed jego biurkiem z wyraźnym zadowoleniem wypisanym
na wytapetowanej twarzy. Gawain potwierdzający jej słowa.
- Ona mi mówiła…
- czarownica z trudem przypominała sobie szczegóły – wspomniała, że… że chyba
ma źródło. Tak, dała mi do zrozumienia, że ma kogoś, kto jej opowiedział o
twoim dzieciństwie – oświeciło ją po chwili.
Snape rzucił jej
badawcze spojrzenie, wyraźnie próbując wybadać czy nie kłamie i zamyślił się,
gdy uznał, że mówi prawdę.
- Harry tego nie
zrobił – odezwała się Hermiona, mając wrażenie, że czarodziej oskarży go jako
pierwszego. – Nie znosi Rity.
- Na pewno
opowiedział o wszystkim tobie, waszemu rudemu przydupasowi, Weasleyównie i
połowie znajomym – wykrzywił się mężczyzna.
- Ginny wie i…
rudy przydupas – czarownica przełknęła z trudem ślinę na myśl o Ronie. – Oni jej
nie powiedzieli, jestem pewna – dodała, chociaż nie była przekonana co do
niewinności swojego byłego narzeczonego. – Harry pokazał wspomnienia profesor
McGonagall i Kingsleyowi, a rodzinie Weasleyów tylko ogólnie wspomniał, że
byłeś po naszej stronie.
Snape nie
wydawał się przekonany. Ciągle mierzył ją nieprzyjaznym wzrokiem i miał
zmarszczone czoło.
- Mogę uznać, że
Minerwa i Kingsley milczeli w tej sprawie. Obydwoje są zbyt szlachetni – burknął.
– Z Weasleyami różnie bywało…
- Twierdzę, że to nie oni.
- Możesz się
mylić – oznajmił Severus. – Nie masz pewności, że to nie któreś z twoich
przyjaciół. Ale to teraz nie ważne – dodał po chwili. – Myślę, że znalazłem
to źródło – wykrzywił się złośliwie do Hermiony.
Patrząc na niego,
doszła do wniosku, że albo jej komórki w mózgu wróciły do poprzedniej kondycji,
albo zaczyna go rozumieć bez słów. Miał na myśli Petunię Dursley, jedyną osobę,
która wiedziała o szczegółach przyjaźni Lily i Severusa, w czasach, zanim
poszli do Hogwartu. Harry wiele razy wspominał, że jest typową plotkarą, która
śledzi życie sąsiadów, gwiazd oraz celebrytów. Zainteresowanie ze strony Rity
było ucieleśnieniem jej marzeń i snów.
- Co zamierzasz
zrobić? – zapytała.
- Nic takiego –
odpowiedział niewinnym tonem i dalej wyciągał z kufra fiolki oraz słoiki ze
składnikami eliksirów.
- Mam nadzieję,
że nie przesadzisz.
Severus
wyprostował się i posłał w kierunku czarownicy lekceważące spojrzenie.
- Dostanie tylko
to, na co zasłużyła – wyjaśnił. – A teraz mam nadzieję, że opuścisz mój pokój.
Nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
- Chciałam, abyś
więcej nie nastawiał Suzanne przeciwko mnie – rzekła błyskawicznie Hermiona,
nie przesuwając się nawet o cal w stronę drzwi.
- Zrozum
kretynko, że to dla twojego dobra – Snape westchnął przy odmierzaniu
odpowiedniej ilości jakiegoś śmierdzącego płynu. – Gdy człowiek ma cel w życiu,
to nie jest taki skory do autodestrukcji. Ona jest jedyną osobą na świecie, którą
kochasz bezgranicznie i ona czuje do ciebie to samo. Na pewno nie chce, abyś
umarła. Złożyłaś siostrze obietnicę, więc jej dotrzymaj.
- Sam to
wymyśliłeś? Nie podejrzewałam cię o znajomość psychologii – prychnęła urażona,
że śmiał ją pouczać.
- Szybko się
uczę – wyznał i podsunął w jej stronę książkę, którą dostała od ojca. –
Przeczytaj to i pomyśl nad tym.
- Lecę, pędzę –
zakpiła, patrząc z pogardą na lekturę.
- Jeśli tego nie
zrobisz, to znowu pogadam z Suzanne… – zagroził.
- CZY TY ZAWSZE
MUSISZ BYĆ TAKIM TOTALNYM CHUJEM BEZ CIENIA UCZUĆ!? – wrzasnęła Hermiona, tracąc
nagle panowanie nad sobą.
Severus wyrósł
przed nią tak nagle, że to musiała być magia. Człowiek nigdy nie doskoczyłby z
jednego kąta pokoju do drugiego w takim czasie. W jego oczach zobaczyła żądzę
mordu. Uniósł rękę w górę i dziewczyna zrozumiała, że jeśli nie zginie, to na
pewno dostanie w twarz, za to, co powiedziała. Skuliła się w sobie, ale cios
nie padł. Zamiast tego poczuła mocny uchwyt na swoim przedramieniu i szarpnięcie.
Zanim się zorientowała została brutalnie wyrzucona z pokoju.
- NIENAWIDZĘ
CIĘ! – krzyknęła i kopnęła z całych sił w drzwi.
O swojej
głupocie przekonała się błyskawicznie. Fala bólu zaczęła się przy palcach, objęła
całą stopę, przeszyła kolano i zatrzymała się przy miednicy. To sprawiło, że dziewczyna upadła na podłogę szlochając. Jednocześnie otworzyły się drzwi i Severus rzucił
w nią książką, która odbiła się od jej głowy i nabiła bolesnego guza.
- Jestem takim,
jak to określiłaś chujem, ponieważ czasem
trzeba brutalnie kimś potrząsnąć, aby się opamiętał. Gdy staniesz się dawną
Hermioną Granger, to wrócimy do uprzejmego ignorowania się wzajemnie. Możesz ze
mną walczyć i przegrać albo zmienić swoje nędzne życie. Wybór należy do ciebie.
Co do książki, to jutro przepytam cię z jej treści – oznajmił lodowatym tonem i
ponownie zamknął się w pokoju.
***
Petunia Dursley
planowała wszystko od miesiąca. Zrobiła staranną listę, co poda na obiad, deser
i kolację. Szczegółowa rozpiska informowała ją co i gdzie ma posprzątać, aby
dom lśnił czystością, gdy Dudley przyjedzie ze swoją dziewczyną. Poznali się na
studiach i bardzo szybko zostali parą. Petunia i Vernon byli bardzo szczęśliwi,
ponieważ od dawna mieli nadzieję, że Dudziaczek się ożeni i szybko da im wnuki.
To, że jego wybranka była bardzo daleką krewną świętej pamięci księżnej Diany,
tylko utwierdzało Durselyów w przekonaniu, że ich syn trafił na ideał. Petunia
zrobiła rozeznanie, opierając się głównie na plotkarskich pismach, dzięki czemu
dowiedziała się, że dziewczyna jest naprawdę bogata.
Właśnie poprawiała
ramki zdjęć, które stały na kominku, aby były w idealnej kompozycji, gdy
usłyszała dzwonek do drzwi. Ogarnęło ją silne podniecenie, gdy zdała sobie
sprawę, że to może być Dudziaczek. Ruszyła drobnymi kroczkami w stronę drzwi,
ponieważ założyła tego dnia wyjątkowo wysokie szpilki, które kupiła w Londynie
z przeznaczeniem na wyjątkowe okazje. Po drodze poprawiła swoją suknię, w stylu
„New Look” z lat pięćdziesiątych i sprawdziła dłonią, czy żaden włosek nie
wymknął jej się spod kontroli. Z uśmiechem na ustach otworzyła drzwi tylko po
to, aby zobaczyć leżącą na wycieraczce paczkę.
- Dla Petunii od tajemniczego wielbiciela –
przeczytała liścik, gdy położyła ją na kuchennym stole.
Zachichotała.
Wiedziała, że jest kobietą, która podoba się mężczyznom. Nie raz na bankietach
zasypywana była komplementami przez pracowników Vernona. Zwłaszcza ci z
niższego szczebla zachwycali się żoną dyrektora. Petunia nie dziwiła się temu,
ponieważ wiedziała, że ich żony nie miały nawet połowy takiego wdzięku i klasy jak ona.
- Zobaczymy, co
tam jest – uśmiechnęła się do pudełka obłożonego ozdobnym papierem i pociągnęła
za wstążkę.
Rozległ się
niesamowity huk, który sprawił, że w sąsiednich domach zadrżały szyby. Petunia,
cała kuchnia oraz część przedpokoju pokryte były zieloną, lepką i śmierdzącą
mazią.
- NIEEEEEE! –
wrzasnęła, ile miała sił w płucach.
Zaalarmowani jej krzykiem mieszkańcy tłumnie zbiegli
się pod numer czwarty. Dudley zaparkował samochód na ulicy i razem ze swoją
dziewczyną, pobiegł w stronę domu. Nastąpiło tak duże zamieszanie, że nikt nie
zwrócił uwagi na mężczyznę w czerni, który wyszedł drzwiami od strony ogrodu,
przeskoczył płot, jakby nic nie ważył i znikł pomiędzy krzewami.