Do końca lipca
Hermiona miała tyle roboty, że nie miała czasu na rozpamiętywanie przeszłości.
Wstawała o szóstej rano, a kładła się spać po północy. Pomagała Ginny w
nadrobieniu materiału, zbierała dowody przeciwko Dolores Umbridge oraz
zaangażowała się w zniesienie obowiązującego prawa dotyczącego czarodziei
urodzonych w niemagicznych rodzinach. Dodatkowo musiała obejrzeć domy w
Londynie, wybrać jeden z nich oraz pomóc rodzicom go wyremontować. Ron
wyprowadził się z domu i zamieszkał z George’em. Mimo że także miał sporo
roboty przy zbieraniu towaru i przygotowywaniu się do ponownego otwarcia
sklepu, wpadał, aby pomóc Hermionie przy malowaniu. Na początku po jego robocie
trzeba było wszystko poprawiać, ale po jakimś czasie doszedł do wprawy. Dodatkowym
problemem był fakt, że ciąża pani Granger była zagrożona. Mama Hermiony musiała
leżeć w łóżku aż do czasu porodu, przez co jej rodzina była trochę
poddenerwowana. Czarownica postanowiła, że zamieszka z rodzicami, aby po ukończeniu
szkoły pomagać im w wychowaniu siostry.
- Jak ją
nazwiemy? – zadał pytanie pan Granger, gdy wszyscy siedzieli w pokoju jego żony i
odpoczywali po wyremontowaniu łazienki na piętrze.
- Nie macie
imienia? – odparła zaskoczona Hermiona. – Myślałam, że coś wybraliście jeszcze
podczas pobytu w Australii.
- Tak,
wybraliśmy imię „Hermiona” – odpowiedziała z uśmiechem mama dziewczyny.
- Dla chłopców mamy tuzin imion, moglibyśmy stworzyć drużynę piłkarską… - zaczął ojciec
czarownicy.
- Ty mnie do
tego nie mieszaj – jęknęła pani Granger.
- … ale dla
dziewczynki nic nam nie przychodzi do głowy.
- Eee, może
Molly? – zaproponował Ron i zaczerwienił się od stóp po uszy.
Grangerowie
popatrzyli na siebie z zadumą. Hermiona bardzo ucieszyła się na wieść, że będzie
miała siostrę. Wprawdzie lekarz mówił, że nie jest to w stu procentach pewne, ale raczej rzadko się mylił. Hermiona oczyma wyobraźni widziała małą, słodką
dziewczynkę… Pomyślała o przebytej wojnie i o tym, jak przetrwała, odnalazła
rodziców i zwróciła im pamięć.
- Hmm, a co
powiecie na Victoria?
Rodzice nie
mieli zachwyconych min.
- Victoria,
Molly… nie… raczej nie…
- Może Gwendolina?
Mam ciotkę Gwen, jest fajna mimo że jest starą panną. Mieszka w lesie i
dokarmia jednorożce zimą – Ron zaczął się rozkręcać. – Prudencja to też ładne
imię… moja daleka kuzynka od strony ojca zdobyła tytuł Miss Lotu na Miotle
dziesięć lat temu. Widziałem jej zdjęcia, była naprawdę… WOW.
- Dziękujemy ci
za pomysły Ron – odparła Hermiona. – Może znajdziemy jakieś bardziej normalne
imiona.
- One są normalne
– zaprotestował rudzielec.
- Dla świata
czarodziejów…
- Ty nie masz
normalnego imienia – zaperzył się.
- Może coś…
francuskiego – zaczęła nieśmiało mama Hermiony, starając się odwieść nastolatków
od kłótni. – Wiesz córeczko, jak uwielbiam Francję. A co o tym myślisz kochanie?
– zwróciła się do męża.
- Niegłupi pomysł. Wybierzmy jakieś normalne imię, a zapis po francusku sprawi, że nasza nowa pociecha
będzie się wyróżniała z tłumu.
Francja to był
mały bzik jej rodziny. Rodzice mówili płynnie po francusku i bardzo często jeździli
do Paryża lub na słoneczne południe. Hermiona zaczęła przypominać sobie
beztroskie wakacje spędzane na Lazurowym Wybrzeżu. W głowie widziała słońce,
piasek, palmy, błękit Morza Śródziemnego i pasma gór ciągnące się wzdłuż
wybrzeża. Te chwile z rodzicami, gdy kąpali się w wodzie, uważając na parzące
meduzy. Nagle wpadło jej do głowy jeszcze jedno wspomnienie. Ona mająca pięć
lat i jej nowo poznana koleżanka. Obydwie budowały zamek z piasku i jakiś
nastolatek przebiegł po nim, goniąc za piłką. Wspólny płacz i pomstowanie na
chłopaka zbliżył ich rodziny do siebie. Nie przeszkadzał im fakt, że Hermiona
nie mówiła za bardzo po francusku (potrafiła wypowiedzieć kilka
grzecznościowych formułek) ani, że Suzanne nie umiała w ogóle angielskiego.
Spędziły cudowne wakacje, bawiąc się razem i nie używając przy tym prawie słów. Czasem
tylko biegły do rodziców, aby im przetłumaczyli, co jedna od drugiej chce.
- Pamiętacie
Suzanne Dubois i jej rodziców? – spytała Hermiona.
- Och, tak! – twarz
jej mamy rozjaśnił uśmiech. – To były jedne z najfajniejszych wakacji! Wy
byłyście zajęte sobą, a my mogliśmy spokojnie rozmawiać z Gustavem i Brigitte.
- Byłyście jak papużki nierozłączki – dodał pan
Granger. – Na dodatek wyglądałyście jak siostry, tak byłyście do siebie
podobne…
- Ej, to jest
właśnie to! – Rona oświeciło. – Nazwijcie małą Suzanne!
Grangerowie
wymienili spojrzenia. Każde wiedziało, o czym pozostali myślą.
- A więc
postanowione! – powiedział pan Granger.
***
To nie są
wyjątkowo wesołe urodziny – pomyślała Hermiona, odchodząc od stołu. Harry
kończył właśnie osiemnaście lat i z tej okazji urządzono przyjęcie w gronie
rodziny Weasleyów i przyjaciół. Jednak nie dało się ukryć, że przy stole
panowała atmosfera sztucznej wesołości. Wszystkim brakowało Freda. Bez niego
George był ponury i głównie co robił, to
wlewał w siebie kolejne kieliszki wina porzeczkowego. Każdy się uśmiechał, ale
jednak czuło się pustkę, której nikt nie mógł wypełnić. Pani Weasley dwoiła się
i troiła, aby uczestnicy przyjęcia byli zadowoleni, a wszyscy starali się ukryć
przed nią, że nie są w nastrojach do zabawy.
Hermiona wyszła
z toalety i skierowała swoje kroki ku drzwiom prowadzącym do ogrodu, gdy
zauważyła Proroka Codziennego leżącego na kanapie. Miała zamówioną prenumeratę, ale akurat tego dnia nie miała czasu, aby zajrzeć co jest w nim napisane. Wzięła gazetę do ręki i przekartkowała szybko stronice. Jej uwagę zwrócił artykuł z piątej strony.
Dotyczył Dolores Umbridge i
zawierał sprawozdanie z przesłuchania Draco Malfoya. Hermiona od kilku dni
zastanawiała się z Ronem, jakim cudem Harry’emu udało się namówić Dracona do
zeznawania przeciwko byłej nauczycielce. Rodzina Malfoyów odbywała areszt w
swojej posiadłości do czasu, aż Wizengamot zdecyduje czy wtrącić ich do Azkabanu, czy nie. Na razie ciągle zbierano zeznania i dowody przeciwko nim. Aurorzy, w
tym Harry, trzymali wartę, aby żadne z nich nie uciekło. Z tego co mówił
Hermionie, Lucjusz dostawał szału, gdy go widział, a gdy usłyszał czego Harry
chce od jego syna zaczął krzyczeć, że nigdy mu nie pozwoli na współpracę z
zabójcą Czarnego Pana. Mimo znacznych oporów Malfoyów Harry jakoś zdołał
przekonać Draco, aby pomógł w ich walce przeciwko Umbridge. Hermiona była pod
sporym wrażeniem, ale nie udało się jej dowiedzieć, jak jej przyjaciel tego
dokonał.
ZEZNANIA
W SPRAWIE PRZECIWKO DOLORES UMBRIDGE SKŁADAJĄ BYLI UCZNIOWIE HOGWARTU
Jak donosi nasz korespondent, czarne chmury
zbierają się nad Dolores Umbridge (53 l.), byłą urzędniczką Ministerstwa Magii
i Wielkiego Inkwizytora Hogwartu, która została postawiona w stan oskarżenia
przez Hermionę Granger (18 l.) oraz Harry’ego Pottera (18 l.). Głównymi
zarzutami są: nasłanie dementorów na Harry’ego Pottera w jego ówczesnym miejscu
zamieszkania dnia 2 sierpnia 1995 roku, torturowanie uczniów Hogwartu w roku
szkolnym 1995-1996 przy pomocy Krwawego Pióra, podawanie im eliksiru
Veritaserum w celu wydobycia zeznań oraz próba rzucenia Klątwy Cruciatus na
Harry’ego Pottera 17 czerwca 1996 r.
Jako pierwszy zeznawał Lee Jordan (20 l.),
który potwierdził, że jednym ze sposobów karania uczniów było pisanie Krwawym
Piórem. Tortura ta została osobiście opracowana przez oskarżoną i polega na
wielokrotnym wycinaniu pisanych wyrazów na skórze skazanego. Jest to niezwykle
krwawa i bolesna operacja. Po kilku sesjach na dłoni ofiary zostają blizny
układające się w zdanie. Pan Lee Jordan pokazał Wizengamotowi blizny na dłoni
układające się w zdanie „Nie będę wyśmiewał się z Dekretu Edukacyjnego Numer
26”. Poproszony o komentarz po wyjściu z przesłuchania powiedział Prorokowi
Codziennemu: „mam nadzieję, że te wredne babsko zostanie zmuszone do
wielokrotnego pisania swoim piórem zdania – jestem ropuchą i śmierdzę”.
Kolejnym, zaskakującym świadkiem, był Draco
Lucjusz Malfoy (18 l.), który został przyprowadzony w kajdanach do Ministerstwa
Magii przez aurorów. Pan Malfoy obecnie odbywa areszt razem ze swoją rodziną,
która jest oskarżona o bycie zwolennikami
Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać i walkę u jego boku. Zeznania
potwierdziły nasłanie dementorów oraz próbę rzucenia Klątwy Cruciatus na
Harry’ego Pottera, której był świadkiem w gabinecie Dolores Umbridge jako
członek Brygady Inkwizycyjnej. Była to formacja złożona z uczniów, powołana
przez oskarżoną, której celem było pilnowanie przestrzegania Dekretów
Edukacyjnych ustanowionych przez Wielkiego Inkwizytora Hogwartu. Pan Malfoy ze
szczegółami opowiedział o wszystkich niestosownych praktykach, których
dopuszczała się Dolores Umbridge podczas jej pobytu w Szkole Magii i
Czarodziejstwa. Po zakończeniu przesłuchania aurorzy odprowadzili świadka z
powrotem do aresztu, nie pozwalając mu na kontakty z wysłannikiem Proroka
Codziennego.
Wszystko wskazuje na to, że Dolores Umbridge
zostanie skazana na pobyt w Azkabanie. Równolegle toczy się przeciwko niej
śledztwo w sprawie niesłusznego karania czarodziejów pochodzenia mugolskiego, przez co kilku zmarło oraz sprzyjanie Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.
Oskarżona nie chciała zamienić kilku zdań z wysłannikiem Proroka Codziennego.
Wychodząc z sali rozpraw, oświadczyła, że „jeśli będziecie mnie dalej nagabywać, to zamienię was wszystkich w szczury”.
Hermiona
westchnęła, odłożyła gazetę i wróciła do stołu. Luna ganiała po ogrodzie za
gnomami, czym wywołała małą konsternację wśród starszej części zgromadzonych i uśmiechy
wśród młodzieży. Fleur patrzyła na nią ze zdumieniem. Harry i Ginny szeptem
coś omawiali. Percy próbował zabrać George’owi wino, a Hagrid rozmawiał z
Nevillem i panią Weasley na temat roślinności w ogrodzie. Gdy Hermiona usiadła, Ron od razu objął ją ramieniem.
- Co tak długo?
– szepnął.
- Musiałam
przypudrować nos – mruknęła. – Coś ciekawego mnie ominęło?
Ron nie zdążył
odpowiedzieć, ponieważ Harry wstał i zastukał łyżeczką w pusty pucharek po
lodach. Luna obróciła twarz w jego stronę, nie zwalniając i nie patrząc, dokąd
biegnie, przez co wpadła w żywopłot, pod którym ukrył się przerażony gnom. Harry
poczekał, aż jego przyjaciółka wyplącze włosy z gałęzi i usiądzie na swoim miejscu. Wszyscy
intensywnie wpatrywali się w niego i czekali, co też ma takiego ważnego do powiedzenia.
- Ja… chciałbym
zwrócić się do was w pewnej ważnej sprawie – zaczął niepewnie. Popatrzył na
Ginny, a ta uścisnęła mu rękę, dając znak, aby mówił dalej. Odchrząknął i
kontynuował. – Większość z nas tutaj zebranych była w Zakonie Feniksa. Przez
ostatnie lata trzymaliśmy się razem, wszyscy walczyliśmy przeciwko Voldemortowi
i pokonaliśmy go. Udało się nam to dzięki Albusowi Dumbledore’owi. To on nas prowadził,
dawał wskazówki, rady. Gdyby nie on, sądzę, że nie byłoby nas tutaj. Nie
dalibyśmy…
- Dobra Harry! Nie
ględź! Gadaj, czego chcesz! - brutalnie przerwał mu George i głośno czknął.
Wszyscy
popatrzyli się na siebie nawzajem. Percy wyrwał szybkim ruchem butelkę George’owi, który nie
był w stanie, przeszkodzić bratu. Pani Weasley ukryła twarz w dłoniach, a jej mąż
wbił zmartwiony wzrok w swojego syna. Harry stał przez chwilę zbity z tropu,
wziął głęboki oddech i wyrzucił z siebie.
- Chcę, abyśmy
pomogli Severusowi Snape’owi.
Momentalnie
zaległa cisza. Hermionie wydawało się, że nawet pszczoły i ptaki umilkły. Przez
cały dzień było słonecznie i gorąco, ale w tym momencie zapanowała atmosfera, jakby nagle chmury przysłoniły niebo. Neville zastygł z pół otwartymi ustami,
Ron wpatrywał się w Harry’ego ze zdumieniem, Bill zmarszczył brwi, a Fleur
wodziła wzrokiem po zebranych.
Dopiero pan Weasley przerwał ciszę i rzekł:
- Powiedz nam,
czego właściwie oczekujesz?
- Chcę go
oczyścić z zarzutów.
- Harry, on
zabił Dumbledore’a! – powiedziała roztrzęsionym głosem pani Weasley.
- To kawał
smoczego łajna! – George krzyknął, wstając i zwalając się z powrotem na krzesło.
– Niech zgnije w Azkabanie!
- Nie! To nie
tak! Posłuchajcie mnie! – Harry starał się przekrzyczeć szmer, który powstał, gdy
wszyscy zaczęli wymieniać między sobą uwagi – Ja wiem, że to trudne… też mi
było ciężko uwierzyć, że Dumbledore kazał mu siebie zabić… Mówię prawdę! Snape
od początku do końca był w Zakonie, robił wszystko, aby Voldemort przegrał.
Dzięki niemu go pokonałem!
- Nie masz
dowodów Harry – zauważył ojciec Rona. – Każdy wie, że Severus jest mistrzem
oklumencji, wszyscy śmierciożercy to potwierdzą… Tak samo, jak to, że był
wyjątkową postacią w armii Sami-Wiecie-Kogo. Rada stwierdzi, że specjalnie
zmienił swoje wspomnienia, aby oczyścić się z zarzutów…
- Tym bardziej że nikomu ich nie pokazałeś poza Kingsleyem – wtrącił Percy. – Wizengamot
nie uwierzy wam na słowo, nawet ministrowi magii i Wybrańcowi.
- Musimy jakoś
przekonać Snape’a, aby zechciał pokazać je na rozprawie – ciągnął Harry. –
Starałem się z nim porozmawiać, ale mój szef go nienawidzi i utrudnia nam
kontakty, jak tylko się da. Poza tym… - starał się uśmiechnąć - gdy idę do
Snape'a, to ma minę, jakby chciał wyskoczyć przez okno i stanowczo odmawia
udzielenia sobie pomocy.
- On cię
nienawidzi, a ty chcesz mu pomóc – Ron był zdegustowany.
- A ja uważam,
że każdy jest wewnętrznie dobry, tylko czasem o tym nie wie – odezwała się swoim
rozmarzonym tonem Luna. – Jeśli Harry mówi, że profesor Snape jest niewinny, to
ja mu wierzę.
- On jest
okropni – Fleur zmarszczyła nos, jakby ktoś zanieczyścił koło niej powietrze. –
Gdy my bylici w ‘Ogwart professeur
naśmiewaci się z moi ęgilski.
- Ja tam wierzę
Harry’emu – rzekł Hagrid.
- Ja też –
dodała Ginny.
- Nie ukrywajmy,
że z Severusa zawsze był kawał sukinsyna – powiedział Bill, na co pani Weasley
syknęła, a George spadł ze śmiechu pod stół. – Nikt go nie lubił, ale musieliśmy
utrzymywać z nim kontakty i go tolerować, bo ufaliśmy osądowi Dumbledore’a. Przykro
mi Harry, ale ciężko uwierzyć, że był po naszej stronie.
Przy stole
rozszedł się pomruk świadczący o tym, że większość zebranych zgadza się z
Billem. Harry nadal stał, myśląc co jeszcze powiedzieć. Gdy stwierdził, że nic mu nie przyjdzie mądrego do głowy, popatrzył błagalnie
na Hermionę, a ta od razu zrozumiała, że przyjaciel oczekuje od niej pomocy.
- Przeanalizujmy
to – zaczęła mówić i wszyscy umilkli. – Fakty są takie, że wszystko świadczy
przeciwko Snape’owi. Opinia publiczna wie o nim tyle, że był to wyjątkowo oddany
Voldemortowi, zabił Dumbledore’a, nienawidził Harry’ego od samego
początku, faworyzował dzieci śmierciożerców… Tego jest naprawdę dużo. Na
dodatek jego osobowość i fizjonomia są… - urwała, szukając odpowiedniego określenia.
- Mocno
odpychające – podpowiedział Percy.
- Tak, to
właśnie miałam na myśli…
- Niiiiiiikt
nieeeee chceeee się kumplooowaaaać zeeeee staaaaaryyym nietopeeeerzeeem! –
zawył George, próbując śpiewać, po czym głowa opadła mu na stół.
- Wizengamot z
góry założy, że jest winny – powiedział pan Weasley, patrząc z ukosa na
pijanego syna. – Sami wiecie, jak to działa. Nawet Kingsley niewiele tu pomoże.
- Może wpłynąć
na radę – stwierdził Harry. – Gdy z nim rozmawiałem, a potem pokazałem mu
wspomnienia, to wyglądał na przekonanego o niewinności Snape’a.
- To wcale nie
jest takie proste. Kingsley nie jest taki jak Korneliusz Knot – rzekł Percy, po
czym mocno się zaczerwienił. – Sądzę także, że nauczyciele z Hogwartu nie będą
stać za nim murem.
- Minerwa
McGonagall widziała wspomnienia – powiedział Harry, a wszystkie oczy zwróciły
się na niego. – Są w myśloodsiewni w jej gabinecie, stwierdziłem, że należy jej
pokazać. Nie wyglądała na zachwyconą, ale liczę na jej słynne poczucie
sprawiedliwości.
- No dobrze, nie
mamy wątpliwości, że wszyscy są przeciwko Severusowi Snape’owi – ciągnęła temat
Hermiona. – Jednakże jest dużo okoliczności łagodzących. Możemy z całą
pewnością stwierdzić, że ratował Harry’ego w pierwszej klasie, gdy Quirrell
próbował go zabić. Ron i Harry złożyli zeznania w sprawie łani, która wskazała
im drogę do Miecza Gryffindora. Wystarczy, że Snape wyczaruje patronusa i nie
będzie wątpliwości, że to on im pomógł.
- O ile mu się
zechce – mruknął Ron.
- A poza tym… – Hermiona uśmiechnęła się do
Harry’ego – zapomnieliśmy, że mamy mnóstwo świadków rozmów pomiędzy
Dumbledore'em a Snape'em.
- Kogo? – zdezorientowany Neville zadał pytanie. – Mówiłeś, że zawsze rozmawiali na osobności w
gabinecie dyrektora.
- No właśnie! –
krzyknął uradowany Harry.
- Co właśnie? –
Neville nadal nie wiedział, o co chodzi.
- Portrety… -
Rona olśniło. – W gabinecie są portrety wszystkich dyrektorów!
- Tak, Ron. Jest
tam mnóstwo portretów – ciągnęła myśl Hermiona. – Na pewno zeznają, że Snape
zabił Dumbledore’a na jego polecenie.
- Nie
wspominając o portrecie Albusa – dodał pan Weasley. – On sam może to
potwierdzić… tylko czy portrety zostaną uznane za wiarygodne źródło informacji?
Wszyscy
zamyślili się. Nikt nie wiedział, czy kiedykolwiek była rozprawa przed
Wizengamotem, gdy portret zeznawał na korzyść lub niekorzyść oskarżonego. Nie
wiadomo było także, w jaki sposób zostanie rozwiązany problem przesłuchania,
jako że większość namalowanych osób nie może opuszczać gabinetu dyrektora.
Hermiona pomyślała, że będzie musiała poszukać informacji w książkach. To
oznaczało kolejną żmudną robotę do wykonania.
- Myślę, że
dobrze kombinujesz Hermiono – Bill uniósł kieliszek w geście uznania. – Twoje
zdrowie!
- Jest jeszcze
jeden problem – powiedział Harry. – Trzeba przekonać Snape’a, aby dopuścił, by
ktoś go bronił w Wizengamocie.
- Mogę do niego
zajrzeć – zaoferował się pan Weasley. – Może mnie wysłucha i coś na to
poradzimy.
- A dementorzy?
- Molly,
kochanie, są przepędzeni...
- Ach,
zapomniałam!
Przy stole
zapadła cisza. Dzień chylił się ku końcowi, niebo powoli przybierało różową
barwę. Hagrid poruszył się na krześle.
- Było miło, ale
ja to chyba se już pójdę…
- Chwila! – Ron
zerwał się na równe nogi. – Hagridzie, mam do ciebie sprawę!
- Taaa?
- Znasz się na
Puszkach Pigmejskich?
***
Gdy Fred i George byli zmuszeni opuścić swój sklep na ulicy Pokątnej, zastanawiali się, co zrobić z Puszkami Pigmejskimi. Mieli ich ponad pięćdziesiąt sztuk, to było zdecydowanie za dużo, aby je wykarmić, mimo że jadły wszystko – nawet śmieci. Nie mając wielkiego wyboru, rozdali na szybko połowę przypadkowym czarownicom i czarodziejom, a resztę po prostu wypuścili. Przed ponownym otwarciem sklepu George z Ronem złapali sześć puszków, które zamieszkały w ich piwnicy. Niestety, nie chciały się rozmnażać.
- Może to kwestia tego, że siedziały w ciemnej piwnicy przez ponad pół roku? – zastanawiał się George.
- Albo zła dieta – dodał Ron. – Gdybym żywił się pająkami, też by mi się nie chciało bzykać.
- Myślisz, że jak damy im do klatki stoliki, na nich talerzyki ze spaghetti i zapalimy świece, to coś między nimi zaiskrzy?
- Jaaasne, może im jeszcze zagrać na akordeonie i zaśpiewać pieśni o miłości?
- Jak masz akordeon to jazda! – rzucił George, zerkając badawczo na puszki.
Nic co wymyślili, nie pomogło. Zwierzątka nadal nie chciały się rozmnożyć. Postanowili poradzić się Hagrida, który miał być na urodzinach Harry’ego. Ron przyniósł pudełko z puszkami przed dom, a pół-olbrzym sprawdzał, co jest z nimi nie tak. Przyglądał się uważnie każdemu z osobna, po czym rzekł:
- Cholibka! Nic dziwnego, że nie mają młodych!
- Coś im dolega? Są chore? – dopytywała się zaniepokojona Luna.
- Chodzi o to, że nic im się nie stało. Są całe i zdrowe!
- To, czemu nie mają małych?
- Bo to wszystko to dorodne dziewuchy są! – Hagrid zachichotał. – Mieliście szczęście złapać same baby!
- Ten zwierzęcy magnetyzm… - dodała Ginny ku ogólnemu wybuchowi wesołości.
- O kurna… musimy złapać jakiegoś faceta… - Ron nie był zachwycony.
Hermiona podeszła do niego i postukała go w głowę.
- Ziemia do Rona! Myśl!
- Co znowu ci nie pasuje kobieto?
- Twoja rodzona siostra ma puszka płci męskiej. Nazywa się Arnold i sądzę, że będzie wyjątkowo atrakcyjny dla twoich panienek!
- No tak! – Ron pacnął się dłonią w czoło. – Kurde, zapomniałem o Arnoldzie! Ginny, dawaj go tutaj! Będzie miał dzisiaj upojną noc!
Ginny nie trzeba było dwa razy powtarzać. Pobiegła po swojego zwierzaczka i po minucie była z powrotem. Ostrożnie włożyła go do pudełka. Samiczki na początku zbiły się w stadko z dala od obcego samczyka. Arnold powoli zbliżył się do nich i zaczął je obwąchiwać. Po chwili wszystkie puszki płci damskiej zapoznały się z samczykiem i zaczęła się zabawa.
- O matko! – wyrwało się zaskoczonemu Ronowi. – To się dzieje tak szybko?
- Bierze się za drugą! – pisnęła Ginny.
- Na gacie Merlina! – wykrztusił Neville, patrząc na wygibasy puszków z szeroko otwartymi oczami.
Pudełko trzęsło się jak szalone. Hermiona patrząc na puszki, miała zawstydzoną minę, Luna wykazywała naukowe zainteresowanie, a Harry’emu opadła szczęka.
- Chciałbym być jak Arnold – stwierdził Ron.
- Okrągły i puszysty? Zapuść włosy i zacznij jeść za troje – odpowiedziała mu z niewinnym uśmieszkiem Ginny.
- A może chcesz mieć sześć dziewczyn na raz? – spytała z przekąsem Hermiona.
Harry’ego i Neville’a dopadł gwałtowny atak kaszlu. Ron zaczerwienił się i zaczął dukać, że nie miał tego na myśli.
- Dobra, idziemy do domu! – zdecydowała Ginny. – Dajmy im trochę prywatności.
Radosne piski oznaczające, że puszki dobrze się bawią, trwały do samego rana. Arnold zaś, po niedługim czasie, został ojcem siedmiu małych, puchatych kuleczek.