Severus
nigdy nie przepadał za słońcem. W letnie dni starał się w ogóle nie wychodzić z
domu, ale nie zawsze było to możliwe. Czasami musiał zrobić zakupy w pobliskim supermarkecie
i w czasie drogi, przeklinał w myślach promienie słoneczne, które sprawiały, że
jego czarny ubiór i włosy stawały się nieznośnie gorące. Z pierwszym problemem
poradził sobie w ten sposób, że zakupił mugolskie ubrania w innych kolorach niż
zazwyczaj, czyli jasnej, ale nie jadowitej, zieleni i w gołębiej szarości.
Snape nie znosił spodni, ale szata czarodzieja za bardzo rzucała się w oczy. W
niej mógł paradować po domu i Pokątnej, ale na ulicy Londynu wzbudzała w
przechodniach ciekawość i sprawiała, że niektórzy zaczynali bezczelne chichotać,
co doprowadzało go do szewskiej pasji.
Drugi
problem rozwiązał tylko częściowo. Nawet przez myśl mu nie przeszło, aby
przefarbować włosy na inny kolor lub je ściąć, ponieważ uważał, że prawdziwy
czarodziej nosi tylko długie. Za to wpadł na pomysł związywania ich przy pomocy
gumki, którą dostał od Hermiony. To sprawiło, że wprawdzie było mu chłodniej,
ale za to kosmyki włosów, które były za krótkie, aby utrzymać się w kitce,
zaczęły mu opadać na twarz w najmniej dogodnych momentach. Severus zakładał je
za uszy, ale one, co chwilę wybierały wolność i swobodę. W tych momentach
żałował, że przyciął je do ramion. Postanowił, że zapuści włosy, aby wszystkie
kosmyki dały się związać w kucyk.
Pomimo
wszystkich zmian, które miały pomóc mu w przetrwaniu lata, Severus nadal był
zły, gdy musiał opuścić dom. Nie wiedział, że istnieje coś takiego jak krem z
filtrem i za każdym razem miał obawy, że opali się jak jakiś wieśniak. Dlatego
szczerze doceniał Ignatię Wildsmith, która wymyśliła proszek i sieć Fiuu. Aby
dostać się do domu Dundy’ego, nie musiał wychodzić na słońce. Wystarczył
kominek, odrobina proszku i już był na miejscu.
- Wejdź,
wejdź – ucieszył się Amerykanin, który założył tego dnia hawajską koszulę i
beżowe spodenki. – Trafiłeś idealnie! Akurat moja żona wyjechała na kilka dni
do swojej matki, a ja mam ochotę na zimne piwo!
Były
mistrz eliksirów chętnie przystał na propozycję Dundy’ego. Wprawdzie wolał
wino, ale w tak gorący dzień grzechem było odmówić sobie zimnego kufla
pienistego trunku. Miał zamiar pobyć u Amerykanina przez jakiś czas. Jego celem
było dowiedzenie się, czy udał się jego plan. Po sześciu miesiącach od wyjścia
z Azkabanu zdecydował się na zrobienie brzydkiego psikusa Meduzie i Robardsowi.
-... wtedy
przyszła do jego gabinetu i przekonała go do spróbowania ciasta. Nikt nie wie
dokładnie jak, ale ja mam swoje domysły. Pewnie zaczęła go męczyć i gadać coś w
stylu: zjedz, piekłam całą noc dla
ciebie, chyba mi nie odmówisz… Wiesz, jakie kobiety potrafią być
przekonujące, a zwłaszcza ona – Dundy zachichotał nerwowo, na wspomnienie nauki
gotowania. – Sądzę, że Gawain się jej bał… albo pomyślał, że mugolka niczego
złego mu nie zrobi, bo co miałaby zrobić? Dodać trutki na szczury czy co? Łyknął
jak hipogryf fretkę i zaczęła się jatka! – czarodziej zarechotał, wyraźnie
ucieszony. – Wiem od Bena Smitha, że wylecieli z gabinetu i zaczęli
obwieszczać wszystkim, że się pobierają! Chłopaki od razu zrozumieli, co się
stało, ale nie za bardzo dawali radę odciągnąć Robardsa od Meduzy. Przykleili
się do siebie jak guma do żucia do podeszwy, a oni nie chcieli zrobić szefciowi
krzywdy. Poza tym ciężko oderwać napalonego samca od samicy. Równie dobrze
mogli próbować zgasić smokowi ogień w gardle… - Dundy starł z policzka łzę,
która pociekła po kolejnym ataku wesołości. – Jak mamę kocham, zaraz będzie
najlepsze… To, co potem zrobili… Rzucili się na siebie i pobiegli z powrotem do
gabinetu. Chłopaki dopiero po dłuższej chwili zdjęli zaklęcia ochronne z drzwi.
Wchodzą… – Amerykanin zaczął krztusić się ze śmiechu – wchodzą… a tam… Gawain…
z opuszczonymi spodniami… Ha, ha! I ona… sukienka na cyckach… Ha, ha! Już mieli
konsumować związek… ale chłopaki chyba spanikowali, bo jak nie walnęli wszyscy
na raz oszałamiaczami… oprócz Meduzy i Robardsa, padło dwóch aurorów… tak to
latało w powietrzu…
- I co
dalej? – zapytał Severus, chichocząc. – Jak się to skończyło?
- Już…
już… – Dundy starał się nabrać powietrza do płuc. – Obydwoje… to znaczy Meduza
i Gawain, trafili do Munga… Tamtych dwóch dało się jakoś docucić, bo dostali
mniej… Robards wrócił kilka dni później do pracy, widziałem go… czerwony na
twarzy i wściekły jak Żądlibąk – zachichotał złośliwie. – Od razu wszczął
śledztwo, ale nie przyniosło rezultatu. Meduza nie potrafiła powiedzieć, skąd
wzięła ciasto. Pamiętała, że przed atakiem miłości do Gawaina piła lemoniadę, a
potem sprawy potoczyły się szybko. Każdy w ministerstwie ma jakąś teorię, ale
jak na razie nikt nie wpadł, kto to mógł zrobić.
Severus
wziął spory łyk piwa i pozwolił sobie na uśmiech samozadowolenia. Wszystko, co
zaplanował, powiodło się. Wiedział, że jest w kręgu podejrzanych, ale Gumochłon
nie mógł mu niczego udowodnić. Każdy mógł uwarzyć lub kupić amortencję i dolać
ją do lemoniady oraz biszkoptu. Snape żałował, że nie widział całej akcji
osobiście, ale relacja Dundy’ego sprawiła, że odczuwał sporą satysfakcję.
- Ja to
się zastanawiam Profesorku, jak ci się udało uwarzyć tak dobrą amortencję.
Musiałeś oprócz diabelskich pereł dodać zgrzyn żmijowy albo korę johimby, aby
zachciało im się dobrać do siebie – nieoczekiwanie wypalił gospodarz.
- To nie
ja – Snape poczuł niemiły uścisk w brzuchu.
- Przecież
wziąłeś ode mnie adres Meduzy i widziałem nie raz, że masz ochotę zamordować Robardsa.
Nie wykręcaj się – zakomunikował poważnie Dundy. – Jesteśmy kumplami, nie wydam
cię. Poza tym też go nie lubię. Robards strasznie się puszy i zarywał raz do
mojej żony…
W mózgu
Severusa toczyła się gonitwa myśli. Zrozumiał, że Amerykanin wcale nie jest tak
głupi, na jakiego wygląda. Gdy mówił o Gawainie, z jego twarzy znikła mina,
która świadczyła, że jej właściciel wolno myśli. Nie było widać głupkowatego
uśmiechu. Zamiast tego, w jego oczach pojawiły się mściwe błyski zadowolenia.
- Co tak
zamilkłeś? – zagadał do swojego gościa.
- Kiedy
zamierzałeś mi powiedzieć, że tylko udajesz idiotę? – warknął Snape.
-
Liczyłem, że sam na to wpadniesz – powiedział Dundy niewinnym tonem. – Tak
szczerze mówiąc, to wcale mi nie zależy, aby ludzie inaczej myśleli.
- Czemu?
– zainteresował się były mistrz eliksirów, chociaż podświadomie czuł, że
powinien się obrazić. – Co ci po tym, że każdy sądzi, że jesteś skończonym
kretynem?
-
Ponieważ dzięki temu mogę więcej – wyjawił Amerykanin, mając na twarzy drwiący
uśmiech. – Mogę mówić, co mi się podoba, robić co mi się podoba i prawie
wszystko uchodzi mi na sucho.
- Ale
wymyśliłeś – Severus prychnął z niesmakiem. – Ludzie tobą gardzą i śmieją się z
ciebie. Bez sensu.
- Twoja
sytuacja jest identyczna, chociaż poszedłeś w inną stronę niż ja – zripostował natychmiast
Dundy. – Rzekłbym, że jednak moja jest lepsza, ponieważ nie muszę się ukrywać
jak jakiś szczur w kanałach – dodał po krótkim zastanowieniu.
Oburzony
Snape wstał z fotela, aby udać się do domu, ale został powstrzymany
błyskawicznym ruchem ręki Amerykanina, który pchnął go z powrotem na miejsce.
-
Spokojnie profesorku – oznajmił z szerokim uśmiechem. – Jako kumple możemy
sobie czasem dogryźć, ale potem sobie wybaczamy. Tak jak wtedy, gdy mnie
oskarżyłeś o to, że wygadałem twój adres, a ja puściłem to w niepamięć.
- To nie
byłeś ty…?
-
Oczywiście, że nie, ale nie dałeś mi dojść do słowa. Udaję kretyna, ale nie
jestem nim, a to spora różnica.
- Ekhm,
to kto to zrobił? – zmieszał się Severus.
- A bo ja
wiem? Poszła plotka, może ktoś sprawdził i tak to się potoczyło… - Dundy znowu
się zamyślił.
Nie
wiedząc co ze sobą zrobić, Snape wyciągnął różdżkę i przywołał kolejne butelki
zimnego piwa z kuchni. Było mu głupio, ale nie potrafił wypowiedzieć słowa
„przepraszam”.
- Czemu
ja? – zadał pytanie, aby zmienić temat. – Mogłeś kogoś innego wybrać na
swojego… przyjaciela.
-
Chciałem zdenerwować żonę i Robardsa – padła szczera odpowiedź. – Mówiłem ci kiedyś, że jesteś fajnym gościem. W Azkabanie miałem do wyboru albo ciebie,
albo tych głupich smarkaczy. Wolałem towarzystwo kogoś inteligentnego.
- Mhm –
mruknął Severus. – Nie mogłeś od razu tego powiedzieć? Denerwowałeś mnie swoją
paplaniną!
- Nie
odzywałeś się, to ja musiałem zadbać, aby nie było ciszy – Dundy zachichotał. –
Co do twojego pierwszego pytania: już tak długo udaję, że nie potrafię inaczej.
Zaczęło się od wczesnego dzieciństwa. Babka od strony ojca ciągle mi
powtarzała, że jestem głupi, więc zacząłem dopasowywać się do jej słów. Szybko
odkryłem, że dzięki temu nikt w szkole nie wymaga ode mnie dobrych stopni.
Mogłem podejść do każdej dziewczyny i zacząć ją bajerować swoją gadką. Nie
uwierzyłbyś, ile lasek na coś takiego leci! Mam stały schemat i ponad połowa
daje się na to złapać…
Jego
słowa sprawiły, że w głowie Severusa pojawiła się pewna myśl. Miał problem z
Granger i nie miał do kogo się zwrócić.
-
Szczerze podziwiam cię, że tyle wiesz o kobietach. Ja jestem w tych sprawach
beznadziejny… - oznajmił.
- Nie
przesadzaj. Do dzisiaj się zastanawiam jakim cudem wyrwałeś psycholog.
- Było,
minęło – powiedział Snape, siląc się na obojętność. – Teraz mam problem z moją
współlokatorką. Kingsley umieścił mnie u niej, aby pomagała mi wrócić do
naszego świata…
- Młoda?
– przerwał mu gospodarz.
- Młodsza
o dwadzieścia lat… ale…
- Możesz
śmiało ją brać. Moja żona jest młodsza ode mnie o dwadzieścia cztery.
- Ja
wcale nie zamierzam jej brać! – Severus wyraził gwałtowny sprzeciw.
- Ma
faceta?
- Nie ma,
ale…
- To na
co czekasz? – usta Dundy’ego rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- AŻ MI
DASZ DOKOŃCZYĆ! – ryknął Snape, dysząc ciężko. – Przestań być kretynem! Ja tu
potrzebuję twojej pomocy!
Amerykanin
jak zwykle nic nie zrobił sobie z wybuchu złości byłego mistrza eliksirów.
Kiwnął głową i pociągnął łyk piwa, dając do zrozumienia, że jest gotowy
wysłuchać co go gryzie. Severus uspokoił się i zaczął opowiadać o wydarzeniach,
które sprawiły, że ma problem. Jednocześnie zmienił imię czarownicy z
„Hermiona” na „Hayde” oraz pozmieniał pewne szczegóły. Mimo wszystko nadal nie
ufał Dundy’emu na tyle, aby wtajemniczać go w kluczowe niuanse. Amerykanin
wysłuchał go uważnie, kiwając w odpowiednich momentach głową.
- Czego
tak naprawdę ode mnie oczekujesz? – zapytał, gdy Severus umilkł.
- Sam nie
wiem – mruknął Nietoperz z Lochów. – Znasz się na kobietach. Powiedz mi, co z
nią robić.
-
Najlepiej bzykać! Ha, ha! – zarechotał rubasznie Dundy.
Snape
prychnął z niesmakiem. Chciał, aby Amerykanin pomógł mu zrozumieć, co siedzi w
głowie dziewczyny, a nie dawał mu porady rodem z tanich pornosów.
- Jeśli
dobrze rozumiem, to chciałeś, aby ta cała Hayde zachowywała się normalnie, tak?
- Tak.
- To w
czym problem? Przecież zachowuje się normalnie.
- I o to
właśnie chodzi – oznajmił Snape. – Zbyt
normalnie. Ona… tak jakby… - szukał odpowiedniego określenia, które
materializowało się w jego umyśle, ale nie mógł po nie sięgnąć - … ja jej nie
wierzę! – oświadczył po chwili. – Znam tę dziewczynę od dawna. To nie w jej
stylu. Obserwowałem ją przez cały ten czas, a ona nic!
Dundy
podrapał się po swojej gęstej czuprynie i zmarszczył czoło.
- Powiem
ci, że dawno nie spotkałem faceta, który tak naprawdę nie wie, czego chce.
- Ja tak
nie uważam – mruknął Severus.
- Coś mi
mówi, że chciałbyś, ale się boisz. Najlepiej, aby ona sama padła ci do stóp i
wielbiła cię.
Snape już
miał ochotę zaprotestować, gdy wizja Dundy’ego zmaterializowała się w jego
umyśle. Zobaczył siebie i Hermionę w bibliotece, czytających książki. On
siedzący na kanapie, a ona leżąca na puchatym dywanie, zerkająca i uśmiechająca
się do niego. Do tego cichy śpiew dobiegający z radia, usługujące im skrzaty
domowe oraz mnóstwo unoszących się świec we wnętrzu dworu rodziny Prince. Ten
obraz był tak samo pociągający, jak nierealny. Severus doszedł do wniosku, że
równie dobrze mógłby wyobrazić sobie na jej miejscu rosyjską księżniczkę albo seksowną
czarownicę siedzącą na wypchanym testralu.
- Nie
rozśmieszaj mnie – zakomunikował.
- Co ci
szkodzi? Będziesz miał wypolerowaną różdżkę, wygrzane łóżeczko przed pójściem
spać i ogarnięty dom. Same plusy – argumentował Dundy. – Przecież nie musisz
jej kochać. Jedyne, na co radziłbym uważać w takim przypadku, to zabezpieczenie.
Lepiej osobiście warzyć eliksir, bo skończysz jak ja – westchnął i zerknął na
zdjęcie stojące na kominku, które przedstawiało przystojnego mulata.
- Nie
miałbym z tym problemu – wymamrotał Snape.
- Ty nie.
Ja zaufałem kobiecie. Różdżkę dałbym sobie złamać i co? Musiałbym kupić nową –
Amerykanin oświadczył ponuro. – Dlatego w Afryce przeszedłem mugolski zabieg,
po którym nie będę miał więcej dzieci. Moja żona może sobie udawać, że pije
eliksir, ale nic z tego nie będzie – zarechotał złośliwie.
Severus
posłał mu zdumione spojrzenie. Kto by pomyślał, że ten człowiek potrafi aż tak
udawać.
- Nie mam
ochoty bawić się w takie rzeczy – oznajmił gospodarzowi. – Nie potrzebuję
kobiety. One oznaczają kłopoty, a ja wolę zająć się pracą. Zamierzam ignorować
Hayde, jak już wróci z wakacji.
- Rób, co
chcesz – Amerykanin wzruszył ramiona. – Wiem, że sporo przez to stracisz, ale
to twoje życie.
Snape był
przekonany, że Dundy się myli. Nie wiedział, że życie z Hermioną oznaczało
kontakty z Potterem i resztą osób, których były mistrz eliksirów nie znosił. To
przeważyło szalę na niekorzyść dziewczyny.
***
Hermiona
wróciła z Francji bardziej zestresowana niż wtedy, gdy wyjeżdżała. Przez kilka
dni po powrocie, drżała z niepokoju, obawiając się, że najgorszy koszmar jej
rodziny się
spełni. W tym czasie przestała zauważać Severusa. Nie interesowało jej, co
robił, nie jadła przygotowanych przez niego potraw, ani nie zwracała uwagi,
jeśli minęła go w biegu. Jej myśli zaprzątnięte były troską o matkę.
- Błagam,
niech się okaże, że to nie białaczka… nie białaczka… - modliła się w myślach,
gdy została w domu rodziców, aby zająć się Suzanne.
Czas,
który minął od ich wyjazdu do powrotu, zdawał się wiecznością. Hermiona
podskakiwała, gdy tylko słyszała przejeżdżający koło domu samochód. W ogóle nie
mogła się skupić na zabawie z siostrą, dlatego włączyła dziewczynce bajki w
telewizji, a sama siadła przy oknie i wypatrywała rodziców. Dłonie bolały ją od
nerwowego zaciskania, a w głowie huczało. Strach pogłębiał się z każdą minutą i
o mało co nie zemdlała, gdy rodzice zaparkowali przed domem.
- Mama,
tata! – zawołała radośnie Suzanne i pobiegła się przywitać.
Hermiona
podążyła za nią na drżących nogach. Rodzice uściskali najmłodszą pociechę,
uśmiechając się do niej, ale czarownica nie dała się nabrać. Poczuła, jakby jej
serce ścisnęła się żelazna dłoń. Wiedziała, co jej matka powie, gdy ojciec
zaprowadzi Suzanne do drugiego pokoju.
- Na
Merlina… nie… - wychrypiała z trudem.
- Mam to
samo co moja mama – powiedziała pani Granger ze smutkiem w oczach.
Czarownicę
przeraziły jej słowa. Babcia zmarła na ostrą białaczkę szpikową po dość
krótkiej walce. Hermiona poczuła, że łzy zaczynają jej płynąć po twarzy. Podskoczyła
do matki i uściskała ją mocno, najmocniej jak mogła.
- Nie
pozwolę ci umrzeć… znajdę sposób… magiczny czy mugolski, nieważne… na pewno
znajdę sposób, aby cię uratować… - z jej gardła wydobył się szept, przerywany
łkaniem.
Udawanie
przed Suzanne, że wszystko jest w porządku, okazało się bardzo trudne. Każdy
robił dobrą minę do złej gry i nie mógł doczekać się, aż dziewczynka pójdzie
spać. Dopiero wtedy Hermiona zaczęła rozmawiać z rodzicami. Głównie na temat co
przewidują w najbliższej przyszłości. Omówili sposoby leczenia, które
przedstawił lekarz pani Granger. Dziewczyna bez wahania zadeklarowała, że
zostanie dawcą szpiku kostnego oraz zamieszka ponownie z rodziną, a jeśli
będzie trzeba, zrezygnuje z pracy, aby zająć się siostrą.
- Na
pierwsze odpowiedź brzmi: tak, na drugie oraz trzecie: nie – oznajmił ostro pan
Granger. – Nie pozwolę ci zrezygnować z pracy. Suzanne po wakacjach pójdzie do
prywatnego przedszkola. Jutro dowiem się, czy znajdę dla niej jakieś miejsce.
Jeśli nie, to zatrudnię nianię.
- Czemu
nie mogę z wami zamieszkać? – zdenerwowała się Hermiona.
-
Właśnie, o co ci chodzi? – zdziwiła się jej matka.
- O to,
że chcę, aby Suzanne miała miejsce, gdzie będzie szczęśliwa.
Hermiona
i pani Granger wymieniły zdumione spojrzenia. W tym momencie nie były w stanie
pojąć logiki swojego ojca i męża.
-
Dziewczyny, myślcie… - jęknął. – Nie chcę myśleć o najgorszym… - westchnął –
ale nadal mam w pamięci, co się stało z teściową… Naprawdę sądzicie, że widok
wymiotującej i łysej po chemioterapii Jean będzie dla Suzanne dobrym
wspomnieniem z dzieciństwa? Nie widziałaś babci Hermiono, zmarła, gdy byłaś w
Hogwarcie i jestem szczęśliwy z tego powodu – zwrócił się do córki.
- A
Snape? Jego wspomnienie będzie odpowiednie dla niej? – oburzyła się starsza z
kobiet i wydmuchała nos w chusteczkę.
-
Przekonał mnie do siebie – wyjaśnił jej mąż. – Dzięki niemu Hermiona zaczęła się
leczyć. Przecież nam mówiła…
- Ale
mnie nie przekonał! – warknęła pani Granger.
Hermiona
zdecydowała, że nie ma co pognębiać nerwowej atmosfery. Wyczuła, że jej mama
jest przerażona i zrozpaczona.
- Będzie
dobrze, zobaczysz – oznajmiła czarownica i położyła swoją dłoń na jej dłoni. –
To, o czym teraz mówimy, to ostateczność. Nie rzucę pracy, ale oświadczę
Mafaldzie, że nie zgadzam się na nadgodziny. Przedszkole, tak czy siak, jest
dobrym pomysłem, ponieważ Suzanne przyda się socjalizacja. Dzięki temu to ja
będę się nią zajmować po robocie, nie Severus.
- Nie
podoba mi się to, ale chyba nie ma innego wyjścia – powiedziała pani Granger
smutnym tonem.
- Myślę,
że na dzisiaj wystarczy – oświadczyła Hermiona. – Jutro muszę być w pracy, a
jest już prawie północ – wzięła do ręki torebkę i przywołała kluczyki do
samochodu.
Wracając
do domu, zastanawiała się, czy istnieją eliksiry albo zaklęcia, które mogą
pokonać białaczkę. Hermiona przeczytała wiele książek, ale była pewna, że nie
natknęła się na taką informację. Na mugoloznastwie nie było mowy o leczeniu
mugoli przy pomocy magii. Uznała to za bardzo duże przeoczenie w programie
nauczania.
- Czemu
wracasz tak późno? – ostry ton Severusa i nagłe zapalenie lampki w salonie,
spowodowało, że Hermiona podskoczyła ze strachu.
- A ty
czemu… siedzisz… w ciemnościach? – zadała pytanie, próbując jednocześnie
uspokoić oddech.
-
Przypadkowo zasnąłem podczas oglądania filmu – odparł błyskawicznie.
Hermiona
nie uwierzyła mu. Snape nie wyglądał, jakby przed chwilą spał. Dlatego
postanowiła nie odpowiadać na jego pytanie i ruszyła w stronę schodów. Okazało
się to niemożliwe, ponieważ mężczyzna zagrodził jej drogę.
- Co się
dzieje? Przestałaś jeść i zaczęłaś wyglądać, jakbyś była zmuszona codziennie
pić Eliksir Szkiele-Wzro. Tak samo było podczas twojej choroby.
- Chcesz
wiedzieć? Naprawdę, chcesz wiedzieć!? – zapytała ze złością, patrząc prosto w
jego czarne oczy. – Moja matka umiera, a ja muszę znaleźć sposób, aby ją
uratować, jeśli mugolskie sposoby nie pomogą! – wyrzuciła z siebie, próbując wyminąć
współlokatora.
- Co jej
jest? – zadał pytanie ze spokojem, jednocześnie łapiąc ją za ramiona i
przytrzymując.
Dziewczyna
poczuła, że jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie wiedziała, czy to z powodu
nerwów, jego dotyku, czy tego, co miała zamiar powiedzieć. To nie było
przyjemne uczucie.
-
Białaczka – pisnęła i zwiesiła głowę.
- Przykro
mi – powiedział to tonem, który wskazywał, że niczego takiego nie czuje.
Hermiona
stała przez chwilę bez ruchu, czekając aż Severus ją puści, ale sekundy mijały,
a on nadal trzymał jej ramiona. Powoli podniosła wzrok i powróciło do niej
przeczucie, że on na coś czeka. Tylko że nadal nie wiedziała na co.
- Ekhm –
odchrząknęła i już miała zamiar poprosić, aby ją puścił, gdy przyszedł jej do
głowy lepszy pomysł. – Wiesz, czy mugoli można leczyć przy pomocy eliksirów i
magii? – zadała pytanie.
Severus
zamyślił się.
- Z tego,
co pamiętam to nie – przemówił po chwili.
- Jak to?
– Hermiona poczuła, że kolana uginają się pod nią.
Zachwiała
się i gdyby nie Snape, padłaby na podłogę. Spojrzała na niego, a on zrobił
minę, jakby przestraszył się, że ją dotyka. Puścił ją, a ona powoli osunęła się
po ścianie na podłogę.
- Czemu
czarodzieje pokroju Mundungusa nie tworzą eliksirów i nie sprzedają mugolom? –
zapytał lodowatym tonem. – Dlaczego mugole nie tworzą własnych?
- Nie
wiem – jęknęła czarownica płaczliwie, dziwiąc się jednocześnie, jak bardzo
zmieniła się postawa Severusa w ciągu kilkunastu sekund.
-
Ponieważ większość eliksirów jest dla nich trująca – wyjaśnił wyniośle mężczyzna,
patrząc na nią z góry.
- Ale
część na nich działa! – zauważyła dziewczyna.
- Słuchaj
Granger, nie jestem uzdrowicielem, ale wiem, że tu chodzi o ilość. Gdyby mugol
wypił Wywar Tojadowy, to błyskawicznie pożegnałby się ze światem. Za to
wystarczy kilka kropel amortencji, aby wzbudzić zauroczenie. Musiałabyś dotrzeć
do kogoś, kto leczy w Świętym Mungu, aby dowiedzieć się wszystkiego.
- A co z
czarami? Przecież czasem leczą tam mugoli.
- Coś mi
się wydaje, że im więcej magii, tym bardziej niszczony jest ich mózg.
Hermiona w
ciągu kilku dni zdążyła przeczytać sporo na temat białaczki i wiedziała, że
gdyby chciała pomóc mamie, to musiałaby usunąć z jej organizmu zainfekowaną
krew i szpik kostny, a potem stworzyć wszystko od nowa. Jeśli wierzyć
Severusowi – coś takiego zabiłoby ją.
- Długo
zamierzasz tak siedzieć? – jego głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Nie –
odparła słabym głosem.
- To
marsz do łóżka – rozkazał, stając nad nią, jak kat nad hipogryfem. – Zanim się
położysz dam ci Eliksir Słodkiego Snu.
Dziewczyna
mruknęła coś niewyraźnie, ale nie ruszyła się z miejsca. Dopadł ją stan, który
dobrze znała. Zaczęło być jej wszystko obojętne. Nie potrzebne jej łóżko,
równie dobrze może spać na kanapie. Po co ma pić eliksir? To tylko pogłębi jej
problem. Przecież w nocy może szukać sposobu na uleczenie mamy.
- O nie –
usłyszała zdecydowany głos i poczuła, że Severus łapie ją za łokieć i zmusza do
wejścia po schodach. – Nie życzę sobie powtórki z rozrywki. Jeśli masz mieć
znowu depresję, to ja już wolę pomóc ci w poszukiwaniach lekarstwa dla matki – powiedział
przez zaciśnięte zęby.
-
Pomożesz mi? – oczy czarownicy rozszerzyły się ze zdumienia. – Naprawdę mi
pomożesz? – powtórzyła pytanie, zatrzymując się gwałtownie na korytarzu.
- Na
Slytherina, Granger, opamiętaj się! – warknął, gdy na nią wpadł. – Skoro tak
powiedziałem, to tak będzie!
- Dziękuję!
– wykrzyknęła uradowana i pobiegła przygotować się do spania.
***
- Masz –
podał jej buteleczkę, gdy wyszła z łazienki. – Wypij.
Skinęła
głową i zniknęła za drzwiami sypialni. Severus poszedł do siebie, ponieważ nie
chciał czekać na korytarzu. Odkąd
Hermiona wróciła z wakacji, nic nie szło po jego myśli. Miał ją ignorować, ale
ona od wejścia do domu z bagażami, zaczęła traktować go jak powietrze i nie
wytrzymał. Zaczął ją obserwować, podejrzewając, że jest jeszcze obrażona przez
kłótnię przed wyjazdem do Francji. Szybko zrozumiał, że coś ją trapi, ale nie
odważył się, zapytać ją o to. Założył, że to miało związek z nocną wizytą
Pottera, ale okazało się, że się bardzo pomylił.
-
Niepotrzebnie zaoferowałem jej pomoc – oznajmił sam sobie. – Wpadłaby w
depresję, potem bym ją z niej wyciągnął, a teraz muszę dowiedzieć się, czym
właściwie jest ta białaczka.
Kiedyś,
dawno temu, słyszał tę nazwę, ale nie potrafił skojarzyć jej z chorobą. Na
pewno było to coś zagrażającego życiu. Severus się zastanawiał, jak szybko
powoduje zgon i czy jest trudna do wyleczenia. Wątpił, aby magia mogła coś
zdziałać na tym polu.
Dopiero
koło drugiej w nocy wyszedł ze swojego pokoju, aby sprawdzić, czy dziewczyna
wypiła eliksir. Uchylił drzwi do niej i odkrył, że za nimi panuje ciemność.
Zapalił żyrandol na korytarzu, aby choć trochę oświetlić jej pokój i ruszył
przed siebie. Hermiona leżała na plecach w koszuli nocnej, kołdra zsunęła się
na podłogę. Severus pewnym krokiem zbliżył się do niej i wydedukował, że wypiła
eliksir. Buteleczkę ściskała w dłoni i czarodziej musiał użyć trochę siły, aby
ją wydostać.
-
Posłuchała się mnie – pomyślał, a jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu pełnym
zadowolenia.
Objął
wzrokiem ciało dziewczyny. Musiał przyznać, że od ostatniego razu, gdy widział
ją leżącą na łóżku, zaokrągliła się w przyjemny dla oka sposób. Severus sprawdził
to wcześniej, dzięki zmysłowi dotyku, ponieważ nie obił się o kości, gdy udawał
jej mężczyznę przed synem sąsiadów. Nagle poczuł, że ma ochotę znowu tego doznać.
Wyciągnął nieśmiało rękę w stronę Hermiony i delikatnie wygładził koszulę nocną
na jej udzie.
- Co ja
najlepszego wyprawiam!? – skarcił się w myślach, przerażony własnymi
pragnieniami. – Dundy! Ty idioto! Przez to całe twoje gadanie przestałem się
kontrolować!
Opuścił
pokój czarownicy, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim i w przeciwieństwie
do niej, spędzić bezsenną noc pogrążony w rozmyślaniach.