Artykuł Rity zebrał swoje żniwo, a Hermiona ponownie znalazła się w centrum
zainteresowania. Tym razem była zaskoczona, ponieważ większość ludzi z
Ministerstwa Magii wcale nie wypytywało się o jej ślub z Thierrym lub chorą
matkę. Zdecydowana większość zainteresowana była faktem, że tylko ona
publicznie przyznała się, że utrzymuje kontakty z Severusem Snape’em. Zżerała
ich ciekawość, ponieważ od dawna nikt go nie widział. Nieliczne osoby, które
jakimś cudem wpadły na niego w Londynie, mogły się puszyć, że widziały skrawek
jego płaszcza znikający za rogiem albo twarz ukrytą pod kapturem, gdy mijały go
na ulicy Pokątnej. Wyobraźnię tłumu rozpalał fakt, że nikt nie wiedział, czym
teraz zajmuje się Severus Snape oraz jak wygląda jego życie po wyjściu z
Azkabanu. Hermiona zżymała się, gdy tylko dowiadywała się, że mało osób wierzy
w to, że były mistrz eliksirów uratował jej matkę. Wprawdzie nikt nie
powiedział jej w twarz, że kłamie i czasem ktoś poklepał ją po ramieniu,
mówiąc, że ma szczęście, ale czuła, że atmosfera jest daleka od tej, jakiej
oczekiwała. Podczas udzielania wywiadu Ricie, wyobrażała sobie, że wszyscy będą
zaciekawieni, w jaki sposób Severus dokonał niemożliwego. Miała plan, aby
uśmiechać się tajemniczo do zagadującej osoby i mówić „to sekret, którego nie
mogę wyjawić”. Zamiast tego musiała odpowiadać dwadzieścia razy dziennie na
pytanie: „gdzie jest Severus Snape i co robi?”. W miejscu uśmiechu na jej twarzy
pojawiał się grymas, gdy mówiła, że to ściśle tajne. W tych momentach żałowała,
że udzieliła wywiadu Ricie i przeklinała siebie za to, że wpadła na ten durny
pomysł. Dziennikarka zaś była zachwycona, ponieważ okazało się, że musi zrobić
dodruk swojej książki „Severus Snape-łajdak czy święty?” z powodu ogromnego
zainteresowania.
Kulminacyjnym momentem, okazała się wizyta Kingsleya Shacklebolta u
Hermiony w domu. Na początku nic nie zapowiadało katastrofy. Czarownica nawet
ucieszyła się, że będzie mogła mu wszystko wyjaśnić, chwaląc Severusa, ale mina
szybko jej zrzedła, gdy zobaczyła pochmurny wyraz twarzy, który malował się na
twarzy czarnoskórego czarodzieja.
- Gdzie on jest? Nadal z tobą mieszka? – zapytał, zamiast się
przywitać.
- Tak, jest na górze – odparła. – Czemu pytasz? – dodała, chociaż
domyślała się, jaka jest odpowiedź na to pytanie.
- Severus! Zejdź na dół! – wrzasnął Kingsley z taką mocą, że zadrżały
szyby w oknach.
- Tak mi się zdawało, że słyszę twój cudowny głosik – czarodziej w
czerni pojawił się na schodach i nieśpiesznie zaczął po nich schodzić. – Nie
musiałeś się tak drzeć, nie jestem głuchy – wyjaśnił, robiąc grymas.
- Mam nadzieję, że siądziemy teraz we trójkę i wszystko mi wyjaśnicie
ze wszelkimi szczegółami – oświadczył Minister Magii, sadowiąc się na kanapie.
– Chcę wiedzieć jakim cudem mugolka wyzdrowiała dzięki magii.
Severus nie usiadł. Stał przy stoliku do kawy i wpatrywał się w
Hermionę, która poczuła, że musi mu w końcu powiedzieć o wywiadzie. Jego wzrok
nie mógł oznaczać niczego innego, jak pytanie: „dlaczego mu powiedziałaś?”.
- Właściwie to wiedzą o tym wszyscy, ale nikt nie daje temu wiary –
wyznała ze skruchą, gotowa zmierzyć się z pretensjami ze strony współlokatora.
– Powiedziałam Ricie o tym, co zrobiłeś, ale bez większych szczegółów. Teraz
wszyscy mają na twoim punkcie świra – dodała, uśmiechając się blado. –
Chciałam, aby świat dowiedział się o twoim bohaterstwie…
Po tych słowach twarz Severusa stężała i zdawało się, że zamieniła się
w kamień. Hermiona wiedziała, że czarodziej musi zdecydować, jak ocenić jej
„występek”. Miała nadzieję, że pomimo nieprzyjaznej natury, zrozumie, że
chciała dobrze.
- Pochwał nigdy za wiele, zwłaszcza gdy docierają do wielu ludzi –
odparł, a czarownica odetchnęła z ulgą.
- Może byście najpierw powiedzieli mi, jakim cudem Severus uratował
mugolkę!? – Kinglsey okazał swoją irytację, waląc pięścią w stolik. – Hermiona
wsadziła różdżkę w gniazdo Bahanek, a ja muszę odpowiadać na niewygodne
pytania! – warknął. – Kilka osób z mojego otoczenia zwróciło mi uwagę, że
leczenie mugoli, którzy mają raka, jest niemożliwe! Każdy jeden, a zapewniam was, że
są to eksperci w swoich dziedzinach, twierdzili, że rozprzestrzenianie takich
kłamstw jest skandaliczne i powinienem was ukarać. Zwłaszcza Hermionę – głos
Ministra Magii był wyjątkowo chłodny. – Znam was na tyle, że wiem, że coś
takiego mogło się wydarzyć. Czekam na wyjaśnienia – przeszył rozmówców ostrym
wzrokiem.
Hermiona już otworzyła usta, aby rozwiać wątpliwości, ale nie zdążyła
nic powiedzieć, ponieważ Severus zgrabnie usiadł na kanapie, zasłaniając ją
przed wzrokiem czarnoskórego mężczyzny. Jednocześnie złapał ją za dłoń i
nieznacznie ścisnął. Od razu zrozumiała, o co mu chodzi: „nie odzywaj się, daj
mi mówić”.
- Wykorzystałem ten sam rytuał, co Voldemort, gdy odrodził się na
cmentarzu – wyjawił Snape jedwabistym głosem.
Wtedy Hermiona odważyła się zerknąć ponad ramieniem współlokatora na
Kingsleya Shacklebolta. Mężczyzna wyglądał, jakby miał zamiar eksplodować. Jego nozdrza
drgały niebezpieczne, a oczy spoglądały na Severusa z głęboką odrazą.
- Wróciłeś do czarnej magii! – zawołał oskarżycielskim tonem. – A ty o
wszystkim wiedziałaś! – warknął w stronę Hermiony.
- Bo ona umierałaaa! Musiałam ją uratowaaać! – czarownica zawyła
przeciągle, w chwili, gdy Severus dał jej kolejny, dyskretny znak. – Razem z
moim… moim ojcem na wszystko się zgodziliśmyyy! Ja dałam krew, a on ciało!
- Że co? – Kingsley zamrugał gwałtownie oczami. – Przecież tamten
rytuał…
- Razem z Albusem badaliśmy, jak Voldemortowi się to udało – Snape
przystąpił do wyjaśnień. – Znaleźliśmy opis rytuału i skład eliksiru, a wtedy
doszliśmy do wniosku, że krew wroga i ciało sługi nie jest konieczne. Albus był
przekonany, że siła miłości lepiej podziała niż przymus.
- Chcesz mi wmówić, że nikogo nie skrzywdziłeś?
- Nie skrzywdził… – jęknęła Hermiona, udając, że ociera łzy. –
Naprawdę się na to zgodziliśmy. Severus ma magiczny kontrakt, który
podpisaliśmy.
Minister Magii z nieodgadnionym wyrazem twarzy oglądał dokument, gdy
go otrzymał od byłego mistrza eliksirów. Czytał kontrakt parokrotnie, jakby
analizował każde słowo, które wyszło spod ręki Severusa. Dlatego dopiero po
kilkunastu minutach zdołał się odezwać:
- Szczegóły. Chcę wszystko wiedzieć – oznajmił ochrypłym głosem, z
trudem ukrywając podniecenie.
- Albus szukał horkruksów Voldemorta, dlatego odnalazł sporo jego
kryjówek. W jednej z nich był składzik, w którym znajdowały się składniki
eliksiru – Severus nie miał najmniejszych problemów z kłamstwem. Lata praktyki
sprawiły, że mało kto orientował się w jego gierkach. – Czarny… Voldemort
chciał się zabezpieczyć na wypadek, gdyby drugi raz musiał odzyskać ciało.
Otrzymałem to wszystko po śmierci Dumbledore’a…
- Zaraz, zaraz! – Kingsley nie krył oburzenia. – Dlaczego ty? Dlaczego
o tym nie wiedzieliśmy? Przecież Gawain przeszukał cały twój dom!
Severus prychnął z pogardą i pochylił się w stronę rozmówcy.
- Robards jest tak wielkim idiotą, że nie jest w stanie znaleźć swojej
bielizny bez pomocy skrzata domowego – wycedził jadowicie słodkim tonem. – Te
składniki z przepisem były moją nagrodą za wierną służbę Albusowi. Pozwolił mi zrobić z nimi, co tylko chciałem. Mogłem uratować się przed śmiercią w razie
potrzeby, ale oddałem wszystko matce Hermiony – oznajmił z naciskiem.
- Powinieneś go za to odznaczyć – dodała rozpromieniona czarownica. –
To jego kolejny bohaterski czyn!
Ku zaskoczeniu Hermiony, Kingsley nadal nie wyglądał na zadowolonego.
- Rozumiem, że możesz zrobić więcej tego eliksiru na potrzeby
Ministerstwa Magii? – zapytał chłodnym tonem.
- Oczywiście – przytaknął Severus, mając na twarzy drwiący uśmiech – o
ile odnajdziecie roślinę zwaną Sylfionem, która wyginęła na początku
średniowiecza.
Minister Magii wstał z kanapy, wpatrując się w Snape’a tak, jakby
chciał go zamordować.
- Skąd Voldemort ją miał? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nie udało nam się tego ustalić.
- Podsumujmy… - zaczął mówić czarnoskóry czarodziej, a w jego głosie
słychać było zimną furię – miałeś roślinę, która przestała istnieć około
ośmiuset lat temu. Zrobiłeś z niej eliksir, który miał moc odnowienia ciała i
wykorzystałeś go, aby uzdrowić mugolkę?
- Tak zrobiłem – Severus wstał i wyprostował się, dając do
zrozumienia, że jest dumny z tego, co zrobił.
- CZYŚ TY OSZALAŁ!? – huknął Kingsley, wytrzeszczając oczy.
- To był dobry uczynek! – oznajmiła Hermiona, stając obok
współlokatora. – Co masz przeciwko niemu?
- Dobry uczynek…? Dobry uczynek!? – twarz Ministra Magii wykrzywiła
się z wściekłości. – On zmarnował coś tak wspaniałego na jakąś durną mugolkę!
Czarownica zaniemówiła. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w
człowieka, którego lubiła i szanowała. Zawsze imponował jej wiedzą, odwagą i
umiejętnościami, brał udział w wojnie i zawsze wiedział, co jest dobre, a co
złe. Tym razem było inaczej. Kingsley zmienił się nie do poznania. Piastowanie
najważniejszego stanowiska w świecie czarownic i czarodziejów, sprawiło, że
zniknęły wartości, które kiedyś wyznawał. Jego złość przypominała wybuchy
gniewu Korneliusza Knota.
- Jak śmiesz tak mówić o matce Hermiony!? – zapytał Severus
podniesionym głosem, a żyła na jego skroni pulsowała niebezpiecznie.
- Tak samo nazwałbym królową Brytyjską, gdybyś to ją uratował! – kiedy
Kingsley przemówił, każda sylaba drgała wściekłym gniewem. – Mogłeś oddać
składniki w dobre ręce! Nasze ręce! Departament Tajemnic już by się nimi zajął!
Moglibyśmy sprawić, że nasze społeczeństwo byłoby niemal nieśmiertelne!
- I co bym z tego miał? Laurkę, którą mógłbym powiesić sobie
na ścianie? – zakpił Snape.
- Ze względu na twoją dobrą wolę, może mógłbym zatrudnić cię przy
produkcji tego eliksiru – odparł czarnoskóry czarodziej, ale Hermiona nie mogła
oprzeć się wrażeniu, że nie mówił szczerze. – Byłbyś dobroczyńcą, a teraz
jesteś nikim. Trzeba wiedzieć, kiedy kogoś poświęcić dla…
- WIĘKSZEGO DOBRA!? – weszła mu w słowo Hermiona, która ledwo mogła
uwierzyć w to, co słyszy.
Kingsley zwrócił się do niej i zmusił się do okropnego uśmiechu.
- Myślę, że to był ostatni raz, kiedy jest o tobie głośno. Mam dość
afer z twoim udziałem – oznajmił złowieszczym szeptem. – Od jutra jesteś
bezrobotna. Zwalniam cię!
Świat zaczął wirować i gdyby nie Severus, to Hermiona byłaby właśnie w
bliskim kontakcie z podłogą. W ostatnim momencie złapał ją w pasie i pomógł
usiąść na kanapie.
- Nie… masz… prawa… - jęknęła, starając się zapanować nad oddechem i
łzami napływającymi jej do oczu.
- Mam. Minister Magii może wszystko – padła odpowiedź podszyta
złośliwością. – Od dzisiaj masz zniknąć z oczu naszego społeczeństwa, tak samo,
jak Severus. Ucz się od mistrza.
- Przegiąłeś! – Snape wycedził przez zęby. – Przez tę całą władzę
odbiło ci, tak samo, jak Knotowi!
- Mam to w dupie – Kingsley uśmiechnął się, gdy pozwolił sobie na
brzydkie słowo. – Macie milczeć albo każę was zamknąć w Azkabanie za uprawianie
czarnej magii – wsunął do kieszeni kontrakt. – To będzie dowód. Proponuję, abyś
nie próbowała szukać pomocy u przyjaciół, bo oni także mogą mieć kłopoty –
zerknął wymownie na Hermionę. – A ty nie próbuj mnie powstrzymać, bo Gawain
zrobi ci z życia piekło – dodał, widząc, że Severus zrobił ruch ręką, jakby
chciał wyjąć różdżkę. – Zaatakowanie Ministra Magii to poważne przestępstwo,
wiesz? – zapytał z jadowitym uśmiechem, gdy podszedł do drzwi. – Miłego
wieczoru! – powiedział nieszczerze i wyszedł na ulicę.
Dopiero wtedy Hermiona przestała powstrzymywać się i zalała się łzami.
Całym jej ciałem wstrząsały dreszcze i pragnęła, aby jutro nigdy nie nadeszło.
Została zwolniona! I to jeszcze z tak niesprawiedliwego powodu! Czuła, że ma
ochotę umrzeć.
- Przestań wyć – oznajmił Severus, który siedział obok niej.
- Ale… co… ja… ze sobą… zrobię? – biadoliła czarownica.
- Pokażesz mu, że popełnił największy błąd swojego życia – oznajmił
czarodziej i podsunął jej fiolkę pod nos.
- Co to? – zainteresowała się Hermiona i wytarła nos rękawiczką chorej
dłoni.
- Sylfion – wyjaśnił Severus. – Zostawiłem trochę, aby przywrócić go
do życia. Mógłbym wtedy…
- … uratować zarówno czarodziejów, jak i mugoli! – wykrzyknęła
czarownica podnieconym tonem. – Jesteś wspaniały!
- Oczywiście, że jestem wspaniały – na policzkach czarodzieja
wystąpiły rumieńce. – Tylko następnym razem, gdy mnie chwalisz, to rób to w
trochę mniejszym zasięgu. Pomysł miałaś dobry, ale wykonanie fatalne –
oświadczył. – Zasłużyłaś na Trolla, ale zlituję się nad tobą i wystawiam ci
Nędzny.
- Och, dziękuję – Hermiona zachichotała nerwowo. – Rozumiem, że mam ci
pomagać… tylko że najpierw muszę przeprowadzić się do rodziców… znaleźć pracę…
następnie…
- Uspokój się, kobieto! – Severus przerwał współlokatorce wyliczankę.
– Możesz pomagać mi przy pracach nad Sylfionem, a jednocześnie pracować w moim
zakładzie – oświadczył z powagą.
Hermiona poczuła, że głos zamiera jej w gardle. Znowu poczuła ogromną
falę wdzięczności, która zalewała ją niczym przypływ plażę. To był kolejny raz,
gdy Severus jej pomagał, a ona wzruszała się z powodu jego dobroci, głęboko
ukrytej pod maską pogardy.
- Chyba jestem zmuszona drugi raz dzisiaj powiedzieć, że jesteś
wspaniały – wychrypiała, gdy emocje trochę opadły.
Przysunęła się do niego, najbliżej jak mogła i ścisnęła jego dłoń,
swoją zdrową dłonią. Odpowiedział tym samym i mając na twarzy lekki uśmiech,
odchylił się na oparcie kanapy. Hermiona poszła w jego ślady, tylko że oparła
się bokiem, kładąc policzek na swoją prawą rękę. Gdyby chciała, mogłaby muskać
opuszkami palców jego ramię. Wpatrywała się w Severusa z czułością, myśląc nad
tym, jak bardzo się zmienił przez te wszystkie lata i jak wiele dla niej
zrobił. Dzięki niemu nawet wyrzucenie z pracy nie wydawało się tak straszne.
- Dziękuję, że wziąłeś wszystko na siebie – wyszeptała.
- Nie chciałem, abyś miała kłopoty. Do Minerwy też by się dobrał,
gdybyśmy o niej wspomnieli – odparł, patrząc w dal.
Hermiona chciała zaprotestować, ale poczuła, że jego palce delikatnie
muskają jej palce. Raz w górę, potem w dół i z powrotem, następnie kreślił
kółeczka, a każdy ten ruch sprawiał, że było jej coraz bardziej przyjemnie. Już
dawno przyzwyczaiła się do jego dotyku, tylko że dotyczył on chorej dłoni, w
której nie miała pełnego czucia. Zupełnie inaczej go odbierała, gdy chodziło o
zdrowe palce. Miała ochotę, aby to trwało i trwało…
- Co ty robisz!? – usłyszała w głowie oburzony głos rozsądku. –
Przypominam ci, że za godzinę masz pojawić się u swoich rodziców, aby zjeść z
nimi kolację. Będzie tam Thierry. Pamiętasz? To twój narzeczony, którego
kochasz!
- A nie mogłabym mieć dwóch mężczyzn jednocześnie…? – odpowiedziała
rozsądkowi, zanim zdążyła się nad tym zastanowić.
- Idiotka! – warknął w odpowiedzi.
Czarownica westchnęła, czując, że zdrowy rozsądek ma rację. Pomysł był
wyjątkowo głupi. Jeśli jakaś cząstka niej znowu miała ochotę na Severusa, to
powinna tę chęć zdusić w zarodku. Taki związek byłby samobójstwem, nawet jeśli
on się zmienił. To po prostu nie miało szansy się sprawdzić.
- Muszę iść. Umówiłam się z rodzicami – Hermiona szepnęła
przepraszająco i wysunęła rękę z dłoni Severusa.
Dopiero wtedy zwróciła uwagę, że przez cały ten czas na nią nie
patrzył. Wyraźnie był zajęty własnymi myślami i to, co wzięła za pieszczotę,
mogło być bezwiednym poruszaniem palcami. Sama czasem gryzła końcówkę ołówka,
gdy nad czymś się zastanawiała. Zrobiło się jej głupio, że wyobraziła sobie
więcej, niż powinna, dlatego szybko pobiegła do łazienki, aby sprawdzić stan swojego
makijażu, który na pewno rozmazał się w stopniu niepozwalającym na wyjście z
domu.
***
Parkując na podjeździe rodziców, Hermiona poczuła, że jest
zdenerwowana. Po krótkiej analizie własnych uczuć doszła do wniosków, że to z
kilku powodów. Po pierwsze, nie widziała się z Thierrym od czasu ślubu, do
którego nie doszło, czyli ponad miesiąca. Przez te wszystkie dni nie
utrzymywali ze sobą kontaktu, nie licząc jego pocztówki z Austrii. Nie
wiedziała czego się po nim spodziewać. Czy będzie nadal zły, czy już mu
przeszło? Jak zareaguje na jej kłamstwa? Przecież nie może mu powiedzieć, że
razem z rodzicami brała udział w czarno magicznym rytuale. Po drugie, nie
wiedziała, czy Thierry przypadkiem nie zauważy, że coś stało się w jej rękę.
Wprawdzie zrobiła nową rękawiczkę i przy pomocy Ginny transmutowała ją tak, że
wyglądała identycznie, jak prawdziwa, ludzka kończyna, ale dotyk mógł go
naprowadzić na to, że coś jest nie tak. Po trzecie, nie wiedziała jak wyznać
rodzicom fakt, że Kingsley, którego równie jak ona lubili i cenili, okazał się
podłym człowiekiem i zwolnił ją, ponieważ nie mógł położyć swoich łap na
eliksirze.
- Wdech, wydech – poinstruowała się, wchodząc do środka.
Ledwo zdążyła powiesić płaszcz w przedpokoju, gdy została przyciśnięta
do ściany i wycałowana. Thierry widocznie nie był na nią zły i na pewno się
stęsknił, ponieważ nie chciał wypuścić jej z objęć, a i ona nie była w stanie
szybko się od niego odkleić. Znowu pożałowała, że nie są po ślubie i nie mieszkają
razem. Ciężko jej było opanować się, wobec silnego podniecenia, które ją
ogarnęło.
- Ja wszystko rozumiem, nie musisz nic mówić – wydyszał Thierry, gdy w
końcu odkleił się od niej. – Twoi rodzice wszystko mi wyjaśnili. Widziałem
zdjęcia z Lourdes. Uzdrowienie pani Granger to cud!
- Ekhem, tak – Hermiona uśmiechnęła się słabo i zaczęła doprowadzać
się do porządku.
Włosy miała w nieładzie, a sukienkę podciągniętą prawie do pasa,
przekręconą i dość mocno wymiętą. Szminka, którą starannie nałożyła na usta,
rozmazała się i czarownicy nie pozostało nic innego, jak pozbyć się jej przy
pomocy jednorazowej chusteczki, którą wyciągnęła ze swojej torebki.
- Dobrze, że Thierry przyszedł do nas pół godziny przed czasem –
szepnęła Jean do córki i puściła do niej oczko. – Nie musisz się o nic martwić.
- Dziękuję – Hermiona wymówiła to bezgłośnie i z uśmiechem na ustach
usiadła przy zastawionym stole.
Kolacja przebiegała w bardzo przyjemnej atmosferze. Thierry zachowywał
się tak, jakby nie pamiętał, że miesiąc wcześniej ceremonia ślubna nie doszła
do skutku. Żartował, sypał komplementami i co chwilę zaczepiał Hermionę pod
stołem. Jego energia i nietypowy sposób myślenia, udzielał się wszystkim
obecnym, zwłaszcza Suzanne, która pierwszy raz w życiu zjadła gotowaną
marchewkę bez marudzenia. Hermiona świetnie się bawiła do czasu, gdy
przypomniała sobie, że nie poinformowała rodziny o zwolnieniu i rozpoczęciu
współpracy z Severusem. Od razu zaczęła rozważać możliwości. Mogła zrobić, co
zamierzała, gdy Thierry opuści dom albo przemilczeć sprawę i poinformować
rodziców jutro. Jednocześnie miała świadomość, że kilka następnych dni spędzi ze
swoim narzeczonym, który był za nią stęskniony, tak samo, jak ona za nim. To
mogło mocno opóźnić przepływ informacji. Gdyby zdecydowała się powiedzieć przy
stole, wtedy rodzice umieraliby z ciekawości, co naprawdę się stało, a Thierry
domagałby się większej ilości szczegółów.
- Chyba że poinformuję go, że jestem czarownicą… – pomyślała Hermiona.
Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej wydawało się jej to
złym pomysłem. Wprawdzie Kingsley wyrzucił ją z Ministerstwa Magii i kazał
zniknąć ze świata czarownic i czarodziejów, ale nadal obowiązywała reguła,
która mówiła, że nie wolno ujawniać mugolom, że istnieje magia. Na dodatek
Thierry był obecnie mocno religijny, a kościół zabraniał kontaktu z nieczystymi
siłami. Nie chciała ryzykować.
- Mamo, tato – zaczęła mówić, gdy Suzanne została położona spać i
dorośli mogli swobodnie rozmawiać – chciałam, abyście wiedzieli, że… -
westchnęła z bólem – zwolnili mnie z pracy.
- Czemu? Co się stało? – państwo Granger prześcigali się w pytaniach.
- Redukcja etatów – mruknęła czarownica i posłała im spojrzenie
mówiące „później wam wyjaśnię”. – Ale nie ma tego, co by na dobre nie wyszło,
ponieważ…
- Będzie mogła latać ze mną po świecie! – przerwał jej Thierry z
entuzjazmem. – Mam tyle różnych spotkań z fanami. Zwiedziłem większość Europy,
część Azji, a nawet byłem w Nowej Zelandii. Za kilka tygodni szykuje się duży
konwent w Chicago, gdzie będę prowadził prelekcje. Po jego zakończeniu możemy
odwiedzić moją rodzinę w Kanadzie…
Hermiona spojrzała na pisarza z lękiem, ale ten tego nie zauważył,
ponieważ był skupiony na układaniu planu podróży na najbliższy rok. Chciała
dokończyć zdanie i powiedzieć „ponieważ, zaczynam pracę u Severusa”, ale nie
udało jej się przerwać monologu Thierry’ego. W końcu zdecydowała wbić mu łokieć
w żebra, co było dobrym pomysłem, ponieważ mężczyzna zamilkł.
- Już mam nową pracę. Zaczynam od jutra – wyjaśniła.
- Zrezygnuj – odparł Thierry, gdy w końcu złapał oddech. – Taka okazja
już się więcej nie powtórzy. Przecież robota nie zając, nie ucieknie. Chyba nie
zależą od niej losy świata? – zachichotał z własnego dowcipu.
Rodzice Hermiony widocznie wyczytali z jej miny, że coś jest na
rzeczy, ponieważ ojciec ścisnął jej rękę, a mama kiwnęła do niej i uśmiechnęła
się zachęcająco. Młoda kobieta zrozumiała, że przyszedł czas, aby wyłożyć
różdżkę na ławę.
- Zależą – wyszeptała czarownica. – Mogę zmienić świat, dzięki temu,
nad czym będę pracowała…
Zaczęła tłumaczyć Thierry’emu, o co jej chodzi i kim jest w
rzeczywistości. Powiedziała mu, dlaczego nie pamiętał o agentce CIA, o której
zaczął pisać opowiadanie, wyjaśniła, dlaczego sprzedaż książek podskoczyła i
dlaczego listy od fanów, mają taką dziwną treść. Pokazała poparzoną rękę i
razem z rodzicami streściła pokrótce, że Jean żyje tylko dzięki magii, a pobyt
w Lourdes był tylko przykrywką. Mimo bólu na myśl o Ronie opowiedziała o jego
wyprawie do USA i to, że wcale nie był upalony, gdy opowiadał o Voldemorcie w
Australii.
Początkowo Thierry uważał, że Hermiona żartuje, ale poważne twarze
państwa Granger uświadomiły mu, że tak nie jest. Im dłużej słuchał, tym
bardziej nieodgadniony miał wyraz twarzy. O nic się nie pytał, nie wnikał w
szczegóły. Tylko oczy zdradzały, że w duszy jest coraz bardziej wzburzony. Gdy
Hermiona wyjęła różdżkę i zademonstrowała mu czary, nie wytrzymał. Rzucił się
do przedpokoju, założył ubranie i wybiegł z domu swoich przyszłych teściów, nie
zwracając uwagi na rozpaczliwe krzyki swojej narzeczonej. Rodzina Grangerów nie
wiedziała, że po ucieczce, Thierry błąkał się po Londynie, aż znalazł otwarty
kościół. Tam padł na podłogę i leżał krzyżem, aż do rana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz