- Mamo, to była jedna z najgorszych randek w moim życiu. Przez
pierwsze pół godziny Gareth odezwał się do mnie dwa razy. Dwa razy! – Hermiona
podkreśliła z oburzeniem. – Najpierw powiedział „cześć”, a gdy usiedliśmy do
stolika, spytał, czy chcę drinka. Potem siedział niczym kołek i wpatrywał się
we mnie, jakby na głowie urosły mi czułki. Przez to jego milczenie zaczęłam
gadać o prawach skrzatów, ponieważ gdy się go o coś pytałam, to od razu
zaczynał pić piwo.
- Może był mocno onieśmielony? – zapytała pani Granger.
Siedziała na łóżku szpitalnym i z uwagą wysłuchiwała relacji córki.
Musiała wrócić do kliniki, ponieważ jej stan zdrowia nie był na tyle stabilny,
aby mogła pozostać w domu. Suzanne z tatą dziewczyn odwiedzili Jean wcześniej,
aby złożyć życzenia z powodu nadchodzącego Nowego Roku. Nie mogli dotrzymać jej
długo towarzystwa, ponieważ trzylatka zbyt szybko stawała się nieznośna dla
współtowarzyszek niedoli, które również walczyły z białaczką. Z tego powodu pan
Granger został namówiony przez żonę na udział w przyjęciu Sylwestrowym, które
było urządzane przez ich wspólną znajomą. Przeważył argument, że miało tam być
mnóstwo dzieci w wieku zbliżonym do ich najmłodszej pociechy. Hermiona przyszła
do mamy po pracy, aby pobyć z nią do wieczora. Wprawdzie nie mogła pozostać z
nią do północy, ponieważ regulamin kliniki zabraniał odwiedzin po godzinie
dwudziestej, ale uznała, że liczy się sama obecność.
- Nie, to nie to – westchnęła czarownica w odpowiedzi na pytanie
matki. – Na początku myślałam tak jak ty. Jest nieśmiały, daj mu szansę.
Dlatego cierpliwie czekałam i nie wyszłam z pubu, gdy Gareth wlewał w siebie
piwo. Dopiero po drugiej pincie był w stanie się odezwać. Skreśliłam go za to.
Nie potrzebuję mężczyzny, który musi się upić, aby ze mną porozmawiać.
- Nie postąpiłaś zbyt pochopnie? To dopiero wasze pierwsze spotkanie.
Może na drugim byłoby lepiej…
- Nie, nie postąpiłam pochopnie. Po trzeciej pincie zaczął się do mnie
kleić i wybełkotał, że umówił się ze mną tylko dlatego, że jestem znana –
Hermiona prychnęła z niesmakiem. – Gdy oznajmiłam, że nie życzę sobie takiego
zachowania i zaczęłam się zbierać, to zaczął mnie błagać, abym zabrała go ze
sobą na Sylwestra do Harry’ego i Ginny, ponieważ ich uwielbia oraz zbiera
wycinki z gazet o nich. Jęczał, że marzy o spotkaniu ludzi z Gwardii
Dumbledore’a. Nie docierało do niego, że nie wybieram się na tę imprezę.
Wybiegł za mną z pubu i złapał mnie za sukienkę, mówiąc, że przecież mogę go
tam wkręcić, a sama nie muszę iść. Musiałam zagrozić, że walnę go klątwą, aby w
końcu mnie puścił – czarownica z trudem hamowała złość.
Była urażona, że Gareth chciał ją wykorzystać jako klucz do spotkania
ze swoimi idolami. Nawet jeśli miał jakieś romantyczne plany wobec niej, to
jego zachowanie sprawiło, że nie miała ochoty widzieć go ponownie. Próba
wproszenia się na imprezę na Grimmauld Place pogrążyła go ostatecznie. Hermionę
dodatkowo zirytował fakt, że nie chciał przyjąć do wiadomości odmowy. Nie
musiał wiedzieć, że u Harry’ego pojawi się Ron i to było powodem jej decyzji.
Gdyby myślał o niej, a nie tylko o sobie, to uszanowałby jej decyzję.
- Przyznaję ci rację. To była naprawdę kiepska randka – oświadczyła
mama Hermiony, z trudem powstrzymując śmiech. – Masz kogoś jeszcze na oku? –
zapytała niewinnym tonem.
Siedząca na stołku Hermiona pochyliła się, aby oprzeć łokcie na
kolanach, a potem podbródek na dłoniach. Jej mina świadczyła, że jest zarazem
zirytowana i zniechęcona.
- Nie mam – mruknęła ponuro. – Na randkę z nim umówiła mnie Astoria.
Dzisiaj stwierdziła, że przez moje wyśrubowane wymagania zostanę starą panną.
- Nie wiedziała, że jej przyjaciel tak mocno interesuje się Gwardią
Dumbledore’a? – zainteresowała się pani Granger.
- Nie są przyjaciółmi – błyskawicznie sprostowała Hermiona i dała znać
mamie, aby pochyliła się w jej stronę. – Właściwie to dalszymi znajomymi –
zniżyła głos, aby właścicielki sąsiednich łóżek i ich rodziny nie usłyszały
zbyt wiele. – W Hogwarcie uratował ją przed Irytkiem, który chciał wylać jej na
głowę zlewki eliksirów połączone ze smoczym łajnem. Gareth zauważył to i
odrzucił ją zaklęciem o cztery stopy dalej. Astoria podziękowała mu i to był
koniec ich kontaktów, nie licząc powitań na szkolnym korytarzu. Dopiero
niedawno spotkali się w ministerstwie. On coś tam załatwiał, a ona szła na
lunch. Pogadali chwilę i Astoria, wiedząc, że szukam kogoś, zapytała go, czy
jest wolny. Odpowiedział, że tak, więc nas umówiła.
- Mówiłaś, że ma dwadzieścia pięć lat. Czym się zajmuje?
- Jest pół na pół. Po szkole postanowił, że będzie pomagał ojcu w
interesie. Prowadzą firmę budowlaną. Matka, mimo że jest… jedną z nas, to pracuje
u nich jako sekretarka.
Obydwie kobiety zamilkły, aby napić się przyniesionego przez Hermionę
piwa kremowego. Było już późno, dlatego pielęgniarka chodziła od drzwi do
drzwi, aby przypomnieć rodzinom pacjentów, że czas pomyśleć o udaniu się do
domu lub na zabawę Sylwestrową.
- Za nowy rok! – powiedziała pani Granger wzniosłym tonem. – Niech
dwutysięczny drugi będzie lepszy niż dwutysięczny pierwszy! – Stuknęła swoją
butelką w butelkę Hermiony.
- Pragnę, aby znalazł się dla ciebie dawca szpiku. Po przeszczepie masz wyzdrowieć i
wrócić do domu.
- Takie mam plany na przyszłość – zachichotała Jean. – Wiesz, czego
jeszcze bym sobie życzyła? – zapytała z zagadkowym błyskiem w oku.
- Czego?
- Wnuka.
Hermiona, która właśnie pociągnęła porządnego łyka z butelki,
zakrztusiła się i gwałtownie wypluła piwo na podłogę. Pozostałe osoby przebywające w pokoju, przerwały rozmowę i zwróciły oczy w jej kierunku.
- Mamo! – oznajmiła z wyrzutem. – Nie mówisz poważnie!
- Nie wiadomo, ile mi zostało. Kilka miesięcy… może rok albo dwa…
Chciałabym zobaczyć cię z mężem i dzieckiem – wyjaśniła mama czarownicy,
uśmiechając się smutno.
Hermiona wzięła papierowy ręcznik i zaczęła wycierać zabrudzoną
podłogę. Mieszkańcy i ich goście powrócili do rozmów we własnym gronie.
- Ja nawet nie mam faceta, a ty mi mówisz o dziecku… – jęknęła
przytłumionym głosem, gdy wychynęła zza szpitalnego łóżka.
- Jeśli znajdziesz jakiegoś, to nie czekaj zbyt długo, dobrze? – pani
Granger spojrzała na nią błagalnym wzrokiem.
- To jest naprawdę drażliwa kwestia – powiedziała cicho dziewczyna,
starając się nie patrzeć na matkę.
Od kłótni z Ronem i straty ich dziecka minęło czternaście miesięcy. Mogło
wydawać się, że to dużo czasu, ale Hermiona miała odmienne zdanie. Nie chciała
cierpieć po raz drugi. W jej planach pojawiało się porządne wybadanie
potencjalnego narzeczonego, potem ślub, a na samym końcu dzieci.
- Wybacz umierającej kobiecie… to tylko takie moje małe marzenie… zobaczyć
chociaż jedną córkę w białej sukni… ślubu Suzanne na pewno nie dożyję, nawet
jeśli wyzdrowieję… przecież nie jestem już młoda…
Hermiona spochmurniała słysząc te słowa. Z jednej strony chciała
przychylić matce nieba, a z drugiej odczuwała potrzebę pokierowania swoim
losem, tak jak sama tego chce.
- Zobaczę, co się da zrobić – rzekła, chociaż w myślach przeklinała
siebie, za to, że dała jej fałszywą nadzieję.
Po wyjściu z kliniki i odpaleniu samochodu Hermiona rozważała, czy
jest w stanie aż tak poświęcić się dla mamy. Kiedyś kobiety wychodziły za mąż z
rozsądku i jakoś dawały sobie radę. Istnieją
rozwody, gdyby wszystko się posypało. Podpisanie intercyzy przed zawarciem małżeństwa, wydawało się
czarownicy dobrym pomysłem. W ostateczności mogła poszukać mężczyzny, który
dysponowałby pożądanymi przez nią cechami i wykorzystać go jako dawcę nasienia.
Gawain obiecał, że nie będzie się jej narzucał, ale gdyby pierwsza do niego
zagadała…
- Nawet o tym nie myśl! – Hermiona skarciła się gwałtownie w myślach.
– To byłaby czysta podłość z twojej strony!
Poczucie winy paliło ją od środka. Nie dała rady znaleźć magicznego
sposobu, aby pomóc matce i to ją gnębiło. Marzenie, aby zobaczyć ślub córki i
wnuki, było bardzo samolubne, ale czy można było się dziwić? Białaczka była
okropną chorobą, która odciskała piętno na człowieku. W normalnych
okolicznościach matka na pewno nie naciskałaby na córkę w kluczowej kwestii
życiowej. Tego czarownica była pewna.
Pogrążona w rozterce Hermiona, przemierzała ulice Londynu, prowadząc
samochód niczym automat. Jechała, ale nie wiedziała gdzie. Nie widziała tłumu
pijanych ludzi, którzy świętując, chodzili od baru do baru. Nie zwracała uwagi
na witryny, które informowały o noworocznych wyprzedażach. Z opóźnieniem
dotarło do niej, że widzi plakat ze swoim imieniem.
- Sylwester z Hermioną White – przeczytała czarownica półgłosem –
Premiera najnowszej części… szampan dla pełnoletnich za darmo… spotkaj się z
autorem, Thierrym Bouchardem i zdobądź jego autograf…
Klakson samochodu stojącego za pojazdem Hermiony wyrwał ją z
zamyślenia. Nie wiedziała, jak długo stała na zielonym świetle, ale minęła wystarczająca ilość czasu, aby kierowca drugiego auta się zdenerwował. Otworzył okno i zaczął
wymyślać czarownicy. Ona zaś ruszyła, mając na twarzy rumieniec wstydu.
- Podczas prowadzenia pojazdu trzeba uważać, a nie siedzieć z głową w
chmurach – oznajmiła samej sobie, jakby była zarazem nauczycielką i krnąbrnym
uczniem.
Mimo nagany dalej nie była w stanie skupić się na jeździe. W jej
głowie trwała gonitwa myśli. Oprócz rozterek moralnych pojawiły się tam myśli o
Thierrym. Czemu nie dał jej znać, że będzie w Londynie? Przecież za każdym
razem prosił o spotkanie. Czyżby agenci MACUSY wyczyścili mu pamięć o niej? Coś
było nie tak!
- Muszę koniecznie to sprawdzić – oświadczyła Hermiona, gdy
zaparkowała przed domem.
Rozebrała się szybko z zimowych ubrań i popędziła w stronę swojego
pokoju, aby włączyć komputer. Okazało się to zbyteczne, ponieważ siedział przy
nim Severus.
- Nie powinnaś być na jakimś przyjęciu ze swoim kochasiem? – spytał
nieprzyjemnym tonem, jednocześnie przeszywając ją wzrokiem. – Czarownice takie
jak ty nie spędzają Sylwestra samotnie… - rzucił kąśliwą uwagę i wstał z
krzesła.
- Oczywiście, że nie. Właśnie chciałam do niego napisać i ustalić
szczegóły – oznajmiła Hermiona, prostując się z godnością.
Po randce z Garethem okłamała Severusa, że było cudownie i zamierza
jeszcze raz się z nim spotkać. Wiedziała, że współlokator chciał ją upokorzyć,
wmawiając, że nikogo sobie nie znajdzie, dlatego postanowiła nie powiedzieć
prawdy. Odczuła złośliwą satysfakcję, gdy przekonała się, że informacja o jej
życiu uczuciowym zdenerwowała go. Wprawdzie nie chciał niczego po sobie
pokazać, ale czarownica znała go na tyle dobrze, że rozpoznawała subtelne zmiany,
które świadczyły o jego nastroju.
Tym razem też tak było. Severus ścisnął nieznacznie wargi, zanim wyraz
jego twarzy stał się kamienny. Palce dłoni lekko poruszyły się, jak gdyby
chciał je zacisnąć w pięści, ale nie zrobił tego. Spojrzał na Hermionę
wzrokiem, który świadczył o tym, że jest mocno zirytowany i wymaszerował z jej
pokoju. Czarownica pokręciła z niedowierzaniem głową i pomyślała, że Severus jest
jednym z niewielu mężczyzn, którzy mają okres, a przynajmniej zachowuje się
jakby go miał.
Rozwiązanie zagadki dotyczącej Thierry’ego było prostsze, niż się
wydawało. Hermiona nie odnalazła ani jednej wiadomości od niego w głównej
skrzynce, ponieważ zostały automatycznie przeniesione do SPAM-u. Program od
e-maili uznał, że wszystko, co pojawia się w odstępach kilkuminutowych i
zawiera tylko temat, wylatuje do przegródki z reklamami pożyczek i środków na
potencję tudzież powiększających biust. Czarownica naliczyła ponad pięćdziesiąt
wiadomości od Thierry’ego, które początkowo były normalne, ale im bliżej
Sylwestra, tym bardziej odbijał się w nich niepokój. Pod koniec zawierały tylko
wielkie litery i płotki z wykrzykników oraz znaków zapytania.
- O której wychodzisz? – głos Severusa dobiegł do uszu czarownicy
poprzez uchylone drzwi.
- Co cię to obchodzi? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Nie doczekała się odpowiedzi. Usłyszała tylko głośny trzask zamykanych
gwałtownie drzwi. To nie oznaczało końca potyczki. Miała świadomość, że Severus
i tak będzie obserwował jej poczynania, aby zdobyć dowód, że go oszukuje.
Zabrnęła jednak zbyt daleko, aby się przyznać do kłamstw. Nie miała ochoty na
jego złośliwe docinki z tego powodu. Thierry mógł jej pomóc w
uprawdopodobnieniu historii o tym, że spotkała się z Garethem, ale pokłócili
się i dlatego poszła odwiedzić starego znajomego. Nic jej nie łączyło z
pisarzem poza książkami o jej seksownej imienniczce. Kanadyjczyk był zbyt
zwariowanym artystą, aby Hermiona mogła widzieć w nim mężczyznę odpowiedniego
dla siebie. Nie potrzebowała lekkoducha, który błądził w wymyślonych światach.
Poza tym jego wygląd nie przypadł jej do gustu. Facet, który układał włosy dłużej niż ona, był na przegranej pozycji.
***
Podniecony tłum kręcił się pomiędzy regałami z książkami. Do północy
zostało pół godziny. Nabuzowane hormonami grupki młodzieży, wyrażały głośno
nadzieję, że nowa odsłona cyklu o Hermionie White spełni ich oczekiwania.
Pryszczaci młodzieńcy zachwycali się fizycznymi aspektami kobiecości bohaterki.
Nastoletnie dziewczyny spierały się, którego z przystojniaków powinna wybrać czarownica.
Hermionie ścierpła skóra, gdy usłyszała, że większość z nich szaleje za Lordem
Reganem, który był pokręconą wersją Rona. Aby się od tego odciąć, postanowiła
przejrzeć stojący nieopodal atlas z najpiękniejszymi miejscami, które
koniecznie należało odwiedzić.
- Ale ona jest do niej podobna! – piskliwy głos wyrwał czarownicę z
rozważań, czy wolałaby pojechać do Chin, czy do Korei Południowej. – Tylko
fryzura jest inna niż na okładce…
Nastolatka z włosami przefarbowanymi na jasnoróżowy kolor porównywała
twarz Hermiony z obrazem, który widniał na drugim tomie powieści autorstwa
Thierry’ego. Zebrane wokół niej przyjaciółki robiły to samo.
- Identyczna! – wykrzyknęła czarnoskóra dziewczyna i wyciągnęła z
torby aparat. – Zrobię ci zdjęcie!
- Nie zgadzam się! – oznajmiła Hermiona, ale było już za późno.
Nastolatka wcisnęła guzik i błysnął flesz. Grupka dziewczyn
zachichotała jak szalona, nie zwracając zupełnie uwagi na oburzenie czarownicy.
- Ej! Słuchajcie! Tu jest Hermiona i daje sobie robić zdjęcia! – rozległ
się głośny okrzyk.
W księgarni się zakotłowało. Ludzie rzucili się, aby obejrzeć nową
atrakcję. Hermiona została przyparta do regału i z trudem utrzymywała
równowagę. Tłum robił jej zdjęcia i podsuwał pod nos kartki z prośbami o
autograf. Obsługa księgarni próbowała uratować młodą kobietę.
- Ludzie! Uspokójcie się! – krzyczała pulchna kobieta z plakietką
„manager” na piersi.
Dopiero wezwana ochrona wyrwała Hermionę ze szponów tłumu. Jeden z
mężczyzn zaprowadził czarownicę do biura pani manager, a drugi w tym czasie
wyrzucał z lokalu, co bardziej awanturujące się osoby.
- Ja bardzo panią przepraszam – kajała się kobieta. – Ciężko zapanować
nad młodzieżą. Nic pani nie jest? Poturbowali panią? Może herbaty albo kawy? –
dopytywała natarczywie.
Hermiona potrząsnęła głową. Bolały ją plecy. Tłum mocno docisnął ją do
półki z książkami. Poza tym, jedyne co czuła, to zdenerwowanie i chęć
natychmiastowego opuszczenia tego miejsca.
- Mogę dać pani zniżkę na nasze książki. Powiedzmy… dwadzieścia
procent. Może być? – managerka mówiła coraz szybciej, a na jej czole widać było
krople potu. – Może być nawet trzydzieści! Tylko niech pani nas nie pozywa,
dobrze?
- Jedyne czego chcę, to wyjść stąd! – oznajmiła czarownica niezbyt
miłym tonem.
- Nie, nie, nie! – kobieta wpadła w panikę. – Specjalnie dla pani
kazałam zawołać pana Boucharda. Już idzie! – oznajmiła i zaśmiała się nerwowo.
Nie przekonało to Hermiony. Nie miała ochoty się z nim widzieć. To
przez niego spotkało ją to wszystko. Po pierwszym tomie jego książek prawie
nikt nie zwracał na nią uwagi. Hermiona z okładki była tak karykaturalnie
narysowana, że nikt nie zaczepiał prawdziwej wersji. Dopiero druga część
sprawiła, że czasem ktoś zagadywał czarownicę. Ta od razu odpowiadała, że to
pomyłka i oddalała się od zawiedzionej jej odmową osoby. Gdy ścięła włosy, te
przypadki zmalały prawie do zera. Przychodząc do księgarni, Hermiona była
pewna, że będzie podobnie. Nie doceniła jednak nastolatków, którzy mieli gdzieś
obowiązujące normy dobrego zachowania.
- Przyszłaś! – uradowany ton sprawił, że czarownica spojrzała w stronę
drzwi i zamarła z wrażenia.
Thierry zawsze był… Thierrym. Trochę zwariowanym i bezpośrednim
chłopakiem z tendencją do urozmaicania swojego wyglądu dziwnymi rzeczami.
Podczas ich ostatniego spotkania wyraźnie wzorował się na Neo z Matrixa, ale
aby nie było nudno, dodał zielone pasemka do swoich przefarbowanych na czarno
włosów. Kolczyki, które zdobiły jego twarz i uszy, odrzucały Hermionę, dlatego
poprzednim razem szybko się z nim pożegnała.
Tak było prawie półtora roku wcześniej i obecny wygląd Thierry’ego
wyraźnie świadczył o tym, że wiele od tego czasu się zmieniło. W drzwiach stał
przystojny mężczyzna, którego roziskrzone, jasnozielone oczy i szczery uśmiech,
sprawiały, że serce Hermiony zaczęło bić jak oszalałe. Czarne, krótkie włosy
nie miały już kolorowych pasemek. Były gładko uczesane, tak, że nawet jeden
włosek nie odstawał na bok. Thierry pozbył się kolczyków, zostawiając tylko
jeden w brwi, który był najmniej z nich widoczny. Zamiast szalonego skórzanego
stroju, założył na siebie elegancki komplet, który wyglądał jak żywcem
wyciągnięty z filmów kostiumowych, których akcja dzieje się w epoce
wiktoriańskiej. Czarne, eleganckie buty wypucowane na wysoki połysk, dopełniały
obrazu idealnego mężczyzny, który miała w głowie Hermiona.
Dopiero gdy otrząsnęła się z szoku, przypomniała sobie, że do życia
potrzebny jest tlen. Nabrała powietrze do płuc i kiwnęła głową, zbyt otępiała,
aby wydobyć z siebie głos. Thierry nie przejął się tym. Podszedł do niej
dziarskim krokiem i bez wahania przytulił ją.
- Stęskniłem się za tobą – wyszeptał. – Fajna fryzurka, wyglądasz
ślicznie – dodał, mierzwiąc pieszczotliwie jej krótkie włosy.
Gdyby ktoś spytał się Hermiony, ile czasu spędziła w objęciu
Thierry’ego, to nie udzieliłaby prawidłowej odpowiedzi. Wydawało się jej, że to
było bardzo długo. Odurzona dotykiem jego ciała i aksamitnej marynarki, chciała
tak trwać i trwać. W jednej chwili zapomniała o całym świecie, o wszystkich
kłopotach oraz zmartwieniach, które od tak dawna zaprzątały jej myśli. Liczyło
się tylko to, że jest bezpieczna w ramionach Thierry’ego.
- Zaraz północ – odezwała się managerka, którą Hermiona momentalnie
znienawidziła za przerwanie cudownej chwili. – Musi pan wyjść na scenę.
- Och, tak, tak – przytaknął Thierry, jakby obudził się z długiego
snu. – Idziemy! – oznajmił i złapał czarownicę za rękę.
Podążyła za nim niczym pies na smyczy. Zarumieniona, obezwładniona
gwałtownym uczuciem, którego istnienia się nie spodziewała. Poszłaby za nim
nawet do piekła, gdyby poprosił. Dlatego dała się wprowadzić na prowizoryczną
scenę, która stała w głębi księgarni. Nie zwracała uwagi, że tłum, który
kilkanaście minut wcześniej prawie ja zgniótł, krzyczy i piszczy z podniecenia.
Nie interesowało jej, że wyciągnęli aparaty i robią zdjęcia w czasie gdy
Thierry podawał jej kieliszek z szampanem i uśmiechał się do niej. Poczuła się
niczym kopciuszek na balu. Wszystko zdawało się cudownym snem. Odliczanie do
północy, toast i Thierry nazywający ją „najukochańszą przyjaciółką”. Hermionie
wydawało się, że wszystko trwało chwilę, mimo że tak naprawdę impreza skończyła
się o trzeciej nad ranem. Thierry śmiał się i żartował z fanami, podpisywał
książki i pozował do zdjęć, często razem z nią. Łapał ją wtedy w pół i
przyciągał do siebie, a czarownica czuła, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie.
W międzyczasie obserwowała jego zgrabne ruchy oraz długie palce, które kreśliły
wiecznym piórem piękne zawijasy na kredowobiałym papierze. Thierry’ego wprost
rozpierała energia i radość życia, czyli coś, czego Hermiona od dawna nie
doświadczyła. Choćby nawet chciała, to nie była w stanie mu się oprzeć.
- Jeśli chcesz, to zamówię coś do jedzenia – powiedział Thierry, gdy
weszli do pokoju hotelowego, który zajmował na czas pobytu w Londynie.
- Nie, nie trzeba – uśmiechnęła się Hermiona.
Pisarz zaimponował jej jeszcze raz, gdy pomógł jej zdjąć płaszcz. Miał
naprawdę wspaniałe maniery, o których znajomość nie podejrzewała go wcześniej.
- Jak chcesz. Gdybyśmy zgłodnieli mam w szafce jakieś przekąski.
Nawet gdyby to był najwyższej klasy kawior lub japońska wołowina, to
Hermiona nie skusiłaby się. Zupełnie przestała odczuwać głód. Jedyne czego jej
teraz brakowało to dotyku Thierry’ego. Pragnęła znowu znaleźć się w jego
ramionach i trwać tak do końca świata.
- Powiesz mi wreszcie skąd ta zmiana w twoim wizerunku? – zapytała,
siadając na łóżku.
W taksówce Thierry droczył się z nią, nie chcąc odpowiedzieć na jej
pytanie. Było to bardzo urocze, ale rozmowa sprawiała, że czarownica łatwiej
kontrolowała swoje pragnienia.
- Powiem – Thierry zdjął z ramion marynarkę z czarnego aksamitu,
powiesił ją w szafie i położył się obok siedzącej Hermiony. – Ne mogę cię
dłużej torturować. Moje serce nie zniesie dłużej tej smutnej miny – delikatnie
dotknął palcem czubka jej nosa i posłał w jej stronę wspaniały uśmiech. –
Chociaż najpierw musisz obiecać, że nie obrazisz się na mnie za to, co powiem…
- wyznał, wpatrując się w nią z lękiem.
- Nie jestem w stanie się na ciebie gniewać – wyjaśniła szybko
Hermiona i przybliżyła się do obiektu swoich westchnień.
Thierry posłał jej przepraszający uśmiech i uniósł się na łokciu.
- Okłamałem cię podczas naszego ostatniego spotkania – wyszeptał.
- W jaki sposób?
- Mówiłem, że nie biorę narkotyków. Kłamałem – wyznał, patrząc jej
prosto w oczy.
- Och! – jęknęła czarownica.
Nie wiedziała co robić. Przecież nie mogła związać się z narkomanem!
Wpatrywała się w Kanadyjczyka i szukała odpowiednich słów. Nic nie przychodziło
jej do głowy.
- Widzę, że się martwisz – Thierry uśmiechnął się na widok jej miny –
ale niepotrzebnie, ponieważ od kilku miesięcy jestem czysty – ujął jej dłoń i
przyłożył sobie do policzka. Zamknął oczy, rozkoszując się dotykiem jej skóry.
Przez to Hermiona poczuła, że ostatkiem sił powstrzymuje się przed położeniem
obok niego. – Pewnego dnia zrozumiałem, że za bardzo odpływam… - pisarz odezwał
się po chwili, nadal nie otwierając oczu. – Zacząłem mieć luki w pamięci. W
maju napisałem kilkadziesiąt stron opowieści o agentce CIA. Niby nic dziwnego,
ale nie byłem w stanie sobie przypomnieć, co mnie zainspirowało. Nie mogłem
znaleźć w pamięci momentu, kiedy to pisałem. Moja matka twierdzi, że siedziałem
w swoim pokoju i stukałem w klawiaturę… Nic, po prostu pustka. Przerażająca,
czarna dziura, która zaczęła mnie pochłaniać.
Mimo stanu otępienia spowodowanego obecnością Thierry’ego Hermiona
domyśliła się od razu skąd ten zanik pamięci. Odpowiedź była prosta: agenci
MACUSY. Usunęli mu wszystko, co było związane ze sprawą Rona w USA.
- Od razu poszedłem na odwyk i dlatego jestem czysty. Byłem tak
przerażony, że nigdy więcej nie sięgnąłem po to świństwo – Thierry otworzył
oczy i spojrzał na czarownicę z uczuciem. – Zmieniłem się nie do poznania.
Każdy mi to mówi. Znajomi, rodzina… Także ta nowa książka jest zupełnie inna
niż poprzednie. Postać Hermiony jest teraz inteligentna. Dałem jej powody, aby
wydoroślała i zajęła się czymś pożytecznym. Wsadziłem wszystkich złych facetów
za kratki. Pewnie fani mnie znienawidzą – uśmiechnął się błogo.
- Hmm, dziękuję. Uważam, że jesteś… cudowny – mruknęła czarownica,
czerwieniąc się.
- A ja mam pewność, że jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie i
drugiej takiej, nigdy nie spotkam – oświadczył Thierry i pocałował ją.
Rok dwa tysiące drugi zaczął się dla Hermiony tak, jak nie była sobie
w stanie wyobrazić w najbardziej śmiałych marzeniach. Może jej mama miała moc
przewidywania przyszłości? Albo ktoś z niebios postanowił ziścić jej sny?
Hermiona nie wiedziała, ale nie miała zamiaru się nad tym zastanawiać. Całowała
się właśnie z cudownym mężczyzną, którego zmianę sposobu bycia, zawdzięczała
Ronowi. Gdyby nie on, to Thierry nigdy nie poszedłby na odwyk i nie zmienił się
w chodzący ideał, o którym śniła czarownica.
- Może ten ślub i dzieci są bliżej, niż myślałam – wpadło do głowy
Hermionie, gdy Thierry obsypywał pocałunkami jej szyję i dekolt.
Czuła się bardziej szczęśliwa i kochana niż po rocznym związku z
Ronem. Zauroczenie Severusem
było pomyłką. Gawain także nie mógł się mierzyć z młodym pisarzem. Był starszy,
mniej podniecający. Obydwaj byli wygadani, ale Hermiona wiedziała, który jest
bliższy jej sercu. Myślała, że wszelkie większe uczucia do mężczyzn odeszły
wraz z Ronem. Teraz przekonała się, jak bardzo się myliła. Jej serce
potrzebowało miłości i szukało jej, chociaż ona się broniła. Dlatego zakochała
się w Thierrym szybko, gwałtownie i zupełnie niespodziewanie.
- Cholera – jęknął pisarz, gdy usłyszał melodyjkę, która wydobywała
się z kieszeni jego marynarki. – Nie teraz!
Niechętnie wypuścił Hermionę z objęć. Wstając z łóżka, przepraszał ją
co chwilę.
- To może być wydawca albo ktoś odpowiedzialny za moją trasę
promocyjną – wyjaśnił z cierpiętniczą miną.
Zanim udało mu się wyjąć komórkę z kieszeni, ta przestała wydawać z
siebie dźwięki. Thierry w końcu ją wydobył i spojrzał na wyświetlacz. Zrobił
wielkie oczy i zbladł.
- Muszę zadzwonić… to bardzo… pilne – wyjaśnił z przepraszającym
uśmiechem i poszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Hermiona uniosła się na łokciu i poprawiła ramiączko od bluzki. Co
takiego się stało, że jej nowy chłopak tak się przestraszył? Ktoś mu umarł?
Ciągną się za nim kłopoty związane z narkotykami? Nawet nie musiała bardzo się
wysilać, aby usłyszeć rozmowę. Drzwi od łazienki miały otwory wentylacyjne.
- On mówi po francusku – zdumiała się czarownica.
Dopiero po chwili przyszła do niej myśl, że jest głupia. To oczywiste,
że Thierry mógł znać ten język. Przecież część Kanady jest francuskojęzyczna.
Nigdy z nim nie rozmawiała na ten temat, dlatego nie wiedział, że ona rozumie
każde jego słowo. Może wtedy nie przeprowadzałby tak głośnej rozmowy ze swoją
dziewczyną, która najwyraźniej przebywała w Edynburgu.
- Wszyscy mężczyźni są tacy sami! – jęknęła Hermiona, gdy poczuła ból,
jakby ktoś wbił nóż prosto w jej serce.
Fala łez, która napłynęła do jej oczu, ograniczała widzenie i
utrudniała poruszanie się. Mimo to Hermiona wstała z łóżka, złapała swoje
rzeczy i wybiegła z pokoju hotelowego. Bezceremonialnie wpadła do windy i
zjechała na parter. Nie wiedziała, czy Thierry zorientował się, że uciekła.
Było jej obojętne, co sobie pomyślał, czy zrobił. Chciał ją wykorzystać tak
samo, jak Gareth! Znowu życie zakpiło z niej w najbardziej z okrutnych
sposobów.
Nie założyła na siebie kurtki, czapki ani szalika. Hermiona biegła z
odkrytymi ramionami, z rozmazanym makijażem i czerwonym nosem. Na ulicy było
pusto, ponieważ większość ludzi odsypiała zabawę Sylwestrową. Dlatego
czarownica olała środki ostrożności. Po prostu wbiegła w pierwszy lepszy zaułek
i łkając gwałtownie, teleportowała się do domu.