Ron wył jak
opętany leżąc na łóżku Hermiony. Jego dziewczyna patrzyła się na niego spode
łba.
- Na Merlina!
Musisz koniecznie to przeczytać! – oznajmił chłopak pomiędzy jednym a drugim
wybuchem niekontrolowanego śmiechu.
- Oszczędź
sobie! Nie będę czytać wypocin Thierry’ego – stwierdziła Hermiona lodowatym
tonem.
Była obrażona na
autora za to, że sportretował ją w taki, a nie inny sposób. Zdołała przeczytać
tylko trzy rozdziały książki zanim rzuciła ją w kąt mrucząc pod nosem
przekleństwa. Kolejnym krokiem Hermiony było napisanie długiego e-maila do
Thierry’ego, w którym dała ujście temu, że nie jest zadowolona z tego co zobaczyła.
Główną przyczyną było to, że jej imienniczka okazała się seksbombą, która snuła
się po tytułowej Akademii Magii wzbudzając zazdrość u koleżanek (za co była
prześladowana) i rządzą u kolegów (na swoje szczęście autor nie zdecydował się
na molestowanie ponieważ zostałby w najbliższej przyszłości potraktowany
wyjątkowo paskudnym zaklęciem). Podstawowym elementem humorystycznym książki
był ciągły problem z garderobą Hermiony, która postanawiała co chwilę odsłonić
to i owo (ku radości mężczyzn i utrapieniu dziewczyn). Na dodatek główna
bohaterka nie grzeszyła inteligencją. Jej reakcje na wszystko ograniczały się
do dziwienia się, że coś się jej przytrafia oraz płaczu z tego powodu. Czarę
goryczy przelał fakt, że pozwalała mówić na siebie „Miona” lub „Hermi”, co
doprowadzało oryginalną Hermionę do szewskiej pasji.
- Żałuj! –
stwierdził Ron. – W rozdziale dziesiątym wyjaśnia się skąd masz bliznę i czego
od ciebie chce Waldemar.
- Po pierwsze:
nie ja tylko ONA – fuknęła Hermiona. – Po drugie: wiem co chce. Podejrzewam, że
seksu!
- E… - zmieszał
się rudzielec. – No… prawie trafiłaś…
- Jak to
„prawie”?
- Okazało się,
że jesteś… ONA jest reinkarnacją jego miłości - Ron poprawił się w ciągu
sekundy czując na sobie morderczy wzrok Hermiony. – 500 lat wcześniej była
arabską księżniczką i nazywała się Szeherezada. Waldemar był… no cóż sobą…
stary jest nie? Tyle lat na karku i chce przelecieć młodą laskę! – zażartował i
popatrzył się z nadzieją na swoją dziewczynę, która nadal piorunowała go
wzrokiem. – Ekhem! Tak więc… no… on był na usługach jej ojca, ten mu nie chciał
zapłacić… też bym się w sumie wkurzył, taka kupa kasy… nie patrz się tak na
mnie! Ja nie porywam córek pracodawcy za karę! – dodał szybko. – Chciał ją
wymienić za okup, ale zakochał się w niej i chciał poślubić, ale ona go nie
chciała… No to próbował ją zmusić i prawie mu się udało, ale miał taką jedną
czarownicę - niewolnicę… Hermiono! Ja tego nie napisałem! To nie moja wina, że
Waldemar miał niewolnicę! Przestań się na mnie patrzeć jakbym ja to napisał! Ona
była w nim zakochana i nie mogła znieść, że woli Szeherezadę, więc…
- Niech zgadnę!
– prychnęła Hermiona tym samym przerywając swojemu chłopakowi. – Pewnie ta
blizna na plecach to pamiątka po morderczym zaklęciu…
- Mówiłaś, że
nie czytałaś książki! – stwierdził Ron obrażonym tonem.
- Bo nie
czytałam – oświadczyła z wyższością w głosie. – Thierry pisze takie głupoty, że
nawet Goyle nie miałby problemu z rozszyfrowaniem tej dennej fabuły!
- Nie
przesadzaj… - mruknął niepocieszony rudzielec. – Ta książka jest świetna, taka…
- zaciął się szukając słowa. - … powiedziałbym, że oryginalna.
- Na gacie
Merlina! – jęknęła Hermiona przewracając oczami. – Twój gust mnie przeraża!
- Uważaj bo ja
wypowiem się o twoich książkach! – zagroził rudzielec.
Hermiona
westchnęła głęboko. Miała świadomość, że przepaść intelektualna między nią, a
Ronem jest duża, ale nie sądziła, że tak ją to będzie denerwować. Gdy
twierdziła, że powieść Thierry’ego nadaje się tylko do przerobienia jej na
kompostownik to jej chłopak uważał ją za świetną lekturę. W wakacje starała się
zainteresować Rona „Władcą Pierścieni” J.R.R. Tolkiena, ale ten odłożył ją po
przeczytaniu opisu elfów. Stwierdził, że „każdy normalny człowiek wie, że są
one małymi, skrzydlatymi skurczybykami, a nie chodzącymi Gilderoyami Lockhartami”.
Hermiona słysząc to pomyślała, że przydałaby się porządna ekranizacja tej
książki. Istniała możliwość, że kino zainteresowałoby Rona na tyle, że
sięgnąłby ponownie po lekturę.
- Miłość pokona
wszelkie przeszkody - Hermiona mruknęła cicho do siebie i wzięła się za pisanie
artykułu o skrzatach domowych.
***
Po obraniu
setnego ziemniaka Severus nie czuł palców u rąk. Klął w myślach jak szewc i
zastanawiał się czy w zamian za przywileje warto dać się tak upodlić. Yaxley i
Mulciber również nie wyglądali na szczęśliwych. Gdyby nie to, że byli pilnowani
przez aurora już dawno użyliby noży do pokazania jak bardzo nienawidzą
Severusa. Ograniczyli się do wrzucania ziemniaków do balii w taki sposób aby
zimna woda chlapała mu prosto w oczy.
- Przestaniecie
wreszcie!? – wrzasnął wyprowadzony z równowagi Snape.
- Nie wiem o co
ci chodzi – stwierdził Yaxley obdarzając go wrednym uśmieszkiem.
- Boisz się wody
Severusku? – zakpił Mulciber.
- Zachowujecie
się gorzej niż niedorozwinięte bahanki! – zagrzmiał były nauczyciel eliksirów i
spojrzał się wymownie w stronę aurora.
Nic to jednak
nie dało. Mężczyzna pełniący nad nimi wartę nie był chętny do uspokojenia
więźniów. Siedział przy kuchennym stole i wyglądał jakby miał zaraz usnąć z
nudów.
- Jak mogłeś
zapomnieć, że wielki Severus Snape przestał się bać wody? – naśmiewał się dalej
Yaxley. – Ostatnio zaczął się myć!
- Ja bardzo
przepraszam – teatralnie kajał się Mulciber. – Tyle lat nie wiedział do czego
służy szampon! Myślałem, że to przez wodowstręt…
- Zajęlibyście
się swoim wyglądem! – ryknął Severus opluwając ich śliną.
- Dlaczego mamy
się ciebie słuchać? – zapytał się blondyn.
- Słuchać się
zdrajcy i wielbiciela szlam? Mowy nie ma! – dodał Mulciber. – Ciekawe co robił
w celi z tą szlamowatą przyjaciółeczką Pottera…
- Ostrzegam…
was… - wykrztusił z trudem Snape.
- Jak byliśmy w Hogwarcie to leciał na tą rudą co
wolała Jamesa Pottera – kontynuował Mulciber. – Starał się i starał, a ta
zamoczyć mu nie dała! Wolała rozłożyć nogi przed Potterem. Nawet szlamy nie
mają chętki na kogoś takiego jak on.
Severus trząsł
się z bezsilnej złości. Gdyby miał różdżkę obydwaj mężczyźni już by się wili na
podłodze w konwulsjach. Wiedział, że jeśli rzuci się na śmierciożerców to
doliczą mu kilka dodatkowych miesięcy lub lat do wyroku. Powstrzymywał się
ostatkiem sił, tym bardziej, że trzymał w dłoni nóż, z którego mógłby zrobić
użytek. Zacisnął zęby i starał się nie reagować na zaczepki.
- Jesteś pewny?
– spytał się Yaxley kolegi. – W swojej ostatniej książce Rita twierdzi, że on
jest ojcem Pottera.
Mulciber zaczął
się histerycznie śmiać, a Severus zaniemówił. Pierwszy raz słyszał, że dziennikarka
wymyśliła taką bzdurę na jego temat.
- Ritę totalnie
pogrzało! – stwierdził Mulciber, gdy się uspokoił na tyle, że mógł mówić. –
Znałem starego Pottera, widziałem młodego i powiem ci, że to skóra zdjęta z
ojca. Rzeczywiście James miał przezwisko "Rogacz" i wiele osób mówiło, że ruda go zdradzała na prawo i lewo, ale nie z Severuskiem. Gdyby był tatuśkiem Harry'ego to ten miałby taką samą okropną gębę i
wielki nochal!
- Odczep się od Lily i mojego nosa! – wycedził były nauczyciel eliksirów.
- Mulciber… ale
z ciebie głupek. Nie wiesz, że im większy nochal tym większy przyjaciel w
spodniach?
- No tak! –
zarechotał rubasznie mężczyzna. – Pewnie na to poleciała szlama Granger.
- Dlatego go
broniła! W końcu z jakiegoś powodu miała dobre oceny w szkole! Wystarczyło dać…
- Zamknijcie
się! – ryknął Severus wstając ze stołka na którym siedział. – Nigdy nie tknąłem
żadnej uczennicy! Granger jest typową kujonicą, która nie widzi świata poza
książkami! Nie musiała nigdy podlizywać się aby dostać dobre oceny!
Yaxley i
Mulciber chichotali jak szaleni, gdy auror wycelował różdżką w Snape’a i kazał
mu usiąść.
- Mam dość! Chcę
do celi! – oświadczył były nauczyciel eliksirów.
- Najpierw
dokończysz obieranie ziemniaków – stwierdził auror.
- Opanuj się
Severusku – kpił Mulciber – bo inaczej mógłbyś zrobić coś czego będziesz
żałować…
- Zamknijcie
jadaczki! Wszyscy! – rozkazał auror. – Nie mam ochoty wysłuchiwać waszych
durnych sprzeczek!
- Bardzo pana
przepraszamy – powiedział Yaxley bez cienia skruchy. – Wydawało nam się, że pan
się nudzi i chcieliśmy zapewnić panu trochę rozrywki…
- Nie jest mi to
potrzebne! – warknął auror.
- Oj, a ja
sądzę, że przydałoby się pana trochę rozruszać – powiedział Mulciber i zanim
którykolwiek z mężczyzn zdążył zareagować wbił nóż w pierś Severusa krzycząc
„śmierć zdrajcy!”.
***
Hermiona z Ronem
narzucali na siebie ubrania w pośpiechu. Właśnie figlowali w łóżku, gdy pan
Granger krzyknął, że przyszedł Harry. Źli z powodu przerwania dotychczasowej
czynności zamknęli drzwi na klucz i kazali przyjacielowi czekać.
- O boże! –
jęknęła Hermiona na widok Harry’ego. – Co się stało?
Chłopak wyglądał
jakby nie spał od dłuższego czasu. Oczy miał przekrwione i podkrążone, na
twarzy widoczny był dawno nie golony zarost, a ubrania były wymięte i znoszone
jakby chodził w nich minimum dwa dni.
Harry usiadł na dopiero co pościelonym łóżku i westchnął ciężko.
- Musiałem do
was wpaść – oznajmił zmęczonym głosem. – Wprawdzie szef kazał mi iść do domu
się wyspać, ale jestem tak nabuzowany, że nie dałbym rady usnąć.
- Gadaj co się
dzieje! – rozkazał Ron.
- Mulciber
zaatakował nożem Snape’a.
- Jak to się
stało? – spytała się wstrząśnięta Hermiona.
- Słyszeliście
chyba o nowym programie Kingsleya dotyczącym Azkabanu? – zadał pytanie Harry i
popatrzył się jak jego przyjaciele potakują w milczeniu. – Więźniowie pracują
aby dostać różne przywileje. Dzisiaj rano Snape obierał ziemniaki na obiad
razem z Mulciberem i Yaxleyem…
Ron nie pozwolił
przyjacielowi dokończyć zdania. Zaczął tak się śmiać, że aby się utrzymać na
nogach musiał trzymać się biurka. Hermiona z Harrym patrzyli się na niego ze
zdumieniem.
- Jaka cudowna
śmierć dla starego nietoperza z lochów! Umrzeć podczas obierania ziemniaków!
Dobrze mu tak! – oznajmił zadowolony Ron.
- Jak możesz tak
mówić! – oburzyła się Hermiona.
- Zasłużył na
to! – bronił się Ron. - Miał sporo grzechów na sumieniu! Nie rozumiem czemu się
z tego nie cieszysz Hermiono. Nie udawaj, że go żałujesz! Traktował cię jak
narzędzie do uniknięcia Azkabanu, a przy okazji macał…
- Wiesz, że tak
nie było! – oznajmiła stanowczym tonem jego dziewczyna. – Tylko raz złapał mnie
za podbródek aby…
- O raz za dużo!
- Przestańcie
się kłócić – wtrącił się Harry. – Nie powiedziałem, że on zmarł!
Nastąpiła pełna
napięcia cisza. Trójka przyjaciół patrzyła się na siebie niepewnie. Jako
pierwszy odezwał się Ron.
- Czyli Snape
żyje… – odezwał się, a jego głos
świadczył, że jest rozczarowany. – Jak na tak dużego skurwiela ma chłop
niewiarygodne szczęście!
- Wiesz jak do
tego doszło? – spytała się Hermiona Harry’ego.
- Wiem,
kończyłem akurat służbę i wpadłem do biura zdać raport…
- To dlatego tak
wyglądasz – stwierdził Ron patrząc się ze współczuciem.
- Niestety, dwudziestoczterogodzinna
zmiana to jeden z minusów pracy w tym zawodzie – pożalił się Harry. – Wracając
do tematu… Snape, Mulciber i Yaxley obierali ziemniaki. Pilnował ich Anderson,
nie wiem czy kojarzycie… taki łysiejący szatyn, który lubi ubierać się w szaty
modne jakieś dwieście lat temu. Mówił, że Mulciber i Yaxley co chwila dogryzali
Snape’owi. Ten się wściekał, ale wszyscy zachowywali się na tyle dobrze, że
Anderson ich nie rozdzielił. Dopiero, gdy zaczęli mówić o… o… - Harry poruszył
się niespokojnie na łóżku i spojrzał z lękiem na przyjaciół.
- O kim? –
spytała się miękko Hermiona siadając koło przyjaciela i kładąc mu rękę na
ramieniu w geście otuchy.
- Mulciber jest
w wieku Snape’a i moich rodziców, znał ich… - Harry przełknął ślinę. – Mówił
wstrętne rzeczy o mojej mamie… i o tobie Hermiono.
- Co mówił? –
spytał się zdumiony Ron.
- Razem z
Yaxleyem twierdził, że Hermiona sypiała ze Snapem od czasów szkolnych, dlatego
miała dobre oceny i broniła go przed Wizengamotem.
- Co za chamy! –
wybuchł Ron. – Przecież ona nigdy by czegoś takiego nie zrobiła! Niech ja ich
dorwę!
- Kochanie,
uspokój się! – Hermiona popatrzyła się na niego w taki sposób, że przestał kląć
i rzucać groźby. – To są śmierciożercy, nie oczekujmy od nich subtelności.
- Anderson
opowiadał, że Snape ledwo się opanował aby się na nich nie rzucić, ale udało mu
się to!
- Żartujesz! –
Ron wytrzeszczył oczy.
- Naprawdę! –
zaklinał się Harry. – Widocznie spotkania z psychologiem mu służą…
- Z psy-czym?
- Psychologiem
Ron! – odezwała się Hermiona. – To taki mugolski lekarz, który zajmuje się
ludzkim umysłem.
- Że niby
zagląda do głowy? – rudzielec patrzył się z niedowierzaniem na swoją
dziewczynę.
- Nie, rozmawia
z daną osobą i stara się aby zmieniła swoje zachowanie na lepsze albo uwolniła
się od dręczących ją rzeczy.
- Na przykład wszy? One gryzą głowę i
człowieka szlag trafia…
Harry z
Hermioną nie mogli przestać się śmiać. Ron ze swoim niezrozumieniem świata
mugoli sprawiał, że nawet poważne tematy zaczynały brzmieć komicznie.
- Snape bronił Hermionę
– Harry zaczął kontynuować temat, gdy przestał się śmiać. – Chyba to się nie
spodobało Mulciberowi, który wbił mu nóż w klatkę piersiową. Anderson od razu
obezwładnił go i Yaxleya, a następnie udał się po pomoc. W ciągu kilku minut
uzdrowiciele uleczyli Snape’a. Mulciber działał pod wpływem impulsu: nóż do
obierania warzyw nie jest długi, a na dodatek nie trafił w ważne organy.
Widocznie było mu wszystko jedno co się później stanie ponieważ skazany jest na
dożywocie.
- No dobra,
znamy już tę dramatyczną historię – powiedział Ron. – To dlatego wyglądasz
jakbyś miał zamiar zostać bezdomnym?
- Nie –
zaprzeczył Harry. – Po tym wszystkim wybuchła afera w Ministerstwie Magii.
Przeciwnicy Kingsleya zaczęli krzyczeć, że jego program jest do kitu.
Rozpoczęto dochodzenie kto zawinił. Wszystkich aurorów postawiono w stan
gotowości. Robards już zapowiedział, że będziemy mieć dodatkowe szkolenia z
czarów medycznych, ponieważ Anderson ich nie umiał. Gdyby nóż był dłuższy nie
wiadomo czy Snape przeżyłby do czasu przybycia uzdrowicieli. Rita biega od
jednego departamentu do drugiego szukając sensacji, mając minę jakby odkryła
lek na raka – westchnął. – Pewnie jutro ukaże się artykuł, w którym będzie
grzmieć, że to skandal aby więźniowie mieli tyle swobody…
- I będzie miała
rację! – oznajmił stanowczym tonem Ron. – Powinni siedzieć w celach o chlebie i
wodzie! Wystarczająco wiele kasy wydajemy na ich utrzymanie!
- Z tego co
czytałam w internecie im cięższe więzienie tym niższy procent powrócenia
więźniów na łono społeczeństwa – rzekła Hermiona.
- Nadal
twierdzę, że to głupota! – żachnął się Ron.
- Nie wiesz
jakim miejscem jest Azkaban… tam jest strasznie – Hermiona wzdrygnęła się. –
Jestem pełna podziwu dla Kingsleya, że robi coś w kierunku poprawienia sytuacji
więźniów. Mam nadzieję, że później zajmie się skrzatami domowymi.
- A ty tylko o
skrzatach i skrzatach – droczył się z nią Ron. – A o własnym facecie nie
pamiętasz!
- Nie
przesadzaj! – zachichotała Hermiona i podeszła go pocałować.
Przez jeden,
króciutki moment zapomnieli o otaczającym ich świecie, ale szybko wrócili do
rzeczywistości, gdy Harry potężnie zachrapał.
***
Hermiona
siedziała przy biurku i patrzyła przez okno. Kwiecień przyniósł cieplejsze dni
i przyroda wracała do życia. Przed domami sąsiadów widać było rosnącą trawę, na
żywopłotach i drzewach pojawiały się pierwsze listki. Ron był aktualnie w pracy,
podobnie jak ojciec Hermiony. Suzanne spała razem ze swoją mamą w sypialni. W
domu było cicho, tylko w pokoju Hermiony grało radio i słychać było pohukiwanie
Świstoświnki, która przyjechała razem ze swoim właścicielem. Prorok Codzienny
leżał na biurku przed dziewczyną, na pierwszej stronie widniały ruszające się
zdjęcia przedstawiające Kingsleya, Snape’a, Mulcibera i Yaxleya.
Hermiona popatrzyła
się na wynędzniałą twarz Severusa i wzdrygnęła się. Nie lubiła go, była na
niego w pewnym sensie obrażona za to, że jej nie podziękował za obronę. Mimo
wszystkich czuła także współczucie. Wiedziała, że Azkaban nigdy nie będzie
kurortem wypoczynkowym i przebywanie tam to tortura, obojętnie czy z
przywilejami czy bez. Zamyśliła się głęboko. Rita wyniuchała, że Snape ją
bronił o czym poinformowała w artykule. Hermiona musiała przyznać, że dziennikarka
wywiązuje się jak na razie z umowy, ponieważ nie napisała ani jednej złej
rzeczy o niej.
- A może by tak…
- młoda czarownica mruknęła do siebie i ruszyła powoli do półki z książkami.
Popatrzyła się
po pozycjach, które posiadała. Większość z nich dotyczyła magii lub nauki, ale
miała też sporo tytułów z literatury światowej. Hermiona wyjęła ostrożnie jedną
z książek i przyjrzała się jej. Długo nad nią medytowała: „wysłać mu czy nie
wysłać”. Severus był dla niej wredny, chamski i złośliwy, ale z drugiej strony
bronił ją podczas wymiany zdań z Mulciberem i Yaxleyem. Po kilku chwilach Hermiona zdecydowała się,
zapakowała książkę w papier i dała ją Świstośwince. Mała sówka zahukała
radośnie z powodu powierzonego jej zadania. Na początku miała małe problemy z ciężarem
książki, ale szybko sobie poradziła. W końcu należała do rodzaju magicznych
stworzeń, które potrafiły zrobić więcej niż ich odpowiedniki z mugolskiego
świata.
Hermiona
śledziła lot sówki do czasu, aż ta zniknęła za horyzontem. Zastanawiała się czy
dobrze zrobiła. Wiedziała, że Ron wściekłby się gdyby wiedział komu posłała
książkę. Postanowiła skłamać w tej sprawie i powiedzieć, że wysłała książkę
Lunie.
***
Severus siedział
w swojej celi. Został zwolniony z obowiązków aż do końca tygodnia. Na razie
musiał odpowiedzieć na mnóstwo pytań w związku z prowadzonym śledztwem. Szybko
zorientował się, że program resocjalizacji wisi na włosku. Mimo, że często
denerwował się z powodu prac, które musiał wykonywać nie chciał aby wróciły
stare czasy. Przyzwyczaił się do lepszych posiłków, cieplejszej celi oraz
dostępu do gazet i książek.
Z zamyślenia
wyrwało go stukanie aurora w drzwi. Nie była to pora na obiad więc Severus
zaczął się zastanawiać czego tym razem będzie dotyczyć ta wizyta. Jego
zdumienie nie miało końca, gdy otrzymał paczkę z książką od anonimowego
nadawcy. Snape rozwinął szybko papier i zobaczył, że dostał „Władcę Pierścieni”.
Przekartkował ją szybko szukając jakiejś wskazówki, ale w środku nic nie było.
- Kto mi to
przysłał? – spytał cicho, ale nie było w pobliżu nikogo, kto by mu udzielił
odpowiedzi.