poniedziałek, 17 lipca 2017

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 70 – Smutne święta



Wściekłość ogarniała Severusa za każdym razem, gdy przypominał sobie, jak dał się oszukać. Księga, która miała zawierać najgorszą czarną magię, okazała się po prostu dziennikiem czarodzieja o imieniu Ekrizdis. Snape na początku miał trudności z rozszyfrowaniem piętnastowiecznej angielszczyzny, ale gdy mu się to udało, to przekonał się, że autor zapisków był szaleńcem, lubiącym torturować mugoli dla zabawy. Ze skóry jednego z tych nieszczęśników zrobiona była okładka. Severus widywał gorsze rzeczy, ale akurat ta księga napawała go odrazą. Gdyby trafiła w jego ręce w czasie, gdy był nastolatkiem, to byłby wniebowzięty. Teraz jednak sprawa rysowała się zupełnie inaczej. Ekrizdis zbudował Azkaban i uczynił go miejscem kaźni dla żeglarzy, a po jego śmierci czarodzieje uznali, że zrobienie z niego więzienia to dobry pomysł. Severus nie raz się wzdrygał i żołądek podchodził mu do gardła, gdy czytał, co się tam działo. Od razu przypominał sobie lata, które spędził wśród zimnych, wilgotnych murów, które zdawały się przelewać w niego cierpienie setek torturowanych więźniów.
- Na to wydałem pół mojej rocznej pensji – mruknął do siebie czarodziej.
Był mocno zirytowany. Po śmierci Albusa poczuł, jakby został spuszczony ze smyczy. W końcu nie musiał ukrywać przed nim faktu, że kupuje czarnomagiczne księgi i przedmioty. Dyrektor starał się trzymać go jak najdalej od tego. Wertując od niechcenia kolejne strony dziennika, Severus kolejny raz obwiniał samego siebie. Uważał, że był skończonym głupcem. Czemu nie kazał sprzedającemu pokazać zawartości? Powinien był sprawdzić, czy ten mówi prawdę.
- Kłamstwa także nie mogę mu zarzucić. Ta księga zionie złem. Problem w tym, że nie tego oczekiwałem – pomyślał czarodziej.
Decyzję musiał podjąć szybko. Wszystko wydarzyło się niecałe trzy tygodnie przed zakończeniem wojny, w czasie gdy Severus sprawował funkcję dyrektora Hogwartu. Musiał wtedy użerać się zarówno z nauczycielami, którzy byli pewni, że jest po stronie Voldemorta, jak i z rodzeństwem śmierciożerców, które lubiło torturować uczniów. Nie chciał, aby zarówno jedni, jak i drudzy dowiedzieli się, co zaoferował mu zakapturzony czarodziej, mówiący z silnym, wschodnim akcentem, który odwiedził go w szkole. Snape był przekonany, że w księdze znajdzie zaklęcia, które pomogą mu w walce. Nie miał żadnej pewności, że Potter sobie poradzi, mimo że pomagała mu Hermiona. Wolał zabezpieczyć się na przyszłość, gdyby to on musiał zmierzyć się z Voldemortem. Niestety, nie zdążył zajrzeć do księgi po skończonej transakcji. Gdy zaniósł ją do swojego gabinetu, przyszła Alecto Carrow, aby go poinformować, że Czarny Pan czeka na niego na błoniach. Wtedy Severus podjął decyzję, że schowa swój nowy nabytek w bezpiecznym miejscu i przeczyta dopiero w dogodnym momencie. Miał mało czasu, ale wszystko poszło zgodnie z planem. Voldemort powędrował w stronę grobu Dumbledore’a, a Snape w tym czasie poszedł po księgę ukrytą w Zakazanym Lesie, pobiegł z nią za granicę Hogwartu i teleportował się na cmentarz. Ledwie udało mu się uspokoić oddech, gdy Czarny Pan pojawił się w zamku.
Severus był pewny, że zrobił dobrze. Voldemort nie musiał wiedzieć o kolejnych czarnomagicznych zaklęciach, które pomogłyby mu w opanowaniu Europy po tym, jak podbił świat czarodziejów w Wielkiej Brytanii. To było pewne jak słońce, że po śmierci Pottera, jego żądza władzy nie będzie znała granic.
- Niepotrzebnie się starałem. Mogłem ją zostawić w gabinecie – oznajmił sam sobie Severus. – Co my tu mamy? Tortury… jakiś poemat, po którym przebiegł kot… przepis na przegrzebki w winie… znowu tortury… jeszcze więcej tortur… o, zatruł się przegrzebkami… jak miło… jeden z marynarzy uciekł, ale się utopił… kolejna porcja „zabaw”… facet był naprawdę monotematyczny… Na brodę Merlina!
Oczy Severusa błyskawicznie przemykały po zapisanych słowach. Ekrizdis żalił się na jednej ze stron, że mugole zbyt szybko umierali, a nowi nie raczyli się zjawić. Nie pomagały iluzje półnagich kobiet, które miały zwabiać marynarzy do Azkabanu. Czarnoksiężnik podejrzewał, że rozeszły się plotki o zgubie, która czyha na pływających po Morzu Niemieckim. Z tego powodu miał do wyboru oszczędzanie więźniów albo pozyskiwanie nowych na lądzie. Jak wynikało z notatek, druga opcja nie przypadła Ekrizdisowi do gustu, ponieważ odczuwał lęk, że społeczeństwo czarodziejów domyśli się czegoś. Dlatego musiał jakoś wzmocnić mugoli i po kilkunastu nieudanych próbach, stworzył eliksir, który to czynił. Ingrediencje oraz sposób ich łączenia zapisał na kartach pamiętnika.
Do Snape’a dotarło, że ma wielką szansę. Gdyby udało mu się wzmocnić organizm Jean Granger i dzięki temu uratować ją od śmierci, to Hermiona rzuciłaby mu się w ramiona bez żadnej wątpliwości. Severus nie raz wspominał ten błysk w jej oczach, gdy patrzyła na niego z niekłamanym podziwem. Pamiętał słowa, które wypowiadała i jej szczery śmiech, gdy ją rozbawił. Ty naprawdę potrafisz być wspaniały. Chciał to jeszcze raz usłyszeć z jej ust. Bardzo doskwierał mu brak zainteresowania z jej strony.
- To nie będzie proste. Nie znam nazw połowy tych ingrediencji. Możliwe, że ciężko będzie je dostać, gdy już rozszyfruję, co to jest. Przepis ma ponad pięćset lat, ale wiem, że dam sobie radę – Severus uśmiechnął się pod haczykowatym nosem i zabrał się za przepisywanie wytycznych Ekrizdisa.

***

Suzanne nie przestawała gadać o swoich wymarzonych prezentach, podczas gdy Hermiona starała przypomnieć sobie, jak działa DVD. Chciała puścić bajkę, którą wypożyczyła. Czarownica usłyszała, że to tegoroczny hit, który podoba się zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Tak przynajmniej zapewniał pracownik wypożyczalni. Hermiona uwierzyła mu na słowo, ponieważ aktualnie nie miała głowy do takich rzeczy. Była coraz bardziej przygnębiona świadomością, że jej mama może w każdej chwili umrzeć. Obejrzenie lekkiej komedii było dla niej szansą na relaks. Miała nadzieję, że chociaż przez małą chwilę zapomni o problemach.
- Gotowe! – oznajmiła z uśmiechem, gdy na ekranie telewizora pojawiło się logo wytwórni filmowej i z głośników popłynęła miła dla ucha muzyka.
- Sev! Oglądaj z nami! – głosik Suzanne zdradził obecność czarodzieja w salonie.
Hermiona zdusiła przekleństwo, które cisnęło się jej na usta. Nie miała ochoty na jego towarzystwo. Odkąd przyniosła mu galeony od Harry’ego, to zrobił się dla niej bardzo nieprzyjemny. Miała dość przytyków i drobnych złośliwości z jego strony.
- Nie sądzę, abym był zainteresowany – mruknął Snape, wpatrując się w ekran, na którym widniała księga, wzorowaną na średniowiecznej.
- … czekała w smoczym zamczysku, w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży. Czekała na pierwszy pocałunek miłości – głos lektora płynął z głośników. - He, he, he, no to se jeszcze poczeka! – zarechotał, wyrywając stronę z księgi.
Hermiona poczerwieniała na twarzy z oburzenia, gdy zobaczyła, że posłużyła ona do podtarcia się w wygódce. Po usłyszeniu odgłosu spuszczanej wody i komentarzu: „co to za szajs?”, miała pewność, że wypożyczenie tej bajki nie było dobrą decyzją. Ze zgrozą wpatrywała się w kolejne sceny, które przedstawiały goły tyłek zielonego stwora, który przy akompaniamencie popowego przeboju, mył się i pluł błotem.
- On zamiast pasty użył robaka! – zaśmiewała się na cały głos Suzanne. – Jest tak brzydki, że pękło lustro!
- Ja chyba to zaraz wyłączę – jęknęła Hermiona słabym głosem, gdy stwór pierdział w jeziorku, co sprawiło, że zdechłe ryby zaczęły unosić się na powierzchni wody.
- Zostaw, chętnie obejrzę to cudowne… dzieło – jadowity głos Severusa dotarł do uszu czarownicy, pomimo hałasu, jaki robiła Suzanne, która śmiała się tak, że na pewno wszyscy sąsiedzi w okolicy ją słyszeli.
Hermiona zerknęła na siedzącą na kanapie postać mężczyzny i się skrzywiła, jakby zjadła coś nieświeżego. Była pewna, że spędzi miły wieczór z siostrą w czasie, gdy ich ojciec dezynfekował dom, przed przyjazdem Jean na święta. Wypożyczył lampę bakteriobójczą i korzystając z nieobecności najmłodszej pociechy, naświetlał nią kolejne pomieszczenia. Trwało to długo, dlatego Hermiona zajęła się Suzanne po pracy. Severusa nie uwzględniała w swoich planach.
- Och, to jest ogr... – oświadczył kąśliwie czarodziej, gdy zobaczył, co stwór napisał na tablicy.
- To nawet nie stało koło ogra – mruknęła Hermiona, przypominając sobie, co czytała na ich temat w bibliotece Hogwartu.
- Siadaj i nie gadaj – rozkazał Severus, pokazując miejsce koło siebie na kanapie. – Daj mi się rozkoszować tym absurdalnym połączeniem debilizmu i kretynizmu – uśmiechnął się złośliwie, gdy wieśniacy z bajki łapali za widły oraz pochodnie, które zamierzali użyć przeciwko ogrowi.
Hermiona jęknęła i z ociąganiem usiadła koło mężczyzny. Przymknęła oczy, gdy tytułowy Shrek jadł gałki oczne i bekał na płomień. Gdyby nie to, że Suzanne bawiła się świetnie, to już dawno wyłączyłaby ten pozbawiony pozytywnych treści film. Nie miała ochoty na atak histerii w wykonaniu trzylatki.
- Wina?
Dziewczyna otworzyła oczy, aby zobaczyć butelkę, którą trzymał przed jej twarzą Severus. Była wypita w jednej czwartej, co tłumaczyło jego stosunkowo dobry humor.
- Mógłbyś to schować i dokończyć, gdy dziecka nie będzie w pobliżu – syknęła ze złością.
- Są święta. Mam prawo do drobnej przyjemności.
- Zamierzasz się schlać?
- Tak, taki mam zamiar – przytaknął i pociągnął porządny łyk z butelki. – Zdradzić ci pewien sekret? – zapytał szeptem.
- Nie, dzięki – mruknęła Hermiona, wpatrując się z niesmakiem w Shreka, który mówił o breloczkach z ludzkiej wątroby i wyciskaniu białka z oczu, które smakuje najlepiej na tostach.
- Nienawidzę świąt Bożego Narodzenia – Severus zignorował odmowę dziewczyny.
Nic nie powiedziała na jego wyznanie. Popatrzyła na świąteczne ozdoby, które porozwieszała tego dnia z Suzanne i zrozumiała, czemu czarodziej nagle zapragnął się upić. Obwieszona bombkami choinka stała w kącie, tuż obok telewizora. Migające światełka poprzyczepianie były do karniszy. Na żyrandolu wisiała jemioła, w której na pewno nie roiło się od Nargli, a na drzwiach przyozdobiony kokardami wieniec z ostrokrzewu. Suzanne udekorowała szyby okienne sprejem imitującym śnieg. Zupełnie nie przeszkadzało jej, że wizerunek kotka oraz słoneczka i serduszka nie pasują do świąt.
Hermiona westchnęła potężnie, gdy patrzyła, jak Gepetto sprzedaje Pinokia. Chciała się rozerwać i zapomnieć o wszystkim na chwilę, a tu życie znowu dało jej się we znaki. Nie chcąc zostawiać Suzanne samej, oglądała dalej animację, która po pewnym czasie z niestrawnej zmieniła się w całkiem znośną. Niektóre dowcipy okazały się nie takie złe. Hermionie zdarzyło się zachichotać i przestała zwracać uwagę na Severusa, który szybko opróżniał butelkę. Z tego powodu nie zauważyła, że kilkukrotnie uniósł kąciki ust w górę, na co wpłynęła mieszanina alkoholu i parę bardziej wysublimowanych dowcipów.
- No i koniec – oznajmiła Hermiona, wyłączając telewizor.
Po seansie musiała stwierdzić, że początek był mylący. Animacja może miała kilka prostackich dowcipów, ale im bliżej końca, tym bardziej widać było, że twórcy mieli dobry pomysł na historię i morał z niej płynący. Czarownica doszła do wniosku, że Suzanne, która nie zauważyła żartów skierowanych do dorosłego widza, mogła nauczyć się, że nie należy patrzeć na wygląd, a pokochać można nawet najbrzydszą osobę.
- Lecę się bawić! – zawołała Suzanne z entuzjazmem i pobiegła po schodach na górę.
Za każdym razem, gdy przyjeżdżała do Hermiony, w jej pokoju pojawiała się nowa zabawka lub książeczka. Starsza siostra lubiła kupować młodszej jakieś drobiazgi, gdy wracała do domu metrem. Sklepy i kioski umieszczone w podziemiach oferowały niejedną atrakcję dla małych dziewczynek i Hermiona nie była w stanie się powstrzymać.
- O, jemioła – powiedział Severus pijackim tonem, gdy położył się na kanapie.
- Równie dobrze mógłbyś podziwiać sufit w swoim pokoju – stwierdziła chłodno czarownica, gdy schyliła się po butelkę, którą czarodziej zostawił na podłodze.
- Mógłbym cię pocałować! – oznajmił nieoczekiwanie, łapiąc ją za ramię.
- Ani mi się waż! – warknęła Hermiona, gdy wyrwała się z uścisku jego długich palców.
- Miałem nadzieję, że Potter gdzieś się tu ukrywa… – mruknął Severus niepocieszonym tonem. – Lubię go denerwować.
- Masz głupie pomysły! – ofuknęła go dziewczyna. – Poza tym obiecał mi, że nie będzie nas więcej szpiegować.
- Ale miał rację… – alkohol sprawił, że Severus zaczął gadać, co mu ślina na język przyniosła – my skończymy ze sobą… przecież ty… – czknął – ty sobie nikogo nie znajdziesz.
- Proszę cię, zamilknij – Hermiona modliła się w duszy, aby udało się jej odnaleźć wewnętrzny spokój.
- W sumie to masz Gumochłona…
- Jesteś pijany, uspokój się.
- Myślę, że jednak będziesz starą panną hodującą kuguchary…
- Idź do siebie! Po prostu zejdź mi z oczu! – rozkazała ostro Hermiona, stojąc nad nim z groźną miną.
- Jak chcesz – powiedział, unosząc się na łokciu.
Zanim czarownica zdążyła cokolwiek zrobić, Severus złapał ją w pół i przyciągnął do siebie na kanapę.
- Jeśli odmówisz mężczyźnie pod jemiołą, to będziesz samotna aż do śmierci – wymruczał, trzymając ją najmocniej, jak mógł.
Zarumieniona z emocji Hermiona, próbowała wyśliznąć się z jego objęć. Suzanne mogła do nich zbiec w każdej chwili i nigdy nie uda jej się przekonać małej, aby nie mówiła rodzicom o tym, co zobaczyła.
- Daj… jednego… i… cię… puszczę… - powiedział Severus z wysiłkiem, starając się utrzymać dziewczynę.
- Po… moim… trupie… - wydyszała, czując, że od zapachu wina kręci się jej w głowie.
- Pomyśl, że jesteś Fioną, a ja Shrekiem – poprosił przymilnym tonem, zaraz po tym, jak wyszarpnęła się z jego uścisku i odeszła na bezpieczną odległość, aby mieć pewność, że ponownie jej nie złapie.
- To ty nie raz narzekaleś, że brak mi wyobraźni – zripostowała, patrząc w jego zasnute mgłą oczy. – Poza tym… mam kogoś na oku – burknęła, rozcierając nadgarstki.
- Kłamiesz – uśmiech momentalnie znikł z twarzy Severusa.
- Nie kłamię. Umówiłam się z nim po świętach.
Czarodziej z trudem wstał z kanapy i bez słowa ruszył w stronę schodów. Chwiejąc się, wspiął się na nie i doszedł do drzwi do swojego pokoju. Dopiero wtedy Hermiona pozwoliła sobie na to, aby jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Dziękowała niebiosom za to, że Severus nie dowiedział się, jak bliska była spełnienia jego zachcianki. Gdyby mocniej ją trzymał, to ugięłaby się i kto wie, co mogło się dalej stać.
- Na pewno nic dobrego – zawyrokowała, idąc do pokoju Suzanne.

***

Mimo czającej się groźby świąteczny obiad minął w przyjaznej atmosferze. Jean, która ukryła łysą głowę pod chustą, uśmiechała się szeroko i cieszyła każdym drobiazgiem. Pobyt w klinice dał jej w kość równie mocno, jak choroba. Widać było, że ma dość, ale nie skarżyła się nikomu. Suzanne była zachwycona, że w końcu ma mamę i nie odstępowała jej o krok. Tylko Hermiona z ojcem wymieniali znaczące spojrzenia, które mówiły, że zastanawiają się, co będzie, gdy Jean umrze. Przez to narastało w niej wewnętrzne napięcie. Nie mogąc tego znieść, przeprosiła rodzinę i uciekła do łazienki.
- Weź się w garść, dziewczyno – powiedziała do swojego odbicia w lustrze, gdy ciężko oparła się dłońmi o umywalkę.
Z całych sił powstrzymywała się przed płaczem. Najbardziej jej było żal Suzanne. To było małe dziecko, które potrzebowało obydwoje rodziców. Hermiona swoje przeżyła, dorosła, spędziła z mamą wiele pięknych chwil. Suzanne nie miałaby z nią właściwie wspomnień. Według książki o psychologii rozwoju dzieci rzadko pamiętały cokolwiek przed swoimi czwartymi urodzinami. Ta świadomość załamała czarownicę.
- Myśl o czymś innym – poleciła samej sobie, gdy poczuła, że łzy napływają jej do oczu. – Film… był śmieszny… i na swój sposób… uroczy – szeptała z trudem. – Severus… zdenerwował mnie… jak śmiał… on… - zadrżała.
Nie mogła sobie wyobrazić pocałunku z nim. Gdyby się ugięła i ich usta się złączyły… Jakby to było? Słodko i czule? A może szybko i brutalnie?
- Na pewno niezręcznie i o smaku wina – zachichotała bezgłośnie, wpatrując się w swoje zaciśnięte na umywalce dłonie.
Przypominała sobie coraz więcej szczegółów. Siłowanie się na kanapie było zarazem okropne i ekscytujące. Hermiona jęknęła i ukryła twarz w dłoniach, gdy sobie uświadomiła, że z jednej strony nie miała na to ochoty, a z drugiej strony jakaś jej część bardzo chciała, aby sytuacja wyrwała się spod kontroli. Były to niesamowicie głupie pragnienia, które nie powinny dojść do głosu.
- Potrzebuję faceta – oświadczyła samej sobie. – Muszę pójść z kimś na randkę, bo oszaleję.
Okłamała Severusa, że ma kogoś na oku. Może to był dobry powód, aby przestać unikać mężczyzn i rozejrzeć się za kimś ciekawym? Już miała w głowie ideał: nieinteresujący się czarną magią, niebędący mordercą oraz śmierciożercą, interesujący się książkami i zdobywaniem wiedzy. Nie musiał być przystojny, ponieważ tacy najczęściej byli zadufani w sobie. Miły chłopak, starszy od niej o maksymalnie kilka lat… to by było to.
- Hermiono, co się dzieje? – pani Granger weszła do łazienki bez pukania, gdzie zastała córkę przed lustrem z niewesołą miną. – Płaczesz? – zapytała, zamykając drzwi.
Czarownica przytaknęła. Czuła, że jej duszę rozpiera tyle emocji, że nie jest w stanie zbyt wiele mówić. Tak bardzo chciałaby wszystko wyrzucić z siebie. Odciąć niczym uschniętą gałąź drzewa. Tyle różnych uczuć walczyło w niej i sprawiało ból. Byłaby wdzięczna losowi, gdyby nagle to wszystko się skończyło i mogłaby kierować się w życiu tylko czystą logiką bez sentymentów.
- Nie trać nadziei – pocieszyła ją mama. – Nawet jeśli moja choroba nie skończy się dobrze to i tak się przecież spotkamy. – Uśmiechnęła się do córki promiennie.
- Jak możesz mieć tak dobry humor? – zdziwiła się Hermiona. – Jeśli… umrzesz…
- To będę na was patrzeć z góry – pani Granger wskazała na sufit.
- Skąd masz pewność, że to tak działa? - zapytała dziewczyna, głośno przełknęła ślinę i zamilkła, ponieważ poczuła, że ma mocno ściśnięte gardło.
Ku jej zdumieniu, Jean zaczęła się śmiać. To zbiło z tropu Hermionę. Przecież nie powiedziała niczego śmiesznego.
- Och, moja maleńka – pani Granger starła dłonią łzę z policzka czarownicy. – Czasem jak się skupisz na jednej rzeczy, to nie pomyślisz o innych – zachichotała. – Opowiadałaś mi o dementorach, które wysysają duszę. O Harrym, który umarł i rozmawiał z Dumbledorem oraz widział okaleczoną postać Voldemorta. Wcześniej miał kontakt ze swoimi zmarłymi rodzicami i duchami różnych ludzi.
- Rzeczywiście! – twarz Hermiony wyrażała zarazem zaskoczenie, jak i wstyd. – Jak mogłam o tym zapomnieć? – jęknęła.
- Właśnie dlatego nie boję się śmierci. Tylko żal mi, że nie będę przy was – wyjaśniła Jean.
- Nie chcę, abyś odeszła – wyszeptała czarownica. – Boję się, jak na to zareaguje Suzanne.
- Wy mnie zastąpicie. Będziecie o mnie opowiadać, pokażecie zdjęcia i filmy, które tata kręcił kamerą…
Hermiona czuła, że to nie będzie łatwe zadanie. Nie potrafiła sobie wyobrazić, aby jej ojciec dał sobie z tym radę. Obydwojgu zajmie lata, zanim będą mogli z uśmiechem wspominać Jean. Do tego czasu Suzanne będzie pozbawiona matki i dorośnie, nie mając jej w pamięci.
- Zmieńmy temat – poprosiła czarownica, czując, że zaraz się rozklei.
- Oczywiście kochanie – przytaknęła pani Granger. – Co u Harry’ego i Ginny?
- Pogodziliśmy się. Będę druhną.
- To bardzo dobrze – pochwaliła córkę. – Z kim idziesz na wesele? – zapytała niewinnym tonem, ale kryło się pod nim coś jeszcze.
- Eee… nie wiem – zmieszała się Hermiona.
Nie miała kogo wziąć ze sobą. Jej wszyscy znajomi byli w stałych związkach. Severus miał rację, mówiąc, że niedługo zostanie jej do wyboru albo on, albo Gawain.
- Czy uważasz… w tej sytuacji… bo nie chcę, abyś pomyślała… czy myślisz, że… mogłabym z kimś…
Pani Granger przytuliła Hermionę i wyszeptała:
- Ależ oczywiście, że możesz. Od wielu miesięcy czekam na wiadomość, że w końcu się z kimś związałaś na poważnie. Nie możesz wiecznie rozpamiętywać przeszłości. Na pewno znajdziesz kogoś, kto cię pokocha, a ty jego.
Czarownica po raz pierwszy od dawna odetchnęła z ulgą. Wyrzuciła z siebie część wątpliwości i nie sprawiło to przykrości jej mamie, a tego obawiała się najbardziej. Ulżyło jej, gdy zrozumiała, że może czasem skupić się na sobie i na swoich potrzebach.
- Suzanne upiera się, że dzisiaj trzeba otworzyć prezenty. Jak sądzisz? Pozwolić jej? – Jean mrugnęła łobuzersko do córki.
- Niech jej będzie – odparła Hermiona z uśmiechem. – Na pewno ucieszy się z tego wielkiego zestawu klocków Duplo.
- Ojciec kupił jej zdalnie sterowany samochód…
- Żartujesz!
Obydwie kobiety zachichotały i wyszły z łazienki. Hermiona nie mogła doczekać się reakcji mamy na prezent od niej. Kupiła piękną, naturalną perukę i dzięki czarom, rozmnożyła ją wielokrotnie, a potem, przy pomocy Ginny, przefarbowała je na różne kolory i przycięła. Oprócz standardowych znalazły się tam neonowe szaleństwa, długie loki i krótkie na „chłopczycę”. Czarownica uśmiechnęła się do siebie. Przekonała się po raz kolejny, że nawet w najgłębszej otchłani smutku, można czasem znaleźć promyk słońca, dla którego warto żyć.

***

Severus musiał uzbroić się w cierpliwość. Do pełni zostały dwa dni i dopiero w bladym świetle pełnego księżyca będzie mógł dodać krwi nietoperza do wywaru. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jego planem, to eliksir Ekrizdisa będzie gotowy dzień przed jego czterdziestymi drugimi urodzinami. Potem sprawi, że matka Hermiony dotrwa do przeszczepu i wszystko potoczy się gładko. Współlokatorka wróciła od rodziców w tak dobrym humorze, że nawet nie wypominała mu jego pijackiego zachowania pod jemiołą. Oczywiście nie odzywała się do niego, ale to było do przewidzenia. Gdyby był na jej miejscu, też by tak postąpił. Zachował się karygodnie i nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Przeklinał siebie, tym bardziej że obiecywał sobie, że nie będzie się więcej upijał.
Pogrążony w zadumie mężczyzna, dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że z piętra dochodzi jakiś dziwne stukanie. Zaintrygowało go to, dlatego wyjrzał z kuchni. Po chwili ukazała się na poręczy schodów dłoń Hermiony. Severus patrzył na nią z niedowierzaniem, ponieważ paznokcie miała pomalowane lakierem w kolorze krwistej czerwieni. Kilka sekund później pojawiła się w salonie właścicielka ręki, ubrana w długą, czarną sukienkę z rozcięciem na biodrze. Stukanie pochodziło od wysokich szpilek, które czarownica miała na nogach.
- Jak wyglądam? – pomalowane na karminowo wargi uśmiechnęły się do Severusa.
- Jak ofiara nieudanej transmutacji w żyrafę – prychnął. – Zabijesz się w tych butach.
- Możliwe – przyznała Hermiona, przeglądając się w lustrze i poprawiając naszyjnik.
- Istnieje możliwość, że zamarzniesz. Masz świadomość, że jest koniec grudnia?
- Mam, ale nie mogę pójść na randkę w byle czym – odparła słodkim tonem. – Kojarzysz Garetha Bloomsbury? Krukon, starszy ode mnie o trzy lata…
Severus uniósł brwi. Czy ona naprawdę uważała, że pamięta każdego ucznia, którego uczył w Hogwarcie?
- Zapamiętałem tylko tych, którzy byli wybitni lub wybitnie irytujący. On nie należy ani do jednych, ani do drugich – odparł chłodno. 
Dziewczyna wzruszyła ramionami i podeszła do szafy, aby wyjąć z niego płaszcz, czapkę, szalik i rękawiczki. Snape obserwował, jak wszystko zakłada na siebie i wychodzi. To zrodziło w jego duszy złość. Aby dać upust swoim emocjom, kopnął stołek, który wywinął koziołka i znieruchomiał po chwili na podłodze w kuchni. Severus nie mógł skojarzyć, kim jest Gareth Bloomsbury, ale miał nadzieję, że szybko przytrafi mu się naprawdę nieszczęśliwy wypadek, który odizoluje go od Hermiony na zawsze.

2 komentarze:

  1. Kim jest Gareth Bloomsbury? Opiszesz ich randkę czy tylko wspomniałaś że na nią poszli? Jak ją opiszesz to pewnie Gareth będzie miał jakiś większy wpływ na dalszy ciąg akcji.
    Ciekawe jaki "nieszczęśliwy wypadek" przytrafi sie nieszczęsnemu krukonowi. Czyżby spotkał go ten sam "wypadek" co dwóch pijaków, którzy podglądali Seva przy grobie?
    Jak to mówi Polsat: dowiecie się tego w następnym odcinku. :D
    Pozdrawiam i niech wena będzie z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest postacią wymyśloną przeze mnie.
      Nie będę spojlerować :)
      Polsat dobrze mówi :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń