środa, 25 maja 2016

Przerwa!


Ogłaszam, że robię sobie małą przerwę od bloga. Przyczyną jest dobra pogoda, czyli innymi słowy, jadę za chwilę na działkę, gdzie czeka na mnie barak, woda i prąd. Pralki, kuchenki, komputera i internetu tam brak. Wyszło to dość nieoczekiwanie, więc nie napisałam wcześniej rozdziałów :(. Planuję wrócić za jakiś tydzień czy dwa (zależne od pogody i mojego zmęczenia wakacjami).

Postaram się wrzucić kolejny rozdział "Powojennego życia Hermiony G." 6 czerwca (poniedziałek), w czwartek 9 czerwca "Polską Szkołę Magii i Czarodziejstwa", a po tym wrócić do standardowego trybu dodawania.

Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie zapomnicie o mnie!
Szczęśliwa Trzynastka

P.s. - czasem będę się logować przez telefon, aby odpisać na wiadomości i komentarze, więc jakby ktoś szukał kontaktu ze mną to proszę -> talienka2013@gmail.com

poniedziałek, 23 maja 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 26 – Historia Sary


- Na Merlina, Godryka, Salazara, wszystkich świętych i cały grecki panteon! Udało mi się! – Severus piał w duszy z radości.
Całował się namiętnie z Sarą, która szybko otrząsnęła się z pierwszego szoku i przyłączyła do pieszczot. Przycisnął ją mocniej do siebie i przejechał ręką po jej udzie. W końcu stało się to, o czym marzył od kilku miesięcy! Udało mu się zdobyć dostęp do tego, co jest pod jej sukienką.  Severus z zadowoleniem stwierdził, że Robin gadał głupoty, ponieważ Sara jednak nosi bieliznę. Całowali się jak szaleni, a on upajał się nią jak zapachem amortencji. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Nie powinniśmy tego robić – oznajmiła Sara drżącym z podniecenia głosem.

Severus od razu stwierdził, że nie będzie podejmował tematu. Jeszcze Sara się rozmyśli i nic z tego nie będzie. Złapał ją mocniej i przechylił w stronę podłogi. Nie ma to jak uprawiać seks pomiędzy dwoma fotelami i biurkiem – pomyślał kładąc ją na dywan. Sara nie poddała się tak łatwo, próbowała się uwolnić z uścisku.
- Naprawdę… - nie udało się jej dokończyć zdania, gdyż Severus wsadził jej język w usta, a rękę miedzy nogi.

Sara broniła się przez moment, ale szybko skapitulowała. Drżała z rozkoszy i nie była w stanie mu przerwać. Severus stwierdził z zadowoleniem, że dobrze to rozegrał. Uważał, że skoro postąpił jak rycerz i obronił w pewnym sensie cześć damy to powinien dostać jakąś nagrodę. Była ona już bardzo blisko, sądząc po tym jak szybko Sara zrobiła się mokra. Oderwał się od jej ust i popatrzył się na nią. Była niesamowicie piękna, oczy jej błyszczały, a na policzki wyszły rumieńce.
- Nie robiłam tego od dziesięciu lat… - szepnęła.
- Ja od osiemnastu – wydyszał i szybkim ruchem zdjął jej majtki.

Nareszcie jest moja! – pomyślał zachwycony, gdy Sara rozpinała jego spodnie. Więzienne szaty były paskudne, ale miały też plusy: łatwo i szybko można było je zdjąć. W ciągu chwili znalazł się w Sarze i dziękował opatrzności, że rano, jak zwykle przed spotkaniem z nią, wypolerował porządnie różdżkę. Wiedział, że dzięki temu stosunek przedłuży się o jakieś dwie minuty. Obydwoje starali się nie jęczeć. Mieli świadomość, że gdyby wzbudzili podejrzenia w stojącym za drzwiami aurorze, ten zaraz by wparował do gabinetu. Zdecydowanie woleli, aby ich mały sekret nie został odkryty. Po pięciu minutach Severus skończył. Jęknął cicho i przytulił się do Sary. Obydwoje dyszeli jak po długim biegu.
- Było wspaniale. Dasz radę jeszcze raz? – usłyszał jej szept i poczuł, że gładzi go po włosach.
- Dam… daj mi tylko minutkę – wychrypiał i uśmiechnął się do niej.

***

Hermiona czytała książkę Rity Skeeter „Snape: Łajdak czy Święty?”. Z każdą stroną miała, co raz większe wątpliwości czy dziennikarka nie widziała wspomnień. Zawarła w swoim dziele informacje, o których nie wiedział prawie nikt. Hermiona nie wątpiła, że Harry, Kingsley i McGonagall nic jej nie powiedzieli. Gawain Robards twierdził, że zawartość fiolki nie została obejrzana. Sama Hermiona mogła potwierdzić, że puszka nie została naruszona. Jednocześnie nie mogła zaprzeczyć, że dzieciństwo Severusa zostało dokładnie opisane. Rita wspominała, że miała swojego informatora, tylko kto mógł nim być?

Hermiona stwierdziła, że nie będzie się teraz zajmować się tą sprawą i przekartkowała książkę, aby dowiedzieć się, co dziennikarka napisała o niej. Okazało się, że niewiele: rozdział zawierał głównie streszczenie tego, co się działo na rozprawach w Wizengamocie i mnóstwo dziwnych domysłów, o czym rozmawiali, gdy bywała w celi Severusa. Hermiona westchnęła, Rita nie byłaby Ritą, gdyby nie wspomniała o ich kłótni przed ostatnią rozprawą. Nie wiedziała, o co poszło, dlatego insynuowała, że to mogła być sprzeczka kochanków.
- Tak, jasne, lubię ruchać starszych facetów – mruknęła Hermiona pod nosem.
- Słucham?

Czarownica upuściła książkę z wrażenia, poznając głos Gawaina. Odwróciła się do niego z twarzą czerwoną jak burak. Czy on to usłyszał!? - pytanie tłukło się w głowie Hermiony. Gawain popatrzył się na nią z rozbawieniem i podniósł książkę. Zerknął na okładkę.
- Czytasz takie głupoty? – spytał się.
- Wychodzę z założenia, że lepiej wiedzieć, co Rita napisała – wyjaśniła błyskawicznie Hermiona. – Nie raz mnie obsmarowała!
- Wiem… ona jest okropna – Gawain skrzywił się i rzucił książkę na najbliższy regał jakby była łajnobombą.
- Czemu… zawdzięczam tę… eee… wizytę? – wydukała Hermiona i zerknęła na drzwi.

Była zła na samą siebie: czemu ich nie zamknęła!? Przebywała sama w archiwum, Pansy wysłała rano sowę, że jest chora, a Amos wyruszył zająć się wyjątkowo upierdliwymi elfami, które nie dopuszczały do budowy drogi w Irlandii. Korzystając z nieobecności współpracowników Hermiona wyciągnęła książkę Rity i czytała ją, wiedząc, że i tak nikt się nie zorientuje, że nie zrobiła zbyt wiele w archiwum.
- Miałem się skonsultować z Amosem, ale nie było go w biurze, więc zajrzałem tutaj – wyjaśnił Gawain, ale Hermiona wiedziała, że kłamie.
- Poleciał do Irlandii, dzisiaj pewnie już nie wróci.
- Trudno – Robards wzruszył ramionami i skierował się w stronę wyjścia.

Hermiona westchnęła i się rozluźniła. Gdy to zrobiła, szef biura aurorów odwrócił się.
- Jeszcze jedno: możesz przyjść do mnie na chwilę po skończonej pracy? – spytał się. – Zapomniałem o tym przeklętym formularzu, musisz go wypełnić.
- D… dobrze – wyjąkała Hermiona patrząc się jak Gawain znika za drzwiami.
Serce biło jej jak oszalałe. Znowu przyszedł specjalnie do mnie, chociaż mógł wysłać papierowy samolocik! – pomyślała i zabrała się za czytanie książki.


Przywitała się z Harrym, który siedział w swoim boksie i pisał raporty.
- O cześć – odparł zaskoczony. – Znowu idziesz do szefa?
- Taaaak… Mam wypełnić formularz z wizyty w Azkabanie - odparła starając się, aby brzmiało to jak najbardziej nudna rzecz na świecie. – Kiedyś się śpieszyłam i zapomniałam.
- Dziwne – mruknął Harry. – Gawain jest strasznie czepialski.
Przez plecy Hermiony przeszedł zimny dreszcz. Jeszcze się okaże, że przyjaciel domyśli się czegoś i opowie o wszystkim Ronowi! Nie mogła na to pozwolić! Wyciągnęła szybko książkę Rity.
- Chcesz przeczytać? – spytała się z uśmiechem.
- Czy ta książka nie miała premiery dzisiaj rano?
- No tak… już ją przeczytałam.
Twarz Harry’ego rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Cała ty! Czytanie z prędkością światła!
- Oj nie przesadzaj! – Hermiona wyszczerzyła zęby do przyjaciela.

Harry schował książkę do torby i zapowiedział, że przeczyta ją najszybciej jak się da. Hermiona pożegnała się z nim i poszła do gabinetu Gawaina. Przed nim, na jego biurku czekał pergamin i pióro. Czarownica nie czekała ani chwili, podeszła bez wahania do formularza i zaczęła go wypełniać.
- To wszystko? – spytała się i wstała.
- Nie.
- O czymś zapomniałam? – zaniepokoiła się.
- Tak – odparł z uśmiechem i wyciągnął z biurka zapakowaną paczkę.
Hermiona patrzyła się na pakunek ze zdumieniem. Co w nim było? Czemu ona go dostaje? Podniosła wzrok na Gawaina oczekując jakiejś wskazówki.
- Z tego, co wiem w niedzielę masz dwudzieste urodziny – oznajmił.
- Żartuje pan!
- Nie, kalendarz i twoja data urodzenia się nie myli.
- Ja nie o tym mówię!
- Rozpakuj – rozkazał.

Nie wiedziała, czemu się go posłuchała. Drżącymi rękami rozwiązała sznurek i rozłożyła papier. W środku znajdowała się książka. Hermiona wiedziała, że jest bardzo cenna. Może nie tak bardzo jak średniowieczny manuskrypt z numerologii, ale na jej widok dziewczynie zaświeciły się oczy.
- Jest w mojej rodzinie od pokoleń. Nie mam, komu jej przekazać, a tobie się bardziej przyda – wyjaśnił Gawain.
- Ja nie mogę… słyszałam o pańskiej rodzinie… to zbyt cenny dar… - wymamrotała z oczami pełnymi łez.
Szef aurorów wstał, podszedł do niej i położył jej ręce na ramionach.
- Tylko ty na nią zasługujesz – powiedział z uśmiechem. – To jeden z pierwszych przekładów dzieła Sendivogiusa Polonusa z łaciny na język angielski. Harry wspominał, że w Hogwarcie uczyłaś się alchemii.

Hermiona nie wiedziała, co począć: czy przyjąć tak cenny prezent? Nie powinna, to zbyt wiele dla kogoś takiego jak ona.
- Bierz i nie mów nikomu, że masz to ode mnie. Powiedz, że dostałaś to od Kingsleya, jeśli ci to pomoże. On wie o tej książce - Gawain uśmiechnął się do niej i starł łzę, która pociekła jej po policzku.
Stała przy nim i kolejny raz świat przestał istnieć. To było zbyt wiele na raz, dostała od niego prezent i dotknął ją. Nie wiedziała czy skakać ze szczęścia, czy zabrać rzeczy i zwiać gdzie pieprz rośnie. Bała się, że zrobi coś, czego będzie żałowała. Mimo to nie była w stanie się poruszyć lub wypowiedzieć, chociaż jednego słowa. Z tego stanu wyrwało Hermionę pukanie do drzwi. Gawain Robards drgnął i odskoczył od niej, krzyknął „proszę poczekać”. Błyskawicznie złapał książkę, opakował ją byle jak w papier i wcisnął ją w ręce zaskoczonej czarownicy.
- Bierz i uciekaj – syknął przyciszonym głosem.
- Dziękuję – wymamrotała.
Po czym prawie wybiegła z jego gabinetu odprowadzona zdziwionym spojrzeniem Harry’ego i Oscara Williamsona.

***

Severus był pewny, że po wyjściu z gabinetu Sary unosił się nad ziemią bez pomocy magii. Nie pamiętał, kiedy miał tak dobry humor. To musiało być jeszcze w czasach szkolnych, albo podczas wakacji, które spędził razem z Lily. Za bójkę dostał miesięczny zakaz wychodzenia z celi i odebrali mu wszystkie przywileje, łącznie z poranną kawą. Została mu nuda albo przeczytanie kolejny raz wszystkich książek od Hermiony. Uważał, że to wszystko było warte tego, co zrobił z Sarą. W ciągu godziny udało mu się skończyć dwa razy i doprowadzić ją do orgazmu.

Następnego dnia nadal rozmyślał o przyjemnych chwilach, które spędził w towarzystwie Sary Jones. Był trochę zaniepokojony tym, jak bardzo chciał z nią być. Ciągle kochał Lily, a teraz w jego życiu pojawiła się inna kobieta. Czy jest w stanie pokochać Sarę? A może nasyci się nią i porzuci, gdy mu się znudzi? Nie wyobrażał sobie ani pierwszej, ani drugiej opcji. Pomyślał, że mógłby związać się z nią po tym jak skończy odsiadkę. Nie chciał się z nią ożenić, ale chętnie zamieszkałby z nią. Mogliby wyjechać gdzieś daleko… Marzyły mu się kraje, w których nikt go nie znał, może Chiny albo jakaś odległa wyspa na oceanie. On pisałby książki o eliksirach, a ona pomagałaby lokalnej ludności.

Przyjemne rozmyślania przerwało stukanie różdżki aurora do drzwi. Severus wstał z materaca i z ciekawością patrzył się na wejście do celi. Niedawno było śniadanie, a do obiadu jeszcze daleko. W takim razie ktoś go chce odwiedzić. Tylko, kto to mógł być? Miał nadzieję, że to nie Granger po odbiór książek, ponieważ z powodu nudy mógłby spróbować sobie podciąć żyły za pomocą nitki wyciągniętej z pościeli.
Ku swojemu zaskoczeniu zobaczył Sarę. Popatrzyła się na niego i weszła do celi.
- Mogę z tobą porozmawiać? – spytała się cicho.
- Jasne! – jego okrzyk odbił się echem po pomieszczeniu.

Rozejrzała się niepewnie po celi. Severus żałował, że nie ma przy sobie Walentynkowego Zestawu Deluxe „Pokój miłości”. Mimo, że był on kiczowaty jak mało co, to na pewno sprawiłoby lepsze wrażenie na Sarze niż zimne, ponure mury.
- Mogę usiąść? – spojrzała się w stronę materaca.
- Tak, tak! Jasne! – odparł i rzucił się, aby ułożyć na nim pościel.
- Dziękuję – powiedziała, gdy usiadła na brzegu. – Przyłączysz się do mnie? – wskazała miejsce obok siebie.
Severusowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Usadowił się obok niej i objął ją. Popatrzyła się na niego i westchnęła.
- Chyba musimy porozmawiać o tym, co wczoraj zaszło – wyrzuciła z siebie. - Nie chcę abyś myślał, że to twoja wina. Nie powinnam cię przytulać. Po prostu… to co zrobiłeś wydało mi się takie… takie szlachetne i ja… - zacięła się i milczała przez chwilę. – Tak dawno nie byłam z żadnym mężczyzną i dałam się ponieść emocjom. Twoje pocałunki były wspaniałe i nie miałam w sobie dość siły, aby ci przerwać. Przyznam ci się, że przy pierwszym spotkaniu mocno mnie zaintrygowałeś. Później, gdy się otworzyłeś spodobałeś mi się i czasem nawet myślałam, że może jak wyjdziesz z Azkabanu… – zarumieniła się. – To nie zmienia jednak faktu, że zachowałam się nieprofesjonalnie i nie powinnam do tego dopuścić! To karygodne, zachowałam się strasznie głupio! W ogóle nie uczę się na błędach! – jęknęła.

Severusa przeszedł zimny dreszcz. Jeszcze się okaże, że Sara nie będzie chciała z nim być do czasu, aż opuści Azkaban! Nie wiedział czy wytrzyma kolejne piętnaście miesięcy bez seksu. Tym bardziej, że zaplanował kolejne bzykanie na jej biurku. Musiał koniecznie ją uspokoić i zapewnić, że to będzie ich sekret.
- Nie powinienem był cię całować – odpowiedział błyskawicznie Severus. – Wykorzystałem sytuację i olałem twoje sugestie, że nie powinniśmy. Muszę ci wyznać, że mi też się od razu spodobałaś – powiedział niezbyt szczerze. – Chcę być z tobą, możemy ukrywać nasz związek. Wiesz, że nawet sam Czarny Pan nie był w stanie mnie przejrzeć.

Pocałował ją najdelikatniej jak mógł, aby pokazać, że nie kieruje się tylko pożądaniem. Sara rozchmurzyła się na moment, ale po chwili powróciły do niej ponure myśli.
- Szczerze mówiąc wszystko przemawia przeciwko nam – stwierdziła. – Coś takiego jest zakazane, jeśli ktoś by nas nakrył, ja straciłabym pracę. Nie wiem, co z tobą, czy to by się wiązało z jakąś karą. Może zakwestionowano by całą twoją terapię… To nie byłaby zbyt dobra opcja biorąc pod uwagę jak duże robisz postępy – westchnęła. – Poza tym… boję się.
- Ty? – zdziwił się Severus. – Czego?
- Musisz wiedzieć, że nie miałam nigdy szczęścia w życiu – oświadczyła ze smutkiem. – Moje małżeństwo to była koszmarna pomyłka… co ja mówię… całe moje życie to jedna wielka porażka. Boję się, że będzie z tobą tak samo jak z moim byłym mężem..
- Znasz mnie, wiesz o wszystkich moim tajemnicach i uczuciach – powiedział. – Sama mówiłaś, że powinienem dać odejść Lily i znaleźć sobie kogoś!
- Cieszę się, że w końcu to zrozumiałeś – wyszeptała Sara.
- Czemu twierdzisz, że w życiu ci nie wyszło? – Snape był zainteresowany jej historią.
- Mieliśmy podobne dzieciństwo. Tylko, że mnie nienawidziła matka za to, że nie jestem magiczna. Ojciec opowiadał, że nie mogła doczekać się, kiedy z siostrą ujawnimy moce. Gdy to nie nastąpiło, wpadła w szał. Jej stosunek do nas zmienił się w jednej chwili o 180 stopni. Zaczęła znęcać się nad nami psychicznie i fizycznie. Ojciec to takie ciepłe kluchy… nic jej nie mówił, pracował całymi dniami, aby tylko nie być w domu. Teraz wiem, że bał się jej, ale mam do niego żal, że nas nie bronił. Gdy okazało się, że Gilderoy jest czarodziejem, matka wpadła w ekstazę. Zaczęła go faworyzować, a mnie i siostrę traktowała jak podnóżki. On miał wszystko, a my tylko minimum potrzebne do przeżycia. Często chodziłam do szkoły w podartych ubraniach, głodna, marząc o tym, aby rówieśnicy się ze mnie nie śmiali… To były okropne czasy – głos jej się załamał.

Severus wyczuł, że to dobry moment, aby pokazać jak mu na niej zależy. Objął ją mocno, pocałował w czoło i głaskał po włosach. Siedzieli tak przez chwilę w milczeniu, aż Sara zaczęła kontynuować swoją opowieść:
 - Odczułam sporą ulgę, gdy Gilderoy poszedł do Hogwartu. Miałam go zdecydowanie dość, wyrósł na roszczeniowego bachora, dla którego wszyscy byli podludźmi. Matka trochę mniej się nas czepiała, gdy go nie było w pobliżu. Skończyłam szkołę i dostałam się na studia. Wybrałam psychologię, ponieważ w liceum zaczęłam chodzić do grupy wsparcia, która bardzo mi pomogła uporać się z moim życiem. To mnie zainspirowało. Chciałam pomagać innym, którzy także pochodzą z dysfunkcyjnych rodzin. Wyprowadziłam się z domu i przyjeżdżałam tam raz na jakiś czas, aby zobaczyć ojca i siostrę. Po dwóch latach i ona się wyprowadziła. Skończyłam studia i zaczęłam pracować w mugolskim więzieniu. W międzyczasie dowiedziałam się, że w świecie czarodziejów trwa wojna oparta na czystości krwi. Matka bała się, że małżeństwo z mugolem będzie działało na niekorzyść jej i Gilderoya. Dlatego rozwiodła się z ojcem, a do mnie i siostry przestała się odzywać. Nie przyszła nawet wtedy, gdy brałyśmy ślub! Skontaktowała się ze mną w 1992 roku, aby pochwalić się, czym zajmuje się Gil. Opowiadała z przejęciem, że jest znany i został nauczycielem w szkole Albusa Dumbledore’a. Niewiele mnie to obchodziło, dlatego kazałam jej zniknąć z mojego życia. Myślałam, że mnie posłuchała, ale odezwała się znowu pod koniec tamtego roku. Powiedziała mi, co się stało z Gilem, błagała mnie, abym poszła ocenić jego stan, ponieważ wszystkie czarodziejskie sposoby zawiodły i może coś mugolskiego mogłoby przywrócić mu pamięć. Mimo sporych oporów poszłam z nią do szpitala. Gdy ujrzałam brata wiedziałam, że nic mu nie pomoże… Zaczęła się ze mną kłócić, krzyczeć, że jestem beznadziejnym psychologiem skoro nie potrafię mu pomóc. Usłyszał to przechodzący obok urzędnik waszego ministerstwa i skontaktował się z Kingsleyem Shackleboltem. Ten dowiedział się od mojej matki gdzie mieszkam i złożył mi wizytę. Tak właśnie trafiłam do Azkabanu…
- A co z twoim małżeństwem?
- Michaela poznałam w więzieniu, gdzie pracowałam. Byłam tam psychologiem, a on siedział za oszustwa bankowe. Historia lubi się powtarzać, nie sądzisz? – zachichotała. – Byłam młoda, głupia i naiwna. Ciągle mnie komplementował, dawał prezenty, a ja zakochałam się w nim. Był taki pewny siebie, obiecywał mi miłość aż po grób i złote góry jak tylko wyjdzie z więzienia. Wierzyłam mu, mieliśmy romans, który został odkryty. Wyleciałam na zbity pysk, z kiepskim dopiskiem w papierach. Na szczęście Michael wyszedł dwa miesiące później. Szybko wzięliśmy ślub, urodziłam syna. Gdy mały poszedł do szkoły założyłam własny gabinet i w nim pomagałam ludziom. Cóż by mogło pójść nie tak? – spytała się ponuro. – Zapomniałam, że niewielu oszustów się zmienia. Michael był tym, który był odporny na zmiany. Nie pokazał po sobie, że mu się znudziłam. Pewnego dnia wręczył mi papiery rozwodowe jakby to były cukierki. Spotkaliśmy się w sądzie, ponieważ walczyliśmy o syna. Przegrałam. Wygrał, ponieważ udowodnił, że jestem alkoholiczką. Nie, nie jestem – oznajmiła widząc zdumiony wzrok Severusa. – Michael lubił mnie fotografować. Robił mi zdjęcia tak często, że przestałam na to zwracać uwagę. Na rozprawie sądowej wyjął grubą teczkę i pokazał, że na większości z nich piłam alkohol. Czas jest dla mnie łaskawy, niewiele się zmieniałam, dlatego wyglądało jakbym przez ostatnie pół roku nic nie robiła tylko codziennie zaglądała do butelki. A te zdjęcia były robione na przestrzeni wielu lat! Na dodatek przekupił sąsiadów i znajomych, aby potwierdzili jego słowa. Taka jest moja historia. Od tamtej pory nie byłam z mężczyzną, bałam się komuś zaufać. Mogę pomagać innym, ale sobie nie potrafię...

Severus przycisnął ją mocniej do piersi. On myślał tylko o bzykaniu, a ona przeżywała powrót wspomnień. Zachował się tak jakby myślał tylko małym, męskim mózgiem ulokowanym w spodniach.
- Mogę na ciebie poczekać – stwierdził po chwili i popatrzył się w jej oczy. – Teraz wiem, czemu nie chcesz abyśmy to kontynuowali. Pamiętaj jednak, że od śmierci Lily nie chciałem być z inną kobietą. Ty sprawiłaś, że zmieniłem zdanie i nie chcę żadnej innej, tylko ciebie!
- Przykro mi – wyszeptała i spuściła wzrok.
- Ale za rok i trzy miesiące wyjdę stąd. Czy będziesz na mnie czekała? Postarasz się zakończyć swoje sprawy z Michaelem tak jak ja z Lily?
- Będę na ciebie czekała – odpowiedziała i pocałowała go.

czwartek, 19 maja 2016

Voldemort ubiera się u Madame Malkin: Rozdział 14 – Ku pamięci

Witam was…
Jestem pogrążony w smutku…
Moje życie znowu jest do bani…
Ech… Buuuu… Chlip! Chlip! Cierpię!
Mą duszę rozrywają piekielne męki, oczodoły mi płoną, a trzewia wypełnia lawa…
Tak to wszystko widzę (wizualizacja w zaawansowanym programie graficznym):



Tak mniej więcej się czuję odkąd Volduś zdecydował, że mam mu oddać swoją rękę :(
Na początku myślałem, że chodzi mu o ślub, ale szybko wyprowadził mnie z błędu (a Nagini na mnie fochnęła, zazdrośnica jedna!). Mam sobie odciąć rąsię i oddać mu w ofierze! Buuu!

Staram się znaleźć plusy tej sytuacji: dobrze, że nie oko… albo nogę… albo wacusia. To ostatnie byłoby niefajne, naprawdę niefajne :( Może lepiej, że to tylko ręką, w końcu mam drugą. Bez dwóch byłoby ciężko. Ech, dlaczego nie poprosił o nerkę? Albo kawałek wątroby?

Te myśli powodują, że widzę małe promyki nadziei (wizualizacja w zaawansowanym programie graficznym):


Na cześć mojej ręki zrobiłem także coś takiego:


Ten obraz znakomicie oddaje co teraz właśnie czuję :(

Tak swoją drogą, czy mówiłem wam, co się ostatnio stało? Nie, nie napisałem… Senior zwiał! Brałem prysznic, a on puff i go nie ma. No to był cios poniżej pasa! Przecież nie zrobiliśmy mu nic złego! Był z nami na wakacjach, Voldek trochę się nad nim pastwił, ale przecież dziecku można wybaczyć te wszystkie cruciatusy. Traktowaliśmy go dobrze: mieszkaliśmy z nim, braliśmy kasę z jego konta (ale za to czasem mógł pograć na konsoli!), pozwalaliśmy spać w budzie, która stała w ogródku (kiedyś miał cerbera, ale głowy się zagryzły), nawet czasem spuszczaliśmy go z łańcucha, aby wypił ze mną piwko! Ja chłopa zupełnie nie rozumiem :(

Gdy Volduś odkrył jego ucieczkę, wpadł w szał. Już był o cal aby oddać mój nabiał Nagini, ale się powstrzymał (teraz wiem, ze chodziło mu o moja rąsię, buuu!). Za pomocą zainstalowanego pod skórą chipa namierzyliśmy Seniora (tak, weterynarz trochę się zdziwił, ale gdy dostał gotówkę do ręki to o nic nie pytał). Junior go dopadł i ukatrupił. Masz ci los, raz chwała, później chała. Miał chłop niefart w życiu, prawie jak ja…

Teraz tak wygląda:


Junior wysłał nam MMSa, aby pochwalić się dobrze wykonaną robotą. A to lizus jeden! Szkoda, że Volduś nie chce jego ręki… Mówił mi, że Barty będzie mu jeszcze potrzebny, aby ściągnąć tutaj Pottera. Nie mam pojęcia, co oni kombinują. Przecież chłopak jest silnie chroniony: Albus i reszta czuwają. Jeszcze się okaże, że Junior zmajstruje nielegalnego świstoklika i po prostu wyśle Harry’ego do nas. To by było totalnie głupie, gdyby nikt nie brał pod uwagę takiej możliwości…. Chociaż uważam, że lepiej by było po prostu chłopaka uśpić i wejść do kominka, po czym przylecieć tutaj siecią Fiuu, ewentualnie teleportować się. Ale mnie o zdanie nikt nigdy nie pyta, chlip…

Pozdrawiam smutno i idę topić lęki w wódce, co mi ostatnio Lamia przesłała.
Dziękuję, kochana jesteś! :*
Pa!

Wasz Glizdogon zwany Jędnorękim

poniedziałek, 16 maja 2016

Powojenne życie Hermiony G.: Rozdział 25 – Staż w Ministerstwie Magii


Lotka, sowa z rodzinny puszczykowatych, cieszyła się, że tym razem ma krótki lot. Niosła list z Ministerstwa Magii do dziewczyny o imieniu Hermiona, która mieszkała w Londynie. To było nic w porównaniu z tym gdzie ostatnio została wysłana. Musiała zanieść paczkę na daleką Syberię, gdzie zmarzła i prawie została zjedzona przez sobola. Dlatego sowa miała zdecydowanie dość długich tras.

Zapadał wieczór. Lotka patrzyła na zapalające się na ulicach i w oknach budynków światła. Szukała domu, którego adres widniał na kopercie. Nigdy nie zastanawiała się skąd właściwie wie, że to odpowiedni budynek. W końcu była tylko Lotką – sową z rodziny puszczykowatych. Rozterki filozoficzne zostawiała czarodziejom i czarownicom.

Jest! Znalazła go! Zniżyła lot i zwinnie wylądowała na parapecie, ponieważ okno było zamknięte. Lotka pomyślała, że to dziwne: był środek ciepłego lata. Zajrzała przez szybę i zobaczyła dwóch człowieków, którzy zajęci byli zabawą na tym miękkim czymś, co widywała w domach czarodziejów. Sowa mieszkała w Ministerstwie Magii od wyklucia się z jaja i nie miała zbyt wielkiego pojęcia o życiu poza tą instytucją. Dlatego z zaskoczeniem stwierdziła, że te dwa osobniki są nagie. To bardzo komplikowało jej misję dostarczenia listu. Lotka nigdy nie była orłem w rozróżnianiu czarodziejów, co doprowadzało do częstych pomyłek, na co narzekali pracownicy ministerstwa. Teraz zaś sowa nie wiedziała, który z człowieków jest Hermioną. Odkąd pamiętała miała problem z określeniem płci. Wiedziała tylko, że rodzaj żeński miał wypustki z przodu i nosił dużo materiału, pod którym ukrywał nogi. Męski zaś był płaski z przodu i nosił tkaninę owiniętą wokół każdej z kończyn. Lotka intensywnie myślała nad rozwiązaniem problemu:
- Jedno i drugie ma lekkie wypustki, na dodatek nie mogę nic dostrzec, bo ciągle się ruszają… – zastanawiała się. – Materiału nie mają, więc w ten sposób nie zgadnę, który człowiek jest dziewczyną. Zaraz, zaraz… - nagle wpadła jej myśl do głowy. – Przecież żeńskie człowieki mają długie pióra na głowie!

Ucieszona z rozwiązania zagadki zastukała energicznie dziobem w szybę. Człowieki od razu przerwali zabawę i zaczęli owijać się materiałem. Hermiona, a przynajmniej tak wytypowała Lotka, podeszła do okna i otworzyła je. Sowa wleciała do środka i podała jej list, po czym zaczęła pohukiwać cicho, aby dać do zrozumienia człowiekom, że zasłużyła na nagrodę. Mimo, że to był krótki lot i niedawno dostała pokarm, nie chciała przepuścić okazji najedzenia się przysmakiem dla sów.
- Ojejciujejciujejciu! Przyleciałaś! Z daleka czy bliska? Skąd jesteś? Jak się nazywasz? Zaraz moje człowieki dadzą ci jedzenie! Zobaczysz, oni są dobrzy! Pytałam się już skąd jesteś? A jak się nazywasz? A skąd jesteś? – mała sówka wylądowała przy koleżance i wyrzucała z siebie pytania z prędkością karabinu maszynowego.

Sowa z ministerstwa odsunęła się powoli od wariatki i złapała przysmak, rzucony przez człowieka płci męskiej. Hermiona w tym czasie rozerwała list i przeczytała go.
- Proponują mi staż przy samym Kingsleyu, ponieważ miałam najlepszy wynik z owutemów! Muszę im odpisać w ciągu tygodnia czy go przyjmuję – oznajmiła ucieszona i sięgnęła po pergamin i pióro. – Odpiszę im teraz! Ale się wszyscy zdziwią, gdy zobaczą, że wolę pracować w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami – zachichotała.
Lotka przełknęła ostatni kęs przysmaku i udawała, że nie słyszy świergotania małej sówki, która zdążyła spytać się sto razy o to samo. Człowiek płci żeńskiej skończył pisać i zapieczętował list.
- Masz, zanieś go do ministerstwa – powiedziała.
Sowa złapała kopertę i posłusznie wyleciała przez okno. Pomyślała, że bardzo lubi takie krótkie zlecenia.

***

Hermiona zamówiła w stołówce kotleta, surówkę i puree z groszku. Była bardzo głodna, jako że od rana segregowała papiery w archiwum i nie miała czasu, aby coś zjeść. Cieszyła się, że chociaż ręka przestała ją boleć od ciągłego rzucania zaklęć, którymi przenosiła setki pergaminów i ksiąg. Gdy zaczęła staż dwa tygodnie temu, myślała, że wszystko będzie łatwe i proste oraz… bardziej ambitne. Na swoje nieszczęście została oddelegowana do zrobienia porządku w archiwum departamentu, w miejscu gdzie nikt nie zaglądał od kilkunastu lat. Musiała uporać się z kurzem, brudem, pająkami i zostawionymi byle gdzie dokumentami. Na swoje szczęście potrafiła rzucać zaklęcia niewerbalnie, gdyby wymawiała inkantacje po dwóch dniach nie mogłaby wydobyć z siebie głosu.

Praca była ciężka i upierdliwa, ale jedyne, na co mogła tak naprawdę narzekać Hermiona to osoba Pansy Parkinson, która razem z nią dostała się na staż. Dziewczyna nigdy nie pomyślałaby, że wredna Ślizgonka wkuje materiał szkolny na tyle, że zdobędzie bardzo wysokie wyniki z owutemów. Jednak w przeciwieństwie do Hermiony, Pansy była jedną z ostatnich osób wybierających przydział i musiała zadowolić się Departamentem Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, z czego w ogóle nie była zadowolona. Gdy Amos Diggory nie patrzył, dopiekała Gryfonce zabierając jej spod nóg drabinę lub robiąc bałagan w posegregowanych dokumentach. Hermiona starała się zachować spokój, chociaż doprowadzało ją to do szewskiej pasji. Kilka razy nie wytrzymała i wygarnęła Ślizgonce co o niej myśli. Skończyło się to na porządnej kłótni.

Dafne Greengrass, która pracowała w „Czarownicy”, jako korektorka tekstu, siedziała przy stole z koleżanką ze Slytherinu i obgadywały Hermionę na tyle głośno, aby ta usłyszała. Ta zaś miała ochotę wytargać obydwie za kudły lub zmienić je w karaluchy, ale większość osób w ministerstwie była łasa na afery i ploteczki. Rita Skeeter siedziała po drugiej stronie sali i z chęcią opublikowałaby opis zdarzenia w „Czarownicy”.  Hermiona żałowała, że Harry miał wolne i nie mógł się do niej przysiąść. Opuściła głowę i zajęła się dziobaniem widelcem puree pogrążona w ponurych myślach.

Nagle poczuła, że ktoś przechodzi koło niej i poczuła zapach męskich perfum. Krzesło zostało odsunięte i zobaczyła szary uniform, który nosił tylko jeden człowiek w Ministerstwie Magii, a którego starała się unikać odkąd rozpoczęła staż. Podniosła powoli głowę, aby przekonać się, że usiadł koło niej Gawain Robards. Przełknęła z trudem ślinę i uśmiechnęła się słabo.
- Dzień dobry – przywitała się.
- Dzień dobry panno Granger! Byłem w twoim departamencie, ale Amos powiedział mi, że znajdę cię tutaj.
- O co chodzi? – spytała się Hermiona, ignorując szepty Pansy i Dafne.

Gawain pochylił się w jej stronę i dał znak, aby zrobiła to samo. Dziewczyna poczuła, że robi się jej gorąco. To będzie stanowczo za blisko! Przez cały sierpień wmawiała sobie, że to co się zdarzyło w jego gabinecie to był tylko zbieg okoliczności. Gdy dostała się na staż i pierwszego dnia wpadła na Robardsa poczuła, że kolana jej miękną. Nie chciała się przyznać, że kręci ją facet w wieku jej ojca, na dodatek będący szefem jej przyjaciela. Przecież była na tyle inteligentna, aby nie lecieć na mężczyznę, tylko dlatego, że jest podobny do znanego aktora i pochwalił jej sukienkę. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że gdy widziała Gawaina to od razu miała zbereźne myśli. On ci się tylko podoba, tak jak… obraz albo… średniowieczny manuskrypt z numerologii – powtarzała sobie w duchu. Nie zmieniało to faktu, że czuła się źle wiedząc, że reaguje tak na kogoś innego niż na Rona.

Jej chłopak był… no cóż… jej chłopakiem. Znali się od początku szkoły, spędzili ze sobą naprawdę dużo czasu, przeżyli wiele: wzloty, upadki, radość, ból i zwątpienie. Ich miłość wyrosła na przyjaźni, rozumieli się bez słów. Dopóki nie zaczęła się z nim całować jakoś nie czuła do niego szczególnego pociągu fizycznego. Ron nie był przystojny, był przeciętnym chłopakiem, jakiego można spotkać na angielskich ulicach. Nie powalał wdziękiem, charyzmą czy ogładą. Nie miał wianuszka wielbicielek jak Draco. Był wesoły, ciepły i rzucał się w ogień dla niej i Harry’ego. Za to go kochała. Dlaczego więc mimo tego wszystkiego miała ochotę pocałować mężczyznę starszego od niej o jakieś trzydzieści lat?

Powoli pochyliła się ku Robardsowi, a ten szeptem powiedział jej, że śledztwo w sprawie wspomnień Severusa zostało zakończone. Auror wyprostował się i napił się soku dyniowego, który miał w pucharze. Hermiona nie poruszyła się, siedziała w tej samej pozycji jak spetryfikowana. Gdy poczuła jego oddech na swoim policzku przeszedł po jej plecach przyjemny „prąd”. Wdychała zapach jego perfum i czuła, że świat się zatrzymał.
- Wpadnij do mojego gabinetu po skończonej pracy, będę czekał! – oznajmił Gawain, dopił sok i wstał od stolika.

Hermiona poczuła, że zaczyna się denerwować. On chce, aby do niego przyszła! Kto wie, co się wtedy stanie? Na Merlina, nie! Jednak nie była w stanie nic odpowiedzieć. Kiwnęła tylko głową na znak zgody i odprowadziła aurora wzrokiem. Jak mamę kocham! Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego on tak mnie pociąga!?

Przerwa obiadowa skończyła się i Hermiona poszła z powrotem do archiwum. Po drodze myślała o Gawainie. Postanowiła, że pójdzie do niego, weźmie fiolkę i poleci do Azkabanu, aby oddać ją Snape’owi. Skoro walczyła na wojnie to opanowanie się przy Robardsie powinno być dziecinną igraszką! Tylko, czemu jej tak słabo to szło?
- Gawain cię szukał – rzucił apatycznie Amos Diggory, gdy weszła do biura.

Każdy wiedział, że czarodziej nie pozbierał się po śmierci Cedrika. Był zawsze ponury i nigdy się nie śmiał. Zabraniał też tego w swoim biurze, kłótnie Hermiony i Pansy prawie go nie irytowały. Za to, jeśli ktoś pozwolił sobie na wesołość w jego obecności, Amos odwracał się i odchodził na bok.
- Tak, znalazł mnie na stołówce – odparła Hermiona.
Mężczyzna popatrzył się na nią zdziwionym wzrokiem.
- Poszedł do ciebie? – zdziwił się. – Dziwne… on zawsze wzywa, nigdy nie idzie do kogoś. No chyba, że chodzi o Kingsleya.

Hermiona nie wiedziała, co odpowiedzieć. Robards specjalnie pofatygował się dla niej? Czemu? Czyżby naprawdę ją lubił? Odchrząknęła i spuściła wzrok, aby ukryć zakłopotanie.
- Biedny facet… - oznajmił Amos grobowym głosem. – Na wojnie stracił syna… tak jak ja… zabili go śmierciożercy. Nawet miał gorzej, bo zamordowali mu także żonę… to jednak nie umniejsza mojego cierpienia… - westchnął głęboko i zgarbił się przytłoczony ciężarem wspomnień.
- Och, to straszne! – wykrztusiła z siebie Hermiona.
- Tragiczne, okropne! – Amos zacisnął dłonie w pięści i poczerwieniał. – Te gnidy nie miały oporu, aby zabić każdego na swojej drodze! Syn Gawaina był jeszcze młodszy niż mój Ced… panie, świeć nad ich duszą… To wszystko po to, aby go ukarać, że walczy przeciwko Sam-Wiesz-Komu w Pierwszej Wojnie Czarodziejów… Ale te dranie się przeliczyły! – w oczach czarodzieja pojawił się błysk mściwej satysfakcji. – Gawain jeszcze bardziej zaczął ich ścigać. Gdy dostał pozwolenie, aby ich zabijać i torturować to robił to bez wahania! Rozumiem go! Gdybym dostał jakiegoś śmierciożercę w moje ręce to bym go…
- Może zaparzyć panu herbaty? – przerwała mu Hermiona.

Chciała zmienić temat, ponieważ bała się, że opiekun jej stażu dostanie zawału albo coś w tym stylu. Gdy opowiadał o śmierciożercach zrobił się czerwony na twarzy i ślina zaczęła mu lecieć z kącika ust.
- Co? –spytał się niezbyt przytomnie i wytarł brodę rękawem. – Herbata powiadasz? A… no dobrze… dobrze. Zrób.
Czarownica z uczuciem ulgi poszła do kuchni umieszczonej na końcu korytarza. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Gawain miał żonę i dziecko, a teraz jest sam… Podgrzała różdżką wodę i po chwili wróciła lewitując filiżankę. Podała ją szefowi i poszła do archiwum. Ledwo przekroczyła próg, gdy naskoczyła na nią Pansy:
- Znudził ci się Wieprzlej? – spytała złośliwie. – Zabierasz się za Robardsa?
- Odczep się ode mnie – warknęła Hermiona i poszła w stronę regałów.
- Snape’a przeleciałaś dla lepszych ocen, a teraz będziesz się pieprzyć z Gawainem. Znudził ci się nasz cudowny przydział? Chcesz dostać się do Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów?
- Po pierwsze: nie zamierzam nikogo „pieprzyć” i nie miałam romansu ze Snapem! – rewelacje z książki Rity ciągnęły się za Hermioną jak smród po gaciach.
- Taaa, jasne…
- Po drugie: Kingsley po wygranej wojnie proponował mi posadę aurora, ale odmówiłam! A po trzecie: gdybyś czytała Proroka Codziennego to byś wiedziała, że dostałam propozycję stażu u niego, ale odmówiłam!
- Jasne, jasne, tłumacz się dalej! – mopsowatą twarz Pansy wykrzywił grymas. – Wiem od Dafne, że zmówiłaś się z Gawainem przeciwko niej!
- Dafne opowiada bajki – mruknęła Hermiona. – Poza tym, od kiedy jesteście przyjaciółeczkami? Przecież nie odzywała się do ciebie po tym jak wyrwałaś Draco!
- Malfoyowie są skończeni – oznajmiła Pansy machając lekceważąco ręką. – Żadna porządna dziewczyna się z Draco nie pokaże.
Hermiona nic nie odpowiedziała. Zabrała się za robotę marząc przy okazji, aby któryś z regałów ulitował się nad nią i przygniótł Pansy. Pomyślała, że musi koniecznie kupić biografię Snape’a napisaną przez Ritę, aby sprawdzić, co o niej napisała. Zawsze lepiej wcześniej wiedzieć, o co będzie ją oskarżać ten zakichany mops.

***

Serce biło jej gwałtownie, gdy przekraczała próg gabinetu Gawaina Robardsa. Usiadła na krześle stojącym przed jego biurkiem i czekała, co ma do powiedzenia.
- Panno Granger, śledztwo zostało umorzone. Niczego nie znaleźliśmy – rzekł rozczarowanym tonem.
- Nic? Zupełnie?
- Jedno wielkie nic. Nie mamy pojęcia, kto to mógł zrobić – Gawain bezradnie rozłożył ręce. – Nie pozostaje nic innego jak oddać ci wspomnienia – położył fiolkę przed Hermioną.
Wzięła ją do ręki, była jeszcze ciepła od jego dotyku.
- Nikt ich nie oglądał? – spytała się Hermiona.
- Nie, zdjęliśmy z niej klątwy, ale nikt jej nie otwierał.
- To dobrze.

Hermiona nawet nie chciała myśleć, co by było, gdyby Snape dowiedział się, że ktoś przeglądał jego wspomnienia. Teraz zaś będzie mogła z czystym sumieniem poinformować go, że nikt ich nie widział. Schowała ją do torebki.
- Muszę je oddać… - powiedziała cicho.
- Oczywiście – przytaknął i ruszył po świstoklika.
- A formularz?
- Wypełnisz go następnym razem – odparł Gawain i uśmiechnął się zagadkowo.

***

Severus ucieszył się, że tym razem Granger nie założyła sukienki. Z zadowoleniem stwierdził, że będąc w spodniach i żakiecie wcale go nie pociąga.
- Proszę, wspomnienia – podała mu fiolkę.
- Nikt ich…
- Nie – przerwała mu szybko.
- To dobrze.
Zapadła cisza, Hermiona ruszyła w stronę drzwi. Severus pomyślał, że może jest obrażona za ostatnią wiadomość, którą jej wysłał. W połowie sierpnia przeczytał w Proroku Codziennym, że otrzymała najlepsze oceny z owutemów. Kiedyś obiecał, że jej pogratuluje za to. Postanowił słowa dotrzymać. Teraz zrozumiał, że napisanie: „chociaż jedna rzecz wyszła ci w życiu” nie było zbyt dobrym pomysłem. W zamian za to przesłała mu kolejną, mugolską książkę. Wściekł się, gdy zerwał z niej papier i zobaczył tytuł: „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi”.
- Nie było innej książki? – spytał się.
- Chciał pan coś, co się panu przyda – odpowiedziała tonem bez emocji. – Radzę ją przeczytać.
Severus wymamrotał pod nosem „sama sobie czytaj” i patrzył jak auror wyprowadza dziewczynę z celi.

Dwa dni później Snape był na spacerniaku z innymi więźniami. Tak jak zwykle trzymał się z boku. Dzień był wyjątkowo upalny jak na połowę września. Dlatego usiadł przy murze w cieniu. Aurorzy leniwe przypatrywali się więźniom, którzy pozbijali się w małe grupki. Severus zazwyczaj nie słuchał, co mówią. Wolał zatopić się w swoich myślach. Ciągle miał problem z Sarą Jones. Myślał, że mu przejdzie pożądanie, gdy jego przyjaciółka przestanie przychodzić do pracy w sukienkach. Tak się jednak nie stało. Czy była w eleganckich spodniach i białej koszuli, czy przyszła zakatarzona w swetrze i jeansach, miał nadal na nią ochotę. Spotkania w jej gabinecie zaczęły być męczące, w końcu ile człowiek może się powstrzymywać i pilnować? Nie miał pomysłu jak do niej zagaić, nawet przeczytał książkę od Hermiony w poszukiwaniu wskazówek. Nic nie wydawało mu się odpowiednie…

Z rozmyślań wyrwał go głos więźnia, który wymienił imię Sary. Severus udawał obojętnego, ale nadstawił uszy, aby dowiedzieć się, o czym Robin Poynter mówi. Czarnoskóry chłopak był uczniem jego domu, kilka lat temu ukończył Hogwart. Snape pamiętał, że nie był zbyt chętny do nauki, za to kombinował za trzech. Z tego, co doszło do Severusa, Robin dostał rok odsiadki za to, że okradał mugolskich staruszków. Rzucał na nich confundusa i wmawiał im, że jest ich wnuczkiem.
- Stara, ale jara, a jaką ma dupcię – chwalił Sarę Robin. – Gdy wszedłem do jej gabinetu i zobaczyłem jej nogi i cycki to mi stanął od razu. Ta sukienka… uniosła ją niby przypadkiem i zobaczyłem, że nie ma bielizny.
- Tak, oczywiście – zakpił Avery.
-  Od samego początku przyglądała się mi jakby boga zobaczyła! Tylko czekała na okazję, aby mnie dosiąść! Wiem jak działam na kobiety!
- A kto by cię chciał? – fuknęła Alecto.

Robin przybliżył się do niej i objął ją, ta odskoczyła momentalnie jak poparzona. Śmierciożercy wybuchnęli gromkim śmiechem na widok jej miny.
- Udajesz cnotkę-niewydymkę, ale wiem, że chciałabyś się nadziać na mojego donga! - Robin stwierdził lubieżnie.
- No! Pokaż Alecto jak się ujeżdża donga! – drwił Rudolf Lestrange.
- Odpierdolcie się ode mnie! Może ta cała psycholog lubi takie bezmózgie małpy, ale nie ja! – warknęła i oddaliła się od grupy.
Robin nie przejął się niepochlebnym komentarzem. Zaczął zdawać relację jak wyglądają jego spotkania z Sarą, opowiadał ze szczegółami gdzie i co robili. Śmierciożercy wyli z uciechy. Severusa zaczęła ogarniać furia. Jakim prawem ten niedorobiony pawian obraża Sarę? Kto mu pozwolił szkalować tak cudowną kobietę, która stara się mu pomóc? Na dodatek używa najgorszych określeń, uważanych powszechnie za wulgarne! Krew zaczęła szybciej krążyć w żyłach Snape’a. Był zawsze spokojny, opanowany i nic po sobie nie pokazywał. Teraz zaś miał ochotę rozszarpać chłopaka! Zdumiało go to, że czuł do Robina jeszcze większą nienawiść niż do młodego Pottera. Niech tylko powie coś jeszcze… niech powie…
- Mówię wam, jęczy jak świnia w korycie, gdy ją rucham ostro w du…
Chłopak nie zdążył dokończyć zdania. Padł jak rażony gromem, gdy dosięgnął go pierwszy cios Severusa. A po nim były kolejne i kolejne…

***

- Severusie, dlaczego to zrobiłeś? – spytała się Sara patrząc na niego z zatroskaną miną.
Nie wiedział czy jej powiedzieć. To, co mówił Robin było okropne, a on nie chciał sprawić jej bólu. Wiedział jednak, że prędzej czy później się dowie. O ile już nie wiedziała. Jego rzucenie się na Poyntera było sensacją. Każdy był podniecony tym, że chudy, czterdziestoletni Snape porządnie zlał młodego i krzepkiego dwudziestodwulatka. Severus wiedział, że pomógł mu w tym element zaskoczenia, a chłopak słabo się bronił po tym jak przywalił porządnie łbem o kamienną podłogę. Poza tym sama walka trwała chwilę, ponieważ szybko zostali unieruchomieni przez aurorów.
- Robert Poynter mówił o tobie wstrętne rzeczy – wyjaśnił cicho.
Oczy Sary rozszerzyły się ze zdumienia.
- O mnie? – spytała z niedowierzaniem. – Co mówił?
- Można to ująć tak, że publicznie zrobił z ciebie dziwkę, z którą zabawia się, co tydzień – niechętnie wyjaśnił Severus. – Oszczędzę ci opisów, to były najgorsze, rynsztokowe określenia.

Sara Jones wyglądała jakby dostała w twarz, poruszała bezgłośnie ustami i Snape przysiągłby, że słowo „dziwka” nie mogło jej przejść przez gardło. Nagle zgarbiła się i jakby skurczyła w sobie. Zaskoczony Severus zobaczył, że ukrywa twarz w dłoniach. Nie wiedział, co robić. Wyglądała jakby płakała, ale nie słyszał charakterystycznych dźwięków. Czy powinien ją jakoś pocieszyć? Dlaczego tak zareagowała? Co robić? W książkach nie było odpowiedzi na takie pytania!

Postanowił, że zrobi to samo, co ona, gdy zareagował identycznie na wspomnienie o Lily. Może Sara przeżyła kiedyś coś podobnego? Zsunął się z fotela i ukląkł przed nią, aby delikatnie odsłonić jej twarz. Dotknął jej dłoni i popatrzył się w jej oczy. Nie płakała, jej twarz była pełna cierpienia.
- Severusie… - wyszeptała i rzuciła mu się nagle na szyję. – Dziękuję… to dla mnie… dziękuję…


Na początku nie wiedział, co robić, ale szybko doszedł do wniosku, że powinien iść za radą Sary. „Nie czekaj, wyjaw swoje uczucia zanim ktoś inny to zrobi. Lepiej zostać odrzuconym niż pluć sobie przez pół życia w brodę, że się nie spróbowało” – tak mówiła na jednym ze spotkań. Objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Co…
Nie zdążyła dokończyć pytania, ponieważ Severus wpił się zachłannie w jej usta.