poniedziałek, 11 września 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 74 – Trudna decyzja


Minerwa McGonagall wpatrywała się w kamień, który leżał przed nią na biurku. Jej umysł nie chciał przyjąć do wiadomości, że coś tak małego może mieć tak wielką moc. Wielu próbowało wskrzesić zmarłych albo chociaż spróbować porozmawiać z nimi, oczywiście, jeśli ci nie skończyli jako duchy, ale nikomu się to nie udało. Mimo to Albus twierdził, że stara baśń o Insygniach Śmierci jest prawdziwa. To przeczyło zdrowemu rozsądkowi!
- Pomyśl o Peterze Pettigrew i obróć trzykrotnie kamień w ręku – poinstruowała postać z obrazu.
Dyrektorka posłusznie wykonała polecenie. Sceptycyzm zadomowił się w jej głowie, ale starała się nie dopuścić go do głosu. Przecież nie raz widziała, jak się sprawdzają najbardziej szalone pomysły Albusa. Wiele razy wątpiła, ale okazywało się, że niepotrzebnie. Może tym razem też tak było?
- C… co ja tu robię? – zaskoczony głos Petera rozbrzmiał w gabinecie.
Jego małe, wodniste oczka patrzyły pytająco na Minerwę McGonagall, która otworzyła usta ze zdumienia. Chociaż wiedziała, że tak się stanie, jeśli Albus ma rację, to i tak ciężko jej było uwierzyć, że przed jej biurkiem stał mężczyzna, który nie żył od kilku lat. Był bardziej materialny od ducha, ale nie dało się ukryć, że nie przeniknął całkowicie do materialnego świata. Jego postać była lekko zamazana, jakby znajdowała się za mgłą.
- Masz szansę odkupić częściowo swoje złe uczynki, pomagając nam w pewnej sprawie – odezwał się Dumbledore.
- Pomogę! Oczywiście, że pomogę! – Peter wyglądał, jakby wyjątkowo ucieszył się z tej możliwości. – Zrobię wszystko!
- Chcemy poznać eliksir, który pomógł Voldemortowi przemienić się w człowieka – wyjaśniła dyrektorka, która w międzyczasie odzyskała zimną krew. – Czy to prawda, że zawierał on Sylfion?
- Nie wiem, co to jest - zmartwił się Pettigrew.
- Jest to roślina podobna do kopru, która ma owoce w kształcie serca.
- Hmm – zamyślił się czarodziej. – Takich owoców nie widziałem, ale przywiozłem z Albanii coś, co wyglądało jak koper. Czarny Pan kazał mi go zabrać ze sobą.
- On tam rośnie!? – portret Albusa nie ukrywał podniecenia.
- Nie wiem – odparł Peter zmartwionym tonem. – Ta roślina była ususzona i schowana w dziupli drzewa razem z innymi składnikami. Zabrałem wszystko do Anglii i połowę wykorzystałem.
- Co zrobiłeś z resztą!? – Minerwa z powodu emocji aż wstała z fotela.
- Wszystko jest w Little Hangleton. Czarny Pan kazał mi schować niewykorzystane składniki, na wypadek, gdyby kiedyś znowu… - Glizdogonowi głos zamarł w gardle na wspomnienie o rytuale przeprowadzonym na cmentarzu.
- Gdzie są schowane składniki? Czy bronią ich jakieś czary? – dopytywał Albus.
- Są w piwnicy domu ogrodnika. Rzuciłem na nią najsilniejsze czary, jakie znałem.
Zarumieniona twarz dyrektorki zwróciła się w stronę portretu. Była gotowa zaraz udać się do miejsca, które wskazał Pettigrew. Wszelkie wątpliwości, które ją trapiły, zniknęły i zamiast nich pojawiła się chęć działania.
- Dziękuję, możesz odejść – oświadczył nieoczekiwanie Albus. – Myślę, że część twoich win została odkupiona.
- To wspaniale… - rozpromienił się Peter i rozpłynął się w powietrzu.
- A… ale… czemu… - McGonagal wpatrywała się w swojego poprzednika ze zdumieniem.
- On nie mógłby mi powiedzieć nic więcej. Wiem już wszystko – postać z portretu uśmiechnęła się szeroko. – Sprowadź do mnie Severusa – poprosił. – Zasłużył, aby otrzymać składniki i przepis w nagrodę.
- Ty chyba oszalałeś! – fuknęła Minerwa. – Dlaczego ze wszystkich czarodziejów akurat on ma go dostać!? Mało było osób, które poświęciły się w czasie wojny!?
- Tego eliksiru wystarczy tylko dla jednej osoby. Severus może wykorzystać go dla siebie albo odstąpić komuś innemu. Innymi słowy, będzie musiał podjąć decyzję… - Albus pozwolił sobie na chytry uśmieszek.
- Myślisz, że zrobi to dla niej…?
- Zobaczymy.

***

W jego pokoju panowały kompletne ciemności, ponieważ ciężka zasłona nie przepuszczała świata, które chciało przeniknąć do pomieszczenia z ogrodu. Severus siedział w fotelu z założonymi rękami na piersi i rozmyślał. Od dawna nie miał aż tak parszywego humoru. Złość rozsadzała go od środka, przez co miał ochotę wyjąć różdżkę i obrócić w perzynę wszystko w promieniu mili. Miał wrażenie, że jest okropnym nieudacznikiem. Całe jego życie było tylko jedną, wielką porażką. Nic mu się nie udawało. Każdy jego plan spalał na panewce, gdy był już pewny, że wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Z tego powodu uznał, że czas zmienić swoje życie. Napisał list do redakcji „Magicznych Mikstur”, aby powiadomić, że rzuca pracę. Był zmęczony i znudzony ciągłym warzeniem Eliksiru Wielosokowego, aby przeobrazić się w Serge’a Rocheforta. Miał dość podbierania włosów sąsiadowi. Chciał pracować we własnej postaci, ale na terenie Wielkiej Brytanii nie miał ku temu możliwości. Gdziekolwiek się nie pojawił, tam wzbudzał tylko niechęć i odrazę.
Severus machnął różdżką i wyczarował kilka ogników, które oświetliły pomieszczenie. Chciał się upewnić jeszcze raz, że niczego nie zapomniał. Wszystkie jego rzeczy spoczywały w kufrze. Tylko pusta klatka Felixa stała na biurku, czekając na swojego mieszkańca. Po niepowodzeniu związanym z eliksirem Ekrizdisa Severus postanowił, że opuści swój kraj. Jego wybór padł na Nową Zelandię. Zastanawiał się nad miejscem, gdzie językiem urzędowym jest francuski, ponieważ dzięki Hermionie dość dobrze się nim posługiwał, ale żadne nie wydawało się dobrym miejscem do życia. Ostatecznie zdecydował się na wyspę, która była oddalona od Wielkiej Brytanii o tysiące mil.
W kieszeni koszuli czarodzieja spoczywały wszelkie niezbędne dokumenty, które uprawniały go do podróży. Wszystkie były fałszywe, ale żaden mugol nie był w stanie tego zauważyć, ponieważ zostały stworzone przy pomocy magii. Severus nie chciał podróżować oficjalnymi świstoklikami zatwierdzonymi przez Ministerstwo Magii, aby nikt nie dowiedział się, dokąd się udał. Inne sposoby, typowe dla czarodzieja, były zbyt wyczerpujące, niewygodne lub ryzykowne, jeśli chodziło o tak daleką podróż z kufrem i ptakiem. Kiedyś to było dla niego nie do pomyślenia, ale teraz nie miał nic przeciwko. Żył już prawie rok wśród mugoli i to było wystarczające, aby stwierdzić, że czasem trzeba wsadzić dumę do kieszeni. Chociaż równie dobrze mogła być to starość i chęć zaoszczędzenia sobie bólu pleców, rąk i czterech liter. Co jak co, ale lot na miotle przegrywał z kretesem z fotelem w pierwszej klasie, który Severus załatwił sobie, rzucając czar na mugola pracującego na lotnisku. Dzięki temu zaoszczędził pieniądze, które zamierzał wydać na pierwszy miesiąc swojego pobytu.
Czarodziej westchnął, gdy usłyszał stukanie w szybę. Trzeba było wstać do okna, a tak wygodnie mu się siedziało. Przerwało mu to rozmyślania, o tym, co będzie robił w Nowej Zelandii. Wątpił, aby jego osoba, była bardzo znana wśród tamtejszej społeczności czarodziejów, ale wolał dmuchać na zimne i nie integrować się z nią za bardzo. Miał plan, aby początkowo otworzyć punkt usługowy w świecie mugoli. Jakiś czas wcześniej zauważył, że zaklęcie reperujące przedmioty bywa bardzo użyteczne. Dzięki temu Hermiona nie zorientowała się, że zepsuł pralkę po pierwszym użyciu, tak samo, jak DVD, zalał klawiaturę winem, co zakończyło jej żywot, w ciągu kilku miesięcy przepaliło się kilka żarówek, parokrotnie zatkała się toaleta, Krzywołap zrzucił telewizor oraz żyrandol podczas dzikiej pogoni za Felixem, oraz jego pokój został połączony z jej pokojem przez wybuch spowodowany wadliwym przepisem na eliksir. Te doświadczenia sprawiły, że Severus zamierzał naprawiać różne rzeczy mugoli. W wolnych chwilach planował napisać książki o eliksirach i czarnej magii jako Serge Rochefort i wydać je w Europie. Co mogłoby pójść nie tak?
- Jesteś wreszcie! Już myślałem… - Severus chciał skarcić Felixa, wmawiając mu, że poleciałby bez niego, ale musiał przestać, ponieważ to nie był on.
Sowa śnieżna wskoczyła na parapet i podała czarodziejowi kopertę do ręki. Zahukała, czekając na nagrodę, ale Severus ją zignorował. Mimo panującego półmroku od razu rozpoznał pismo Minerwy i jej zielony atrament. Z ciekawością oderwał pieczęć i przeczytał krótką wiadomość:

Severusie,
przybądź jak najszybciej do mojego gabinetu. To bardzo ważne.
Minerwa
P.S. – Możesz użyć kominka.

Po zapoznaniu się zawartością koperty zatopił się w myślach przez minutę lub dwie. Czyżby dyrektorka Hogwartu czegoś się dowiedziała? Czy znalazła sposób na uratowanie Jean Granger? A może chodziło o coś zupełnie innego? Domniemane odpowiedzi na te pytania nie były na rękę Severusowi. Podjął już decyzję i nie zamierzał jej zmieniać. Za pięć godzin miał odlecieć samolotem do Chin, gdzie miał przesiadkę do następnego, który sprawiłby, że za trzydzieści godzin byłby w Nowej Zelandii. Miałby wtedy w czterech literach swoje dotychczasowe życie, Pottera i Hermionę, którą nawet nie raczył powiadomić, że się wyprowadza.
- Nie wiem sam, czemu to robię. Chyba zwariowałem – mruknął ze złością, gdy wziął do ręki proszek Fiuu i wrzucił go do kominka. – Czego chcesz? Śpieszę się, więc się streszczaj! – rzekł ze zniecierpliwieniem w głosie, gdy wszedł do gabinetu Minerwy. – Gdzie ona jest? – zapytał, zbity z tropu, gdy zorientował się, że pomieszczenie jest puste.
- To ja chciałem z tobą porozmawiać – odezwał się portret Albusa – dlatego poprosiłem Minerwę, aby zostawiła nas samych.
- Co chciałeś mi powiedzieć? – Severus nieufnie łypnął na obraz.
- Mam coś dla ciebie. Na drugim regale na prawo od drzwi, na trzeciej półce od dołu, znajdziesz książkę pod tytułem „Skrócona historia Hogwartu”. Weź ją i otwórz na siódmej stronie.
Snape powoli podszedł do odpowiedniego mebla i wybrał wskazaną lekturę. Była to stara księga z pożółkłymi stronicami i obdartą okładką.
- Stuknij w nią różdżką i powiedz „śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony”.
- Co tam znajdę? – czarodziej poczuł, że jest zaintrygowany.
- Zobaczysz – Albus uśmiechnął się tajemniczo.
Ciekawość zwyciężyła i Severus zrobił to, czego chciał od niego portret. Gdy tylko wymówił hasło, litery, którymi była pokryta stronica, zaczęły się rozmywać i płynąć w kierunku jej środka, gdzie zawirowały, tworząc czarne koło. Po sekundzie znowu się wyodrębniły i utworzyły zdania. Tylko że tekst nie był taki sam.
- To przepis! – wykrzyknął Severus, chłonąc chciwie każde słowo. – Nie znałem go! – oznajmił z wyrzutem, gdy przeczytał wszystkie zdania.
- To jest eliksir, który przywrócił Voldemortowi jego postać – wyjaśnił były dyrektor Hogwartu.
Snape oderwał wzrok od stronicy i przeszył nim Albusa.
- Jest w nim Sylfion. Nie zadziała – mruknął z zawodem w głosie.
- Mylisz się. W miejscowości Little Hangleton stoi stary dwór, za którym jest ogród. Tam, w piwnicy małej chatki, odnajdziesz Sylfion. Jest chroniony zaklęciami, ale wierzę, że je złamiesz bez problemu.
Obrazy przedstawiające dawnych dyrektorów Hogwartu czekały na reakcje Severusa, który otworzył usta, ale ostatecznie nie wypowiedział ani jednego słowa. Od samego początku były cicho i obserwowały mężczyznę, będąc ciekawe, jak sytuacja się potoczy.
- Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi, że masz Sylfion i przepis na ten eliksir!? – zapytał ostro Snape, gdy w końcu zebrał myśli.
- Widzisz Severusie, jak tylko Voldemort się odrodził, to zainteresowałem się, w jaki sposób to uczynił. Nie chciałem cię angażować w tej sprawie, ponieważ wymagało to szukania w naprawdę mrocznych księgach…
- ... co by mi strasznie zaszkodziło! – zakpił czarodziej, przerywając Albusowi.
- Znalazłem wiele różnych czarnoksięskich eliksirów, które mogły być tym, którego użył Voldemort – ciągnęła postać z obrazu, nie zwracając uwagi na przytyk – ale tylko jeden był na tyle prosty, aby mógł sobie z nim poradzić Peter Pettigrew, który nie używał magii od wielu lat. Szkopuł w tym, że zawierał Sylfion, a ten przecież wyginął wieki temu.
- Jak go znalazłeś?
- Wszystko zawdzięczam panu Longbottomowi i tobie... ale bardziej jemu – były dyrektor Hogwartu uśmiechnął się promiennie do Severusa, który naburmuszył się i ostentacyjnie odwrócił się plecami do rozmówcy. – Dostarczyliście mi dowodu, że Sylfion mógł być gdzieś dostępny, a to oznaczało, że Voldemort użył tego eliksiru!
- Dajesz mi go, ponieważ mam uratować matkę Hermiony? – zapytał nieufnie Snape, zerkając przez ramię.
- Nie. Możesz zrobić z Sylfionem, co chcesz – odparł spokojnie Dumbledore.
- Nie?
- Nie mam pewności czy uleczy ciało mugolki, ale jestem przekonany, że może przedłużyć kiedyś twoje życie. Na przykład, gdy będziesz stary albo zachorujesz na coś. Wystarczy dla jednej osoby. To nagroda za poświęcenie w słusznej sprawie.
- Wiem, że tkwi w tym jakiś haczyk – burknął Severus.
- Oczywiście, że jest! – Albus uśmiechnął się niczym dziadek do dziecka. – Możesz zrobić eliksir wzmacniający dla niej! Tylko że wtedy na pewno nie wystarczy ci Sylfionu na przyszłe odrodzenie.
- Tak myślałem – czarodziej westchnął i zerknął na księgę. – Sądzę, że matce Hermiony już nic nie pomoże, a to oznacza, że mogę wykorzystać eliksir na własne potrzeby. Jednak… – zastanowił się – zawsze pragnąłeś odciągnąć mnie od czarnej magii, a w przepisie jest krew i ciało innej osoby. Z tego, co pamiętam, to Glizdogon wykorzystał siebie i Pottera. Gdzie ja znajdę kogoś, kto z własnej woli odetnie sobie rękę? Co z krwią wroga zabraną przemocą? Od kiedy to popierasz? – zachichotał złośliwie.
- Och, sądzę, że to kwestia interpretacji. Voldemort nigdy nie był subtelny. Dla niego oczywiste było, że muszą to być czarnoksięskie elementy. Dodał także kilka formułek, które były teatralne, ale nic nie wniosły. Nigdy nie pomyślał, że można inaczej – wyjaśnił Dumbledore. – Na dodatek nie doceniał potęgi…
- … miłości – dokończył Severus znudzonym tonem. – Ty ciągle tylko o jednym. Miłość, kwiatuszki, pszczółki i tęcza…
- Podziałało!
- Gdyby nie ty, ja i Hermiona, to Potter zginąłby w ciągu pięciu minut – oznajmił złośliwie czarodziej i zerknął na zegarek. – Muszę już iść. Mam mało czasu. Żegnaj i… dziękuję.
- Do zobaczenia, Severusie!
Snape zamknął książkę i przycisnął ją do piersi. Jakoś nie potrafił powiedzieć Albusowi, że nie zamierza już się tutaj więcej pojawić. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to może kiedyś spotkają się po śmierci, ale na razie miał co robić. Musiał znaleźć Sylfion, aby zabrać go ze sobą w podróż. Dlatego powrócił do domu, zostawił księgę w kufrze i odnalazł wioskę Little Hangleton w Internecie. Znając jej dokładną lokalizację, mógł się bezpieczniej teleportować, co szybko uczynił.
- Drobnostka – oznajmił sam sobie, gdy pojawił się w ogrodzie Riddle’ów.
Szybko odnalazł domek ogrodnika i rzucił czary, które ujawniły wejście do piwnicy. Złamanie tych, którymi była chroniona, zajęło Severusowi tylko pół godziny. Osoba, która je rzucała, była kiepska w zaklęciach. Pozwoliło to na dostanie się do ukrytej w ścianie skrytki. Zawierała ona średniej wielkości, drewnianą skrzynkę, której srebrne okucia zaśniedziały pod wpływem lat. Severus postanowił, że otworzy ją w swoim pokoju.
- Sylfion, prawdziwy Sylfion… - wyszeptał osłupiały ze zdumienia czarodziej, gdy wyjął jedno z zawiniątek.
Roślina była zasuszona, ale zachowała dawny kształt, który znany był z rycin starych ksiąg. Jej zapach był dobrze wyczuwalny, ale Severus nie był w stanie powiedzieć, z czym mu się kojarzy. To na pewno było roślina, z którą nigdy nie miał do czynienia. Dlatego prawie z nabożną czcią schował ją z powrotem do skrzynki, do reszty składników. Czarodziej przejrzał je i fachowym okiem ocenił, że wszystkie nadają się do uwarzenia eliksiru. To wprawiło go w doskonały nastrój.
- Dzisiejszy dzień okazał się jednym z niewielu dobrych, które miałem ostatnio – pomyślał z zadowoleniem, gdy zaczarował swój kufer tak, aby był wielkości pudełka od zapałek. – Albus miał naprawdę dobry pomysł, aby podarować mi to wszystko – stwierdził, wsadzając swój dobytek do torby podręcznej.
Severus rzucił ostatnie spojrzenie na swój pokój. Niczego w nim nie zostawił poza meblami. Uśpiony zaklęciem Felix, już dawno został ukryty w kufrze.
- Wspaniale – czarodziej uśmiechnął się sam do siebie i wyszedł z pokoju, aby wyruszyć w daleką podróż.

***

Agent Thierry’ego naprawdę znał każdego. Okazało się, że jest w stanie dotrzeć do brytyjskiej rodziny królewskiej. Gdyby Hermiona nie usłyszała tego na własne uszy, to sądziłaby, że to jakiś żart. Według niej to musiał być wprost niesamowity zbieg okoliczności, że książę Harry był wielkim fanem książek o jej seksownej imienniczce. Zadzwonił do Thierry’ego, aby mu powiedzieć, że przeczytał najnowszą część książki, gdy był w styczniu na odwyku. To zapoczątkowało długą rozmowę, której Hermiona była świadkiem. Thierry opowiedział księciu o swoich doświadczeniach z narkotykami. Pod koniec rozmowy poprosił, aby więcej nie palił marihuany i nie pił tyle alkoholu. Książę obiecał, że się poprawi i w podziękowaniu za słowa otuchy, oznajmił, że porozmawia ze swoją babcią Elżbietą w sprawie przyśpieszenia ślubu. Słowa dotrzymał, ponieważ Hermiona otrzymała niedługo wiadomość z Pałacu Buckingham. Dowiedziała się z niego, że dostąpiła wyjątkowego zaszczytu, ponieważ Królowa wzruszona cierpieniem pani Granger, wydała odpowiednie pozwolenie na cywilną uroczystość.
W reakcji na list Thierry podskakiwał z radości, ale Hermiona nie była aż tak pozytywnie nastawiona. W ciągu całego tego zamieszania związanego ze ślubem Kanadyjczykowi umknął fakt, że jego dziewczyna nie powiedziała „tak”. Thierry od razu opowiedział o wszystkim jej rodzicom, którzy byli lekko zszokowani, ale zarazem zachwyceni, że Hermiona zostanie panią Bouchard. Szczerze polubili pisarza i uznali, że jest dobrym kandydatem na zięcia. Jako że nie słyszeli protestów z ust córki, to przyjęli, że wszystko jest w porządku. Pan Granger od razu zadecydował, że ślub odbędzie się w ich domu. Postanowił, że zabierze żonę z kliniki, aby spędziła ostatnie chwile życia u siebie, a nie w szpitalnym łóżku. Dzięki temu mogła być obecna na ceremonii.
Wszystko to było koszmarem dla poukładanego umysłu Hermiony. Miała wrażenie, że jej życie jest rozpędzonym hipogryfem, nad którym straciła kontrolę i który niesie ją na swoim grzbiecie w nieznane. Z jednej strony wiedziała, że kocha Thierry’ego, ale tak szybki ślub był czymś niesamowicie lekkomyślnym. Przecież się dobrze nie poznali. Owszem, ich znajomość zaczęła się cztery lata wcześniej, ale była sporadyczna i obejmowała głównie wiadomości, które nie wymieniali ze sobą zbyt często. Z drugiej strony chciała spełnić ostatnie życzenie umierającej matki. Thierry miał rację, twierdząc, że będzie żałowała, jeśli tego nie zrobi. Problem w tym, że przez to musiała zaryzykować, a tego bardzo nie lubiła. Chciała mieć czas, aby wszystko zaplanować, a teraz pozbawiono jej takiej możliwości. Miała zamiar zaprosić na swój ślub mnóstwo osób, a okazało się, że musi się zadowolić symboliczną uroczystością. Nawet rodzina Thierry’ego nie została poinformowana. Pisarz postanowił, że będzie bardziej romantycznie, gdy dowiedzą się po fakcie, a poza tym planował ślub kościelny w Kanadzie w przyszłym roku. Pozostawała także kwestia tego, że Kanadyjczyk nie był uświadomiony, kim tak naprawdę jest jego dziewczyna. Hermiona miała nadzieję, że jego gorliwość religijna kiedyś wypali się na tyle, że będzie mu mogła powiedzieć o tym, że jest czarownicą.
Wszystko tak bardzo ją męczyło, że stwierdziła, że musi w końcu podjąć decyzję. Lepiej byłoby, gdyby od razu powiedziała, że nic z tego nie będzie. Wtedy jej ojciec nie musiałby się ekscytować i przygotowywać domu. Z drugiej strony głupio jej było w związku z zaangażowaniem Królowej Elżbiety i księcia Harry’ego. Thierry miał nadzieję, że przyjdą na uroczystość, ponieważ będzie miał co wnukom opowiadać. Na szczęście było to mało prawdopodobne.
- Uspokój się. Wdech, wydech – poinstruowała się Hermiona, gdy weszła do swojego pokoju. – Czas określić, czego chcesz.
Usiadła przy biurku. Wzięła kartkę papieru i przy pomocy długopisu narysowała na jej środku linię. Następnie wypisała wszystkie „za” i „przeciw”. Gdy skończyła, popatrzyła na swoje dzieło i podjęła decyzję.
- Muszę poinformować Harry’ego i Ginny o moim ślubie – pomyślała, wychodząc na korytarz. – Severusie, mógłbyś pożyczyć mi Felixa? – zapytała czarodzieja, który akurat zamykał drzwi do swojego pokoju.
- Nie – padła krótka odpowiedź.
- Nie wrócił jeszcze?
- Nie.
- Zamierzasz gdzieś go wysłać?
- Nie. Wyprowadzam się – oznajmił Severus lodowatym tonem.
Przez głowę czarownicy przebiegło mnóstwo pytań. Czemu nic jej nie powiedział? Dokąd idzie? Dlaczego? Po co? Kto zapłaci za czynsz?
- Gdzie? – z trudem wyrzuciła z siebie pytanie.
- Daleko. Za granicę – burknął Severus i zaczął schodzić po schodach.
Dla Hermiony czas jakby się zatrzymał. To było równie nieoczekiwane, jak jej ślub. Kolejna niezaplanowana zmiana w życiu. On odchodzi, a ona nie była pewna czy tego chce. Od roku Severus był stałym elementem jej życia, nawet jeśli widywali się bardzo rzadko. Mieli okresy, gdy naprawdę dobrze się dogadywali. Dlaczego to zaprzepaścili? Pragnęła, aby to znowu wróciło.
- Chciałam cię zaprosić na mój ślub! – krzyknęła w akcie desperacji, schodząc za nim.
- Oszalałaś? – Severus wpatrywał się z niedowierzaniem na byłą współlokatorkę.
- Za dwa tygodnie, w środę, w domu moich rodziców.
Czarodziej uniósł brew i zrobił minę, która świadczyła, że z jednej strony jest rozbawiony, a z drugiej wątpi w intelekt Hermiony.
- Z tym pisarzyną, co wymyśla o tobie niestworzone historie? – zapytał ironicznym tonem. – Ile jesteście ze sobą? Dwa miesiące? To na pewno wielka miłość! – jego wargi wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu. – Oczywiście wie, że jesteś czarownicą, prawda?
Czarownica zarumieniła się gwałtownie. W ustach Severusa wszystko brzmiało jak obelga. Poczuła, że musi się bronić.
- Po pierwsze, znamy się kilka lat. Po drugie, on się zmienił. Po…
- On. Się. Zmienił. – Snape wycedził powoli każde słowo. – Cudownie… rzekłbym, że… bajecznie…
Jego czarne oczy przebiegły po czerwonej niczym burak twarzy Hermiony. To było dla niej zbyt wiele.
- Wiem, że to głupie! – oświadczyła ze złością. – Robię to dla mojej umierającej matki! Ona chciałaby przed śmiercią zobaczyć mój ślub! I bez twoich docinków jest mi ciężko, dlatego nie musisz się nade mną dodatkowo znęcać!
Snape opuścił wzrok i wyglądał, jakby zastanawiał się nad czymś. Zrobił krok w stronę drzwi.
- A jeśli wam nie wyjdzie? – zapytał, zatrzymując się. – Coś się zmieni?
- Istnieją rozwody, wiesz? – Hermiona popatrzyła na niego, jakby był niespełna rozumu.
- To dobrze – mruknął pod nosem.
- Powiesz mi, gdzie jedziesz?
Odchrząknął i nie patrząc na Hermionę, sięgnął po płaszcz. Milcząc, założył szalik i rękawiczki. Dopiero gdy sięgnął po torbę, zwrócił twarz w stronę młodej kobiety, która stała tuż obok niego i czekała na odpowiedź.
- Wyślę ci ładną pocztówkę – obiecał Severus i wyszedł z domu, zostawiając ją samą.

4 komentarze:

  1. Szczerze to nawet nie wiem co napisać. Mamy Hermionę, która dla matki zgodziła się na ślub. Dlaczego jej ojciec nie ma z tym problemu? Ledwo zna chłopaka. Czyżby byli w zmowie czy panu Grangerowi też tak bardzo zależy na tym, żeby żona zobaczyła ślub córki? Severus ma dość ukrywania się i dlatego wyjeżdża, nie dziwię się. Czyżby też zabolało, że Herm wychodzi za mąż czy tak naprawdę nie interesuje go to? Skoro się zainteresował to raczej się o nią troszczy. No i mamy ten eliksir. Wcześniej nie chciałam nic pisać, bo zastanawiałam się jak to się potoczy. Szybko się z tym uwinęłaś. Myślałam, że to potrwa. Jeśli chodzi o Sylfion to wymyśliłaś go czy był w książce, bo szczerze mówiąc to już nie pamiętam. No i dlaczego Dumbledore dał go Severusowi? Naprawdę mu na nim zależy i chodzi o próbę? Przecież taki eliksir to skarb.
    Pozdrawiam i zdrowia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorki, że dopiero teraz odpowiadam, ale choruję i zdycham (rozdział dzisiaj będzie, tylko dziecko uśpię).
      Myślę, że pan Granger nie ma z tym problemu, ponieważ jego córka od pierwszego roku przeżywała przygody w szkole, uczestniczyła w wojnie, walczyła o prawa skrzatów oraz jest dorosła, niezależna i odpowiedzialna (miała kilka wyskoków, ale tatuś o wszystkim nie wie... ciii) więc jej ufa. Poza tym wie, że dla matki zrobi wszystko, a że jest uparta i potrafi się poświęcić, to nawet nie ma co dyskutować. Polubił Thierry'ego i ma świadomość, że istnieje coś takiego jak rozwód (dziecka nie ma w drodze, więc odpadają pewne problemy).
      Severus na razie jest zniechęcony i ma dość wszystkiego. Tak, zaczyna mu zależeć, ale on sam nie do końca to sobie uświadamia.
      Nie chciałam przeciągać sprawy z eliksirem, ponieważ bazuję na czymś znanym. Ludzie rozczarowaliby się, gdyby na końcu wyszło, że to jest ten płyn co sobie mały Volduś pływał, aby zostać dużym Voldemortem.
      Sylfionu nie było w książce. Ta roślina istniała naprawdę, ale wyginęła u schyłku starożytności.
      Dumbledore zawsze miał "podwójne" plany :]
      Również pozdrawiam i dziękuję!

      Usuń
  2. Severusowi przestało zależeć tak nagle? Znając jego to powinien wymyśli jakiś złowieszczy plan w którym zniszczył by Thierry'ego. Dziwne... A może zrobił to dla odwrócenia uwagi! Ale z niego spryciarz. 😃
    Hermiona w końcu nam trochę zmądrzała, bo zaczyna mieć wątpliwości co do swojej pochopniej decyzji. I słusznie.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i niech wena będzie z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj się dowiesz czy to była zmyłka, czy nie :)
      Oj ma, ma. To nie jest prosta decyzja :(
      Pojawi się dzisiaj, obiecuję.
      Również pozdrawiam!

      Usuń